Na twarzy Dracona
zagościł uśmiech triumfu. W jego dłoni spoczywał złoty znicz. Gdy do wszystkich
dotarło, co właśnie się stało. Kibice Slytherinu ryknęli głośno i zaczęli
wiwatować.
— Taaaak! Draco Malfoy
złapał znicz! Slytherin zyskuje sto pięćdziesiąt punktów i tym samym wygrywa
mecz z wynikiem dwieście siedemdziesiąt do siedemdziesięciu!
Wszędzie dało się
słyszeć pomruki zrezygnowania i niedowierzania. Jedynie członkowie Domu Węża
nadal głośno wiwatowali. Szczególnie niezadowolona, a raczej przerażona była
Hermiona Granger. Przez chwilę żyła nadzieję, że Draco w euforii wygranej
zapomni o tym głupim zakładzie. Jednak ostatnia iskierka nadziei zgasła, gdy pojawił
się tuż przed nią z uśmiechem triumfu.
— Widzisz, lwico,
mówiłem, że ja zawsze wygrywam.
Żachnął się, patrząc na
przerażoną Granger. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, aby jej odpuścić, ale
zaraz rezygnował z tego pomysłu. Chciał jej pomóc przezwyciężyć ten lęk. Tak
właściwie to nie rozumiał, jak można bać się tak cudownej rzeczy, jak latanie.
Nie wiedział, dlaczego, ale chciał pokazać jej piękno tego, co sam tak kochał i
zmniejszyć jej lęk przed lataniem. Zrobił miejsce na miotle i wyciągnął rękę w
jej stronę. Hermiona cholernie się bała, nie chciała nigdzie lecieć.
— Obiecuję, że nic ci ze
mną nie grozi.
Zapewnił ją łagodnym i
czułym głosem Draco.
— Ale ja…
Zacięła się, nie mogło
jej przejść przez gardło, że czegoś się boi.
— Wiem, że boisz się
latać.
Hermiona spojrzała na
niego oczami wielkości galeonów. Skąd on o tym wie? Nikomu o tym nie mówiła,
absolutnie nikomu. Zawsze wykręcała się, że po prostu nie lubi latać i tyle.
— A–ale skąd…?
— Skąd o tym wiem?
Błagam cię. Domyśliłem się już w Durmstrangu. Obiecuję, że nic ci się nie
stanie, a poza tym zakład to zakład, nie masz wyboru.
Hermiona spojrzała na
niego błagalnie, jednak jego mina mówiła, że nie ma najmniejszego zamiaru
odpuścić. W końcu pełna obaw wyciągnęła rękę i niepewnie ujęła dłoń Dracona.
Ten widząc, że się zgadza, podleciał jeszcze bliżej, tak by mogła spokojnie
wsiąść. Hermiona niepewnie przełożyła nogę przez miotłę.
— Przysuń się do mnie.
Granger natychmiast
wykonała jego polecenia. Mało tego objęła go, mocno wtulając się w jego plecy.
Draco uśmiechnął się. Czuł się wspaniale, mając przy sobie tę drobną istotkę.
Delikatnie wzbił się wyżej i od razu poczuł, jak Hermiona jeszcze mocniej się
do niego przytula.
— Przysięgam, że nic ci
się nie stanie.
Hermiona pokiwała tylko
głową, lecz deklaracja Dracona wcale ją nie uspokoiły. Brak gruntu pod nogami tylko
potęgował jej strach. Szczelnie zamknęła oczy, łudząc się, że jak nie będzie
patrzeć, to przestanie się bać. Nagle poczuła pęd powietrza na swojej twarzy. Draco
powoli ruszył, zamierzając oblecieć boisko wraz ze swoją drużyną. Wszyscy
przyglądali się Prefektom z niedowierzaniem, ale i zaciekawienie. Malfoy jednak
nic sobie z tego nie robił, teraz liczyła się tylko ona. Czuł, że Granger bardzo
mocno się do niego przytula i zaciska powieki.
— Lwico, otwórz oczy.
Poprosił łagodnie.
— Nie.
— Ufasz mi?
— Tak, ale…
— Nie ma, ale. Ufasz mi,
czy nie?
Po chwili namysłu
odpowiedziała.
— Tak.
— To otwórz oczy.
Hermiona bardzo powoli uniosła
powieki. Jej oczom ukazały się trybuny, które znajdowały się tuż obok niej.
