niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 18


Na twarzy Dracona zagościł uśmiech triumfu. W jego dłoni spoczywał złoty znicz. Gdy do wszystkich dotarło, co właśnie się stało. Kibice Slytherinu ryknęli głośno i zaczęli wiwatować.
— Taaaak! Draco Malfoy złapał znicz! Slytherin zyskuje sto pięćdziesiąt punktów i tym samym wygrywa mecz z wynikiem dwieście siedemdziesiąt do siedemdziesięciu!
Wszędzie dało się słyszeć pomruki zrezygnowania i niedowierzania. Jedynie członkowie Domu Węża nadal głośno wiwatowali. Szczególnie niezadowolona, a raczej przerażona była Hermiona Granger. Przez chwilę żyła nadzieję, że Draco w euforii wygranej zapomni o tym głupim zakładzie. Jednak ostatnia iskierka nadziei zgasła, gdy pojawił się tuż przed nią z uśmiechem triumfu.
— Widzisz, lwico, mówiłem, że ja zawsze wygrywam.
Żachnął się, patrząc na przerażoną Granger. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, aby jej odpuścić, ale zaraz rezygnował z tego pomysłu. Chciał jej pomóc przezwyciężyć ten lęk. Tak właściwie to nie rozumiał, jak można bać się tak cudownej rzeczy, jak latanie. Nie wiedział, dlaczego, ale chciał pokazać jej piękno tego, co sam tak kochał i zmniejszyć jej lęk przed lataniem. Zrobił miejsce na miotle i wyciągnął rękę w jej stronę. Hermiona cholernie się bała, nie chciała nigdzie lecieć.
— Obiecuję, że nic ci ze mną nie grozi.
Zapewnił ją łagodnym i czułym głosem Draco.
— Ale ja…
Zacięła się, nie mogło jej przejść przez gardło, że czegoś się boi.
— Wiem, że boisz się latać.
Hermiona spojrzała na niego oczami wielkości galeonów. Skąd on o tym wie? Nikomu o tym nie mówiła, absolutnie nikomu. Zawsze wykręcała się, że po prostu nie lubi latać i tyle.
— A–ale skąd…?
— Skąd o tym wiem? Błagam cię. Domyśliłem się już w Durmstrangu. Obiecuję, że nic ci się nie stanie, a poza tym zakład to zakład, nie masz wyboru.
Hermiona spojrzała na niego błagalnie, jednak jego mina mówiła, że nie ma najmniejszego zamiaru odpuścić. W końcu pełna obaw wyciągnęła rękę i niepewnie ujęła dłoń Dracona. Ten widząc, że się zgadza, podleciał jeszcze bliżej, tak by mogła spokojnie wsiąść. Hermiona niepewnie przełożyła nogę przez miotłę.
— Przysuń się do mnie.
Granger natychmiast wykonała jego polecenia. Mało tego objęła go, mocno wtulając się w jego plecy. Draco uśmiechnął się. Czuł się wspaniale, mając przy sobie tę drobną istotkę. Delikatnie wzbił się wyżej i od razu poczuł, jak Hermiona jeszcze mocniej się do niego przytula.
— Przysięgam, że nic ci się nie stanie.
Hermiona pokiwała tylko głową, lecz deklaracja Dracona wcale ją nie uspokoiły. Brak gruntu pod nogami tylko potęgował jej strach. Szczelnie zamknęła oczy, łudząc się, że jak nie będzie patrzeć, to przestanie się bać. Nagle poczuła pęd powietrza na swojej twarzy. Draco powoli ruszył, zamierzając oblecieć boisko wraz ze swoją drużyną. Wszyscy przyglądali się Prefektom z niedowierzaniem, ale i zaciekawienie. Malfoy jednak nic sobie z tego nie robił, teraz liczyła się tylko ona. Czuł, że Granger bardzo mocno się do niego przytula i zaciska powieki.
— Lwico, otwórz oczy.
Poprosił łagodnie.
— Nie.
— Ufasz mi?
— Tak, ale…
— Nie ma, ale. Ufasz mi, czy nie?
Po chwili namysłu odpowiedziała.
— Tak.
— To otwórz oczy.
Hermiona bardzo powoli uniosła powieki. Jej oczom ukazały się trybuny, które znajdowały się tuż obok niej. Widziała, że wszyscy się na nią gapią, ale w tym momencie niewiele ją to obchodziło, gdyż Malfoy uniósł trzonek miotły, zmuszając ją tym samym do wzniesienia się jeszcze wyżej. Tym razem jednak Hermiona nie zamknęła oczu, a wręcz przeciwnie. Rozglądała się, chłonąc otaczające ją widoki. Draco wzniósł się ku niebu i wylecieli ze stadionu, kierując się w stronę jeziora. Hermiona musiała przyznać, że ten widok zapierał dech w piersiach. Z góry wszystko wyglądało tak cudownie. Tafla jeziora delikatnie falowała, z powodu ruchów ogromnej kałamarnicy. Draco nagle skierował miotłę w dół tak, że teraz lecieli tuż nad wodą. Hermiona spojrzała na jezioro i ujrzała swoje odbicie, na jej twarzy gościł uśmiech. Już się nie bała, bliskość Malfoya dawała jej poczucie bezpieczeństwa. Draco ponownie zmienił tor ich lotu i teraz kierowali się w stronę zamku. Po chwili krążyli już wokół wież Hogwartu. Hermiona była zachwycona, z tej perspektywy wszystko wydawało się jeszcze bardziej magiczne. Teraz rozumiała, dlaczego chłopaki tak kochali latać.