Widziała, że wszyscy się na nią gapią, ale w tym momencie niewiele ją to
obchodziło, gdyż Malfoy uniósł trzonek miotły, zmuszając ją tym samym do
wzniesienia się jeszcze wyżej. Tym razem jednak Hermiona nie zamknęła oczu, a
wręcz przeciwnie. Rozglądała się, chłonąc otaczające ją widoki. Draco wzniósł
się ku niebu i wylecieli ze stadionu, kierując się w stronę jeziora. Hermiona
musiała przyznać, że ten widok zapierał dech w piersiach. Z góry wszystko
wyglądało tak cudownie. Tafla jeziora delikatnie falowała, z powodu ruchów
ogromnej kałamarnicy. Draco nagle skierował miotłę w dół tak, że teraz lecieli
tuż nad wodą. Hermiona spojrzała na jezioro i ujrzała swoje odbicie, na jej
twarzy gościł uśmiech. Już się nie bała, bliskość Malfoya dawała jej poczucie
bezpieczeństwa. Draco ponownie zmienił tor ich lotu i teraz kierowali się w
stronę zamku. Po chwili krążyli już wokół wież Hogwartu. Hermiona była
zachwycona, z tej perspektywy wszystko wydawało się jeszcze bardziej magiczne.
Teraz rozumiała, dlaczego chłopaki tak kochali latać.
— I jak się podoba?
Zapytał Draco,
przekrzywiając lekko głowę w jej stronę, aby mogła go usłyszeć.
— Jest cudownie.
Odpowiedziała szczerze
Hermiona. Naprawdę jej się podobało, ale sama chyba nie odważyłaby się
polecieć.
— A nie mówiłem.
W innych okolicznościach
Draco zapewne zaszczyciłby ją jakąś złośliwą uwagą, ale teraz był zbyt zadowolony,
że osiągnął swój cel i przełamał jej lęk.
— Teraz polecimy jeszcze
w jedno miejsce.
Powiedział tajemniczo,
kierując się w stronę Zakazanego Lasu.
— Dokąd?
— Tego dowiesz się na
miejscu.
— Ale…
— Granger, to niespodzianka
i koniec.
Dała za wygraną,
wiedziała, że i tak niczego z niego nie wyciągnie. Po chwili zaczęli się
zniżać, by w końcu wylądować między jakimś drzewami. Gdy Hermiona zsiadła z
miotły, rozejrzała się po okolicy. Nie widziała tu nic znajomego, co więcej
czuła się tu dość niepewnie. Pomimo tego, że chimera, która ją zaatakowała,
została jakiś cudem schwytana, to nadal nie była w stanie wyrzucić z pamięci
tamtego wydarzenia.
— Spokojnie, nic nam tu
nie grozi, te bestie nie wychodzą w ciągu dnia.
— Czy ty przypadkiem nie
grzebiesz mi w głowie?
Zapytała nieco
poirytowana Hermiona. Jakim cudem on zawsze wiedział, o czym w danej chwili
myśli, a raczej, co ją niepokoi?
— Granger, nie muszę tego
robić. Mogę z ciebie czytać jak z otwartej książki. Wystarczy, że spojrzę ci w
oczy.
— Powiedz mi lepiej, po
co tu przyszliśmy.
— Zobaczysz.
W tym momencie Draco podszedł
do Hermiony i stanął za nią. Wyczarował opaskę, którą zawiązał jej na oczach.
— Malfoy, co ty do
cholery wyprawiasz?
Już chciała ściągnąć
materiał, ale Draco złapał ją za rękę.
— Przestań zrzędzić i
chodź.
Po tych słowach
pociągnął ją w tylko sobie znanym kierunku. Po prawie pięciu minutach Draco
zatrzymał się i puścił jej dłoń. Hermiona już otwierała usta, aby coś
powiedzieć, gdy poczuła dłonie na swojej tali.
— Jesteśmy na miejscu.
Wyszeptał jej do ucha i
zdjął opaskę. Hermiona otworzyła oczy i po prostu zaniemówiła. Przed nią
rozciągała się niewielka polana, z każdej strony otoczona drzewami, jednak nie
to było w niej niezwykłe. Kilka metrów przed nimi na linii lasu znajdował się
dość duży głaz. Wyglądał, jakby tworzyły go połyskujące na różowo perły. Na
jego szczycie znajdowało się wgłębienie, z którego wypływała woda, tworząc
niewielki wodospad, dający początek małemu strumykowi. Kolejne, co zaskoczyło Hermionę
to fakt, że był już niemal listopad, a na polanie nadal kwitły przeróżne
kwiaty. Stała tak chłonąc każdy szczegół, a Draco przyglądał się jej z
satysfakcją. Przeczuwał, że to miejsce zachwyci ją, tak samo, jak jego, gdy je
odkrył na czwartym roku.
— Podoba się?
Zapytał, doskonale
znając odpowiedź.
— Tu jest pięknie.
Wyszeptała Hermiona,
jakby bojąc się zakłócić spokój tego miejsca.
— To może usiądziemy?
— Pewnie.
Draco poprowadził ją
bliżej wodospadu i wyczarował koc, na którym usiedli.
— Dziękuję.
Powiedziała po chwili Hermiona,
odwracając głowę w stronę Dracona.
— Za co?
— Za wszystko. Lot na
miotle, przyprowadzenie tutaj.
— Widzisz, Granger, nie
było się czego bać.
— Tylko że właśnie przez
ten irracjonalny strach nawet nie nauczyłam się latać.
Przyznała trochę
zawstydzona Hermiona i zaczęła wyginać swoje palce.
— Ja cię nauczę.
— Co?
Hermiona spojrzała na
niego nieco zaskoczona, ale i przestraszona. Owszem z nim czuła się bezpiecznie,
ale sama?
— Nauczę cię latać.
Zaczniemy na wiosnę, bo teraz nie ma na to dobrych warunków, ale jak tylko
zrobi się ciepło, to bierzemy się do roboty.
— Czy to konieczne?
— Nie dyskutuj, przecież
powiedziałem, że ze mną nic ci się nie stanie.
Hermiona zmieszała się,
widząc w jego oczach czułość. Czuła się z tym dość dziwnie. Nadal ciężko jej
było połączyć Malfoya z takimi uczuciami jak empatia, czy troska. Jednak coraz
częściej udowadniał jej, że naprawdę się zmienił. Zostało w nim wiele z dawnego
Malfoya, ale właśnie taki jej się podobał. Tak, chcąc nie chcąc musiała
przyznać, że ten tleniony Ślizgon zaczął jej się podobać. Zdecydowanie jednak
wolała to zachować dla siebie. Siedzieli tak jeszcze długo, śmiejąc się i
rozmawiając. W tym czasie na niebie pojawiły się ciemne chmury i zerwał się
wiatr. Hermiona objęła się rękami i zadrżała, gdyż zrobiło się naprawdę
chłodno.
— Zimno ci?
Zapytał Draco, patrząc
na skuloną dziewczynę.
— Trochę.
— To wracajmy już.
— Nie musimy.
— Spokojnie, jeszcze tu kiedyś
wrócimy.
Draco uśmiechnął się
łobuzersko, po czym stanął na nogach i pomógł wstać Hermionie. Teraz stali
naprzeciwko siebie, patrząc sobie prosto w oczy.
— Wracamy też na miotle?
Zapytała Hermiona, aby
przerwać ciszę, która zapanowała. Nagle niebo rozdarła błyskawica, po której
nastąpił potężny grzmot. Niczego niespodziewająca się panna Granger podskoczyła
i wpadła prosto w ramiona Dracona. Teraz ich ciała się stykały, a twarze
dzieliły zaledwie centymetry. Znowu patrzyli sobie w oczy. Hermiona speszona
całą sytuacją spuściła wzrok. Jednak Draco nie miał zamiaru jej na to pozwolić.
Jedną ręką ujął jej podbródek i uniósł go, a drugą nadal obejmując ją w tali, przyciągnął
jeszcze bliżej siebie. Oboje sprawiali wrażenie zahipnotyzowanych. Draco tonął
w ciemnobrązowych oczach Granger, które tak go fascynowały. Przeniósł wzrok na
jej malinowe usta, które już od dawna go kusiły. „Teraz albo nigdy”, pomyślał i delikatnie musnął jej wargi swoimi.
Widząc, że nie protestuje, pogłębił pocałunek. Hermiona była w ciężkim szoku,
ale po chwili oddała się pieszczocie, zarzucając Draconowi ręce na szyję. Ten
widząc, że Granger również się to podoba, przyciągnął ją maksymalnie do siebie.
Z początku delikatny pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Coraz
bardziej zatracali się w tej chwili przyjemności. Hermiona wplotła palce we włosy
Dracona, a on błądził dłońmi po jej plecach. Nawet nie wiedzieli, ile tak
stali, czas przestał istnieć, liczyli się tylko oni. Nagle jednak z nieba
zaczęły spadać krople deszczu, które z początku zignorowali, ale po chwili
przerodziły się one w prawdziwą ulewę. Para niechętnie oderwała się od siebie.
Patrzyli sobie w oczy, a strużki deszczy spływały po ich twarzach i coraz
bardziej przemoczonych ubraniach.
— Chyba powinniśmy
wracać.
Stwierdziła Hermiona,
nadal wpatrując się w Dracona. W dalszym ciągu była oszołomiona ich
pocałunkiem. Jeszcze żadne chłopak nie całował jej z taką pasją.
— Chyba tak.
Właściwie to Draco nie
miał najmniejszej ochoty gdziekolwiek się stąd gdziekolwiek ruszać. Chciał
tu zostać i ponownie skosztować ust Granger. Jednak czuł, że dziewczyn zaczyna
delikatnie drżeć, z powodu przemoczenia. Niechętnie odsunął się od niej, wziął
miotłę i wsiadła na nią. Hermiona uczyniła to samo, mocno go obejmując. Draco
odepchnął się od ziemi i już po chwili szybowali w powietrzu pośród strumieni
deszczu. Szybko dolecieli do drzwi frontowych i weszli do szkoły. Dotarłszy do
Wielkiej Sali, zauważyli, że obiad już trwa. I wtedy w tym samym momencie
obojgu zaburczało w brzuchu.
— Chyba wypadałoby iść
coś zjeść.
Zaśmiał się Draco, a
Hermiona przytaknęła tylko, po czym weszli do środka.
— Zjedz ze mną.
Poprosił Draco, gdy Hermiona
już miała odejść.