— I jak się podoba?
Zapytał Draco, przekrzywiając lekko głowę w jej stronę, aby mogła go usłyszeć.
— Jest cudownie.
Odpowiedziała szczerze Hermiona. Naprawdę jej się podobało, ale sama chyba nie odważyłaby się polecieć.
— A nie mówiłem.
W innych okolicznościach Draco zapewne zaszczyciłby ją jakąś złośliwą uwagą, ale teraz był zbyt zadowolony, że osiągnął swój cel i przełamał jej lęk.
— Teraz polecimy jeszcze w jedno miejsce.
Powiedział tajemniczo, kierując się w stronę Zakazanego Lasu.
— Dokąd?
— Tego dowiesz się na miejscu.
— Ale…
— Granger, to niespodzianka i koniec.
Dała za wygraną, wiedziała, że i tak niczego z niego nie wyciągnie. Po chwili zaczęli się zniżać, by w końcu wylądować między jakimś drzewami. Gdy Hermiona zsiadła z miotły, rozejrzała się po okolicy. Nie widziała tu nic znajomego, co więcej czuła się tu dość niepewnie. Pomimo tego, że chimera, która ją zaatakowała, została jakiś cudem schwytana, to nadal nie była w stanie wyrzucić z pamięci tamtego wydarzenia.
— Spokojnie, nic nam tu nie grozi, te bestie nie wychodzą w ciągu dnia.
— Czy ty przypadkiem nie grzebiesz mi w głowie?
Zapytała nieco poirytowana Hermiona. Jakim cudem on zawsze wiedział, o czym w danej chwili myśli, a raczej, co ją niepokoi?
— Granger, nie muszę tego robić. Mogę z ciebie czytać jak z otwartej książki. Wystarczy, że spojrzę ci w oczy.
— Powiedz mi lepiej, po co tu przyszliśmy.
— Zobaczysz.
W tym momencie Draco podszedł do Hermiony i stanął za nią. Wyczarował opaskę, którą zawiązał jej na oczach.
— Malfoy, co ty do cholery wyprawiasz?
Już chciała ściągnąć materiał, ale Draco złapał ją za rękę.
— Przestań zrzędzić i chodź.
Po tych słowach pociągnął ją w tylko sobie znanym kierunku. Po prawie pięciu minutach Draco zatrzymał się i puścił jej dłoń. Hermiona już otwierała usta, aby coś powiedzieć, gdy poczuła dłonie na swojej tali.
— Jesteśmy na miejscu.
Wyszeptał jej do ucha i zdjął opaskę. Hermiona otworzyła oczy i po prostu zaniemówiła. Przed nią rozciągała się niewielka polana, z każdej strony otoczona drzewami, jednak nie to było w niej niezwykłe. Kilka metrów przed nimi na linii lasu znajdował się dość duży głaz. Wyglądał, jakby tworzyły go połyskujące na różowo perły. Na jego szczycie znajdowało się wgłębienie, z którego wypływała woda, tworząc niewielki wodospad, dający początek małemu strumykowi. Kolejne, co zaskoczyło Hermionę to fakt, że był już niemal listopad, a na polanie nadal kwitły przeróżne kwiaty. Stała tak chłonąc każdy szczegół, a Draco przyglądał się jej z satysfakcją. Przeczuwał, że to miejsce zachwyci ją, tak samo, jak jego, gdy je odkrył na czwartym roku.
— Podoba się?
Zapytał, doskonale znając odpowiedź.
— Tu jest pięknie.
Wyszeptała Hermiona, jakby bojąc się zakłócić spokój tego miejsca.
— To może usiądziemy?
— Pewnie.
Draco poprowadził ją bliżej wodospadu i wyczarował koc, na którym usiedli.
— Dziękuję.
Powiedziała po chwili Hermiona, odwracając głowę w stronę Dracona.
— Za co?
— Za wszystko. Lot na miotle, przyprowadzenie tutaj.
— Widzisz, Granger, nie było się czego bać.
— Tylko że właśnie przez ten irracjonalny strach nawet nie nauczyłam się latać.
Przyznała trochę zawstydzona Hermiona i zaczęła wyginać swoje palce.
— Ja cię nauczę.
— Co?
Hermiona spojrzała na niego nieco zaskoczona, ale i przestraszona. Owszem z nim czuła się bezpiecznie, ale sama?
— Nauczę cię latać. Zaczniemy na wiosnę, bo teraz nie ma na to dobrych warunków, ale jak tylko zrobi się ciepło, to bierzemy się do roboty.