— Nie, zjem u siebie.
Zobaczymy się później, Malfoy.
Puściła mu oczko i
odeszłam. Draco westchnął tylko, wpatrując się w jej oddalającą sylwetkę. W
końcu odwrócił się i odszedł w stronę stołu Slytherinu. Gdy tylko Ślizgoni go
zobaczyli, zaczęli wiwatować i gratulować mu wygranej jednak w tej chwili mało
go to interesowało. Jego głowę zaprzątała tylko i wyłącznie Granger. Z szerokim
uśmiechem na ustach usiadł naprzeciwko Blaise i Pansy tak, że aby mieć idealny
widok na stół Gryffidoru.
— Stary gdzie ty byłeś?
Wszyscy cię szukali! Czemu masz na sobie strój od Quidditcha i dlaczego do ciężkiej
cholery jesteś taki mokry?
Wyrzucał z siebie na
jednym wydechu Zabini. Nie widział przyjaciela od momentu, gdy ten odleciał z
boiska w towarzystwie Hermiony. Był strasznie ciekawy, co robił jego kumpel.
Draco jednak nie reagował na pytania, przez cały czas rozpamiętując pocałunek z
Granger. Czuł się jak nigdy dotąd, miał ochotę skakać i wykrzyczeć całemu
światu, jaki jest szczęśliwy. Całował się już z tyloma dziewczynami i nigdy nie
przywiązywał do tego większej wagi, a najczęściej była to po prostu częścią gry
wstępnej, a teraz? Myślał jedynie o tej nieznośniej Gryfonce, na którą co chwilę
zerkał. Nagle jednak Blaise pomachał mu ręką przed oczami, przerywając tym samy
jego rozmyślania.
— Smoku, do cholery
mówię do ciebie! Co się dzieje?
— Nic, zupełnie nic.
Odpowiedział Draco
nieobecnym głosem, nadal wpatrując się w stół Gryffindoru.
— Na pewno?
Zapytała lekko
zaniepokojona Pansy, Draco nie zachowywał się normalnie. Zabini myślał
intensywnie, co mogło się stać i nagle doznał olśnienia, „Hermiona!”
— Draco, co robiłeś po
meczu?
— Byłem z Granger.
„Ha i tu cię mam stary!” pomyślał Blaise i spojrzał znacząco na
swoją dziewczynę, która również zaczęła wszystko dobrze interpretować.
— Taak? A można
wiedzieć, co robiliście tyle czasu?
— Nie.
Odpowiedział Draco,
nadal uśmiechając się szeroko. Gdy ponownie zaburczało mu w brzuchu, zabrał się
za jedzenie, lecz nadal obserwował Granger. Blaise za to był coraz bardziej
poirytowany. Jego kumple coś ukrywał i nie chciał mu powiedzieć, co. W końcu nie
wytrzymał.
— Przestań się w końcu
szczerzyć i powiedz, co się stało po tym cholernym meczu!
— Na to nie licz.
Rzucił krótko, nie
przerywając jedzenia Draco. Blaise już miał coś powiedzieć, ale usłyszał, jak
Pansy szepcze mu coś do ucha.
— Daj spokój, teraz i
tak nic z niego nie wyciągniesz.
Blaise westchnął zrezygnowany,
ale nic już nie powiedział.
— Draco, o dwudziestej robimy
imprezę w naszym salonie. Przyjdziesz, prawda?
Zapytała panna
Parkinson. Draco zamyślił się na chwilę. Czy miał ochotę iść na jakąś imprezę i
bez przerwy opędzać się od tych wszystkich idiotek? Nie, zdecydowanie nie. O
wiele bardziej wolał spędzić miły wieczór z Granger.
— Nie, raczej nie.
Para spojrzała na niego
jak na kosmitę. Żadne z nich nie pamiętało, aby Malfoy kiedykolwiek odmówił
imprezy.
— Czy ty się, aby na
pewno dobrze czujesz? Ta impreza jest właściwie na twoją cześć, w końcu to
dzięki tobie wygraliśmy mecz!
Pieklił się Blaise. Teraz
już naprawdę zaczął się martwić o kumpla.
„Ja już dostałem nagrodę za wygraną”, pomyślał Draco i uśmiechnął się
jeszcze szerzej. Odruchowo spojrzał na stół Gryfonów, ale nie ujrzał tam burzy
loków, której się spodziewał. Dokończył, więc szybko swój posiłek i zaczął się
zbierać.
— Serio, nie będzie
mnie. Może następnym razem, a teraz idę. Bawcie się dobrze.
I już go nie było.
— Czy mi się wydaje, czy
jemu kompletnie odbiło?
— Blaise kochanie, czy
ty w ogóle myślisz? To chyba oczywiste, że między nim, a Hermioną do czegoś
doszło. Nasz Smok się zakochał.
Stwierdziła z uśmiechem
Pansy.
— Wiedziałem! Ja od
początku byłem pewny, że ich do siebie ciągnie!
Oboje roześmiali się
serdecznie i w wyśmienitych humorach wrócili do posiłku. W tym samym czasie
Draco wszedł do salonu. Musiał się koniecznie wykąpać i przebrać. Poszedł do
pokoju, zabrał wszystko, co było mu potrzebne i skierował się do łazienki. Gdy
już miał nacisnąć klamkę, drzwi same się otworzyły, a w nich stanęła Hermiona. Draco
uśmiechnął się szeroko na jej widok, szczególnie że była odziana jedynie w kusy
ręcznik. Panna Granger stała jakby ją wmurowało, była nieco skrępowana całą
sytuacją. Nie dość, że sterczała tu prawie naga, to jeszcze nie wiedziała, jak
się zachować po dzisiejszym pocałunku, który był tak nierealny, że aż
prawdziwy. Musiała przyznać sama przed sobą, że nie miałaby nic przeciwko
powtórzeniu tego. Po chwili jednak otrząsnęła się z rozmyślań, uświadamiając
sobie, że nadal stoi, tępo wpatrując się w Malfoya.
— Łazienka już wolna.
Oznajmiła i już chciała
odejść, ale Draco zastawił jej drogę.
— Co ty na to, żeby
posiedzieć dzisiaj w salonie?
— Pewnie.
To było to, czego w tej
chwili chciała najbardziej; spędzić jeszcze więcej czasu z tym nieznośnym
Ślizgonem.
— W taki razie przyjdę
po ciebie, jak się ogarnę.
Oznajmił Draco, po czym
zniknął za drzwiami łazienki. Hermiona weszła do pokoju i od razu skierowała
się do szafy, nie zamierzając po raz kolejny paradować przed Malfoyem w samym
ręczniku. Zmieniwszy ubrania, opadła na łóżko obok
swojego pupila. Nie czuła się zbyt dobrze, co chwilę miała dreszcze, a do tego
zaczęło ją boleć gardło. Wiedziała, że na pewno są to skutki uboczne latania w
deszczu, ale pomimo tego nie żałowała. Dzisiejsze popołudnie śmiało mogła
zliczyć do bardzo udanych. Zastanawiała się tylko, co teraz powinna zrobić. Z
jednej strony Draco jej się podobał i to nawet bardzo, ale z drugiej bała się
rozczarowania i odrzucenia. W końcu był on znany ze swoich podbojów miłosnych. Poza
tym Hermiona nigdy nie należała do dziewczyn, które uganiały się za chłopakami.
Uważała, że jest to poniżej jej godności. Tego też zamierzała się trzymać i tym
razem. Jeżeli mu zależy i coś dla niego znaczy, musi jej to udowodnić. „Co ma być, to będzie.”, pomyślała i w
tym momencie usłyszała pukanie. Trochę niechętnie zwlekła się z łóżka, gdyż
nadal nie czuła się za dobrze i poszła otworzyć drzwi. Tak jak przypuszczała, za
nimi stał Malfoy.
— I jak, gotowa?
— Tak.
Odpowiedziała nieco
zachrypniętym głosem i ruszyli do salonu. Hermiona już z daleka poczuła
rozchodzący się po całym pokoju zapach gorącej czekolady. Jak się okazało,
wydobywał się on z dwóch kubków, znajdujących się aktualnie na stoliku. Usiedli
na kanapie, Draco jeden napój podał dziewczynie, a drugi wziął dla siebie. Hermiona
upiła łyk napoju i od razu poczuła, jak przyjemne ciepło rozlewa się po jej
ciele.
— W ogóle to Slytherin
nie świętuje wygranej?
Zapytała zaciekawiona
Hermiona. Doskonale pamiętała, jak Gryfoni po każdym wygranym meczu urządzali
huczne imprezy.
— Świętuje.
— Chwileczkę, więc
dlaczego cię tam nie ma? Przecież to impreza właściwie na twoją cześć, jesteś
kapitanem, a do tego złapałeś znicza.
— Granger, po co ja mam
tam iść? Żeby odpędzać się przez cały czas od napalonych Ślizgonek? Nie dzięki,
wolę zostać z tobą, a poza tym pójdziemy na następną imprezę.
— Jak to „pójdziemy”?
— Chyba nie zapomniałaś,
że masz iść na następną imprezę w Slytherinie?
Na twarzy Dracona zagościł
uśmiech triumfu, na co Hermiona spiorunowała go wzrokiem, ale nic nie
odpowiedziała, ponieważ zaczęła kaszleć.
— Dobrze się czujesz?
Zapytał Draco z troską w
głosie. Dopiero teraz zauważył, że Granger jest nieco bledsza niż zwykle.
— Tak.
Skłamała, udając, że
wszystko jest w porządku, ale Draco nie dał się nabrać.
— Uważaj, bo ci uwierzę.
Przybliżył się do Hermiony
i dotknął jej czoła, utwierdzając się w przekonaniu, że jest rozpalona.
— Na Salazara, jeszcze
tego brakuje, żebyś była przeze mnie chora. Poczekaj tu chwilę.