— Czy to konieczne?
— Nie dyskutuj, przecież powiedziałem, że ze mną nic ci się nie stanie.
Hermiona zmieszała się, widząc w jego oczach czułość. Czuła się z tym dość dziwnie. Nadal ciężko jej było połączyć Malfoya z takimi uczuciami jak empatia, czy troska. Jednak coraz częściej udowadniał jej, że naprawdę się zmienił. Zostało w nim wiele z dawnego Malfoya, ale właśnie taki jej się podobał. Tak, chcąc nie chcąc musiała przyznać, że ten tleniony Ślizgon zaczął jej się podobać. Zdecydowanie jednak wolała to zachować dla siebie. Siedzieli tak jeszcze długo, śmiejąc się i rozmawiając. W tym czasie na niebie pojawiły się ciemne chmury i zerwał się wiatr. Hermiona objęła się rękami i zadrżała, gdyż zrobiło się naprawdę chłodno.
— Zimno ci?
Zapytał Draco, patrząc na skuloną dziewczynę.
— Trochę.
— To wracajmy już.
— Nie musimy.
— Spokojnie, jeszcze tu kiedyś wrócimy.
Draco uśmiechnął się łobuzersko, po czym stanął na nogach i pomógł wstać Hermionie. Teraz stali naprzeciwko siebie, patrząc sobie prosto w oczy.
— Wracamy też na miotle?
Zapytała Hermiona, aby przerwać ciszę, która zapanowała. Nagle niebo rozdarła błyskawica, po której nastąpił potężny grzmot. Niczego niespodziewająca się panna Granger podskoczyła i wpadła prosto w ramiona Dracona. Teraz ich ciała się stykały, a twarze dzieliły zaledwie centymetry. Znowu patrzyli sobie w oczy. Hermiona speszona całą sytuacją spuściła wzrok. Jednak Draco nie miał zamiaru jej na to pozwolić. Jedną ręką ujął jej podbródek i uniósł go, a drugą nadal obejmując ją w tali, przyciągnął jeszcze bliżej siebie. Oboje sprawiali wrażenie zahipnotyzowanych. Draco tonął w ciemnobrązowych oczach Granger, które tak go fascynowały. Przeniósł wzrok na jej malinowe usta, które już od dawna go kusiły. „Teraz albo nigdy”, pomyślał i delikatnie musnął jej wargi swoimi. Widząc, że nie protestuje, pogłębił pocałunek. Hermiona była w ciężkim szoku, ale po chwili oddała się pieszczocie, zarzucając Draconowi ręce na szyję. Ten widząc, że Granger również się to podoba, przyciągnął ją maksymalnie do siebie. Z początku delikatny pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Coraz bardziej zatracali się w tej chwili przyjemności. Hermiona wplotła palce we włosy Dracona, a on błądził dłońmi po jej plecach. Nawet nie wiedzieli, ile tak stali, czas przestał istnieć, liczyli się tylko oni. Nagle jednak z nieba zaczęły spadać krople deszczu, które z początku zignorowali, ale po chwili przerodziły się one w prawdziwą ulewę. Para niechętnie oderwała się od siebie. Patrzyli sobie w oczy, a strużki deszczy spływały po ich twarzach i coraz bardziej przemoczonych ubraniach.
— Chyba powinniśmy wracać.
Stwierdziła Hermiona, nadal wpatrując się w Dracona. W dalszym ciągu była oszołomiona ich pocałunkiem. Jeszcze żadne chłopak nie całował jej z taką pasją.
— Chyba tak.
Właściwie to Draco nie miał najmniejszej ochoty gdziekolwiek się stąd gdziekolwiek ruszać. Chciał tu zostać i ponownie skosztować ust Granger. Jednak czuł, że dziewczyn zaczyna delikatnie drżeć, z powodu przemoczenia. Niechętnie odsunął się od niej, wziął miotłę i wsiadła na nią. Hermiona uczyniła to samo, mocno go obejmując. Draco odepchnął się od ziemi i już po chwili szybowali w powietrzu pośród strumieni deszczu. Szybko dolecieli do drzwi frontowych i weszli do szkoły. Dotarłszy do Wielkiej Sali, zauważyli, że obiad już trwa. I wtedy w tym samym momencie obojgu zaburczało w brzuchu.
— Chyba wypadałoby iść coś zjeść.
Zaśmiał się Draco, a Hermiona przytaknęła tylko, po czym weszli do środka.
— Zjedz ze mną.
Poprosił Draco, gdy Hermiona już miała odejść.
— Nie, zjem u siebie. Zobaczymy się później, Malfoy.
Puściła mu oczko i odeszłam. Draco westchnął tylko, wpatrując się w jej oddalającą sylwetkę. W końcu odwrócił się i odszedł w stronę stołu Slytherinu. Gdy tylko Ślizgoni go zobaczyli, zaczęli wiwatować i gratulować mu wygranej jednak w tej chwili mało go to interesowało