Powiedział Draco i udał
się do swojego pokoju. Po chwili wrócił z ciepłym, zielonym kocem i jakąś
buteleczką. Przyniesione okrycie zarzucił na ramiona Granger, po czym usiadł
obok i objął ją ramieniem, zmniejszając odległość między nimi do minimum.
— Wypij to.
Mówiąc to, podała jej
buteleczkę z lekiem.
— Co to?
— Eliksir Pieprzowy,
powinien ci pomóc, a jak nie to jutro idziesz do Skrzydła Szpitalnego.
— Ale ja…
— Nawet nie próbuj ze mną
dyskutować. Wiesz, że ja i tak zawsze stawiam na swoim.
Hermiona prychnęła z
oburzenia, ale wypiła lekarstwo. Malfoy miał rację, powinna zwalczyć
przeziębienie w zarodku, aby nie rozłożyło jej na dobre. To okropne, gdyby z
powodu głupie choroby musiała zawalić zajęcia.
— Grzeczna, lwica.
— Nie nazywaj mnie
lwicą.
— Czemu?
Draco świetnie się bawił,
widząc zdenerwowanie Granger, zawsze tak słodko marszczyła wtedy nosek.
— Bo nie.
— Jesteś Gryfonką, a do
tego masz dużo z lwicy. Niby grzeczna i urocza, a jak przyjdzie, co do czego i
się wściekniesz, to lepiej wiać.
Po tych słowach Draco oberwał
łokciem w żebra, ale pomimo to na twarzy Hermiony zagościł uśmiech.
*****
W Pokoju Wspólny
Slytherinu impreza trwała na całego. Wszyscy świętowali wygrany mecz w towarzystwie
Ognistej i dobrej muzyki. Jednak każdy zadawał sobie to samo pytanie, gdzie się
podział bohater dzisiejszego dnia? Jedynie Blaise i Pansy, którzy właśnie
siedzieli na jednej z kanap, wiedzieli, co się dzieje z młodym Malfoyem. Nagle
do siedzącej pary podeszła Dafne Greengrass, która wyglądała jak zwykła
ulicznica. Czerwona, skórzana spódniczka, która więcej odkrywała, niż
zakrywała, wysokie szpilki tego samego koloru i skrawek czarnego materiału,
który zapewne miał służyć jako bluzka.
— Nie widzieliście
gdzieś Dracusia?
Zapytała, trzepocząc
swoimi sztucznymi rzęsami.
— Nie ma go tu.
Odpowiedział Blaise,
patrząc na dziewczynę krytycznym wzrokiem.
— Jak to? Ale ja
chciałam mu pogratulować i mam dla niego niespodziankę.
Zaszczebiotała słodko
Dafne z lubieżnym uśmiechem na ustach, co wywołało dreszcz zarówno u Blaise’a
jak i u jego dziewczyny. W tym momencie dziękowali Salazarowi za to, że Dracona
jednak tu nie ma.
— Smok jest u siebie i
nie ma zamiaru tu przychodzić.
Tym razem odezwała się
Pansy. Chciała się jak najszybciej pozbyć namolnej koleżanki.
— Ale jak to?
— Po prostu.
— To w takim razie ja
pójdę do niego.
— Po pierwsze nie sądzę,
abyś była tam mile widziana, a po drugie nie znasz hasła.
Panna Parkinson mówiła
spokojnie i dobitnie, pomimo tego, że była bardzo zniesmaczona zarówno
zachowaniem, jak i wyglądem koleżanki. Cały czas zadawała sobie pytanie, jak
ona mogła zachowywać się podobnie?
— Wy mi podacie hasło.
Stwierdziła Dafne, jakby
to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Miała pewne plany wobec młodego
arystokraty i za wszelką cenę musiała wcielić je w życie.
— Tobie Greengrass to
już chyba do reszty odwaliło. Odczep się od Smoka i zrozum, że on cię nie chce.
Jesteś dla niego za głupia, a poza tym on ma już kogoś.
— COO?!
— To, co słyszałaś.
Draco ma gust i nie wybrałby dla siebie takiej wywłoki.
— Kim ona jest?!
Piekliła się Dafne,
kompletnie nie zważając na rzucane pod jej adresem obelgi. Nie mogła pojąć, jak
jakaś szmata miła czelność zawracać głowę jej Dracusiowi.
— Nie powinno cię to
obchodzić.
Nagle jednak Dafne
doznała olśnienia.
— To ta szlama Granger!
— Licz się ze słowami!
Teraz Blaise był już
naprawdę wkurzony. Nikt nie będzie bezkarnie obrażał Hermiony, a już
szczególnie ktoś taki jak Greengrass.
— Co on w niej widzi?!
Przecież jest brzydką, szlamowatą dziwką!
Blaise już miał coś
powiedzieć, ale nagle Pansy poderwała się gwałtownie z kanapy i po prostu
spoliczkowała koleżankę.
— Jeszcze raz obrazisz
Hermionę, a nie ręczę za siebie! Nawet do pięt jej nie dorastasz ani pod względem
wyglądu, a już tym bardziej inteligencji! A i dziwką to ty jesteś!
Zarówno Blaise, jak i
Dafne patrzyli na rozjuszoną Pansy szeroko otwartymi oczami. Zabini z dumą i
podziwem, a Greengrass z niedowierzaniem i wściekłością. Nie rozumiała, jak ona
śmiała ją uderzyć. Już podnosiła rękę, aby jej oddać, ale Blaise błyskawicznie złapał
ją za nadgarstek.
— Nie waż się podnosić
ręki na moją kobitę i dobrze ci radzę, odwal się od Dracona.
Oburzona Dafne odwróciła
się i szybkim krokiem odeszła na drugi koniec salonu. Para z ulgą opadła na
kanapę.
— Gwarantuję ci, że ja
ją w końcu zabiję.
Pansy nadal czułą
ogromną złość. Ta dziewucha z dnia na dzień irytowała ją coraz bardziej.
— Spokojnie, kochanie. Grunt,
że ta idiotka nie będzie przeszkadzała naszym gołąbeczkom. Swoją drogą to
ciekawe, co u nich.
*****
Draco siedział na
kanapie i wpatrywał się w ogień. Na jego kolanach spoczywała głowa Hermiony,
która leżała szczelnie zawinięta w koc. Przez cały czas gładził ją po włosach.
Jej gorączka powoli ustępowała. Draco wiedział, że teraz Granger musi się
wygrzać, aby jak najszybciej dojść do siebie. Chciał ją zanieść do sypialni,
ale ta uparcie twierdziła, że nie jest śpiąca i woli zostać w salonie, więc się
zgodził. Z jednej strony cieszył się, że może z nią pobyć, ale z drugiej
chciał, aby jak najszybciej wyzdrowiała, szczególnie że miał swój udział w jej
chorobie.
— Jak się czujesz?
Zapytał, delikatnie
dotykając jej policzka.
— Lepiej, ale jest mi za
gorąco.
Marudziła Hermiona.
Eliksir Pieprzowy, gruby sweter i ciepły koc to nie było dobre połączenie, a
już zwłaszcza na kanapie przed kominkiem.
— I o to chodzi,
Granger. Musisz się wygrzać i wyzdrowieć jak najszybciej, bo inaczej kogo ja
będę wkurzał na lekcjach?
Hermiona prychnęła
tylko, ale nic nie odpowiedziała. Kłótnia z tym uparciuchem była bezsensowna.
Siedzieli więc w ciszy, a Draco nadal gładził ją po głowie. W jego oczach była
taka niewinna i krucha. Patrząc tak na nią, zdał sobie sprawę, że Granger stała
się dla niego naprawdę ważna. Nie potrafił tego wytłumaczyć, bo oczywiście dla
niego zakochanie się nie wchodziło w grę, ale zaczęło mu coraz bardziej na niej
zależeć. Martwił się o nią, troszczył, dostawał furii, gdy obok niej kręcił się
inny facet, co oczywiście według niego wcale nie oznaczało zazdrości, i chciał,
aby zawsze była przy nim. Z jednej strony nie rozumiał swoich uczuć, ale z
drugiej nie wyobrażał sobie teraz, aby mogło być inaczej. Myślał tak, gdy nagle
poczuł, że Granger zaczyna spokojniej oddychać i bardziej wtula się w jego
nogi. Spojrzał na nią, miała zarumienione policzki, zamknięte oczy i spała.
Powoli zdjął jej głowę ze swoich kolan i wstał. Najdelikatniej jak potrafił,
wziął ją na ręce i skierował się do jej sypialni. Znalazłszy się w środku,
ułożył ją wygodnie na łóżku i szczelnie okrył kołdrą. Spojrzał na nią ostatni
raz, po czym pocałował ją w czoło.
— Dobranoc, Granger.
Po tych słowach po
prostu wyszedł, zostawiając śpiąca dziewczynę samą.
Ooo jaaa ♥
OdpowiedzUsuńPocałowali się *.* Ale świetny rozdział :D
um, Pansy taka niegrzeczna :P W sumie też bym uderzyła Dafne xd należało się jej ;)
A Draco taki kochany i troskiwy :)
Czekam na next xd
droga-do-milosci.blogspot.com/
Pozdrawiam M.
Jej... pocałunek w deszczu <3 Draco jest przesłodki, a Hermione też bardzo lubię. Parring Pansy&Blaise bardzo mi się podoba. Parkinson zrobiła z Dafne dokładnie to samo co ja zrobiłabym na jej miejscu. W sumie... czy ta Greengrass nie może się rzucić z mostu czy coś? Fajnie że Hermiona jest chora, bo Malfoy się nią opiekuje a ja bardzo lubię takie sceny. Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńczarodziejskie-dramione.blogspot.com
Siemka! Super! Po prostu genialnie ! Podoba mi się to, że Draco jest taki opiekuńczy! Dzięki tobie polubiłam Pansy! Jesteś idealna!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam~ Isa
PAKT
OdpowiedzUsuńStian Thoms może wydać wam się na pozór zwyczajnym chłopakiem. Ba, każda spotkana na ulicy osoba stwierdzi, że jest on zwyczajnym, nieśmiałym, niewinnie wyglądającym chłopakiem. Rzeczywistość jest jednak inna...
Stian Thoms nie jest zwyczajny. W najmniejszym stopniu. Mroczne zakamarki jego umysłu skrywają olbrzymią tajemnicę... Pozbawiony sumienia i serca, bezduszny morderca o nadprzyrodzonych mocach, ścigany przez największe władze Norwegii - nie cofnie się przed niczym.
Stian Thoms podpisał bowiem Pakt.
A to już na zawsze odmieniło jego życie...
Mówiłam już że jesteś boska. ? Jeśli nie to MÓWIĘ . . Ślicznie piszesz....
OdpowiedzUsuńDziękuję za liczne komentarze które wspierają mnie na duchu ...
<3333333333333333
OdpowiedzUsuńGenialne :D Kocham :D
OdpowiedzUsuńŚwietna historia i wspaniały rozdział. Lot na miotle świetny i taki romantyczny. No i ten upragniony pocałunek:)) Bardzo podoba mi się ten Twój wykreowany Draco, taki troskliwy i opiekuńczy ale nadal ma ten swój ostry charakterek.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ich relacja będzie się w pozytywny sposób rozwijać i nie będą mieli za wiele przeciwności losu.
Czekam na kolejną część z niecierpliwością:))
W końcu się pocałowali! <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział! :)
Ten rozdzial jest swietny! Pocalowali sie!!
OdpowiedzUsuńSadzilam ze to Harry zlapie znicza. Ale jednak lepiej sie stalo ze to Draco go zlapal. :)
Czekam na kolejny rozdzial! ;)
Proszęęęęę o wejście na mojego nowego blogaaa prosszz i o informowanie mnie na nim o nowych notkach u cb! http://victoria-baker-gordon.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńO jejku, rozpisałaś sie :)
OdpowiedzUsuńDoliczaj kolejną stałą czytelniczkę. Zaczarował mnie ten fragment kiedy wziął ją na miotłę, serce biło jak oszalałe :3
Dodaję do ulubionych na swoim :)
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :3
W skrócie: "jesteś genialna".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Quibbler
Jejejeje nareszcie ten pocałunek ! :D Długo czekałam na tą scenę... Draco okazał się taki troskliwy... :) Czekam na następną notkę ! :)
OdpowiedzUsuńwłaśnie przeczytałam *.* GENIALNE <3 KIEDY KOLEJNY ROZDZIAŁ ?! :* tylko szybko! :D
OdpowiedzUsuńJutro do południa powinna ukazać się nowa notka :)
UsuńWitaj! Chciała bym się z tobą skontaktować. W sumie jak adminów na Dramione PL mogę ale na tel.. Mogła byś napisać na gg lub mail?
UsuńGg:45531844
Mail: z.ciastko@gmail.com
WOOOOOOOOOW!! na Salazara, jesteś genialna ! właśnie połknęłam wszystkie 18 rozdziałów i jestem wściekła ! dlaczego nie ma więcej ?????!??! ;<<< haha, a tak na poważnie. Świetnie piszesz. Fabuła jest zaskakująca, jest odpowiednio dużo dialogów, słowa są idealnie dobrane do stylu i sytuacji, itd., itp..... Błagam Cię, błagam i szlocham na kolanach, szybko dodaj nowy rozdział;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i życzę weny i czasu,
Potterhead ;*
Hej! Zostałaś nominowana do LA. Więcej informacji u mnie: http://love-is-blind-dramione.blogspot.com
OdpowiedzUsuńGenialnie. To draco złapał znicza.Doczekałam się ! Pocałowali się. Tak romantycznie. Nie znoszę Greengras. Wracam do czytania.
OdpowiedzUsuńJ.K.
Opis pocałunków czytałam z otwarta buzia.. bez kitu ! na serio ! :-D
OdpowiedzUsuńMiejsce, mecz.. młaaa! :3
Ta Dafne mnie wkurrrr. rza !
a ich czas przy kominku i grzanie Hermi ? - słodko i uroczo ! <3
CzytelniczkaGreen.
Świetny, lecę dalej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki
Taaak!!! Dracze ma znicza! Euforia
OdpowiedzUsuńDramionella♥
Zazdroszczę Pansy...
OdpowiedzUsuńTeż chciałabym wpieprzyć (sorry za słownictwo) Greengrass ;//
~MrsMalfoy
Pierwszy pocałunek Dramionie, wygrana Draco, wpięprzenie tej idiotcę Greengrass :-D Po prostu rozwalasz mnie dziewczyno, piszesz z talentem i pasją . GRATULUJĘ !!!
OdpowiedzUsuń"Wybrałby" razem, "bez sensu" osobno.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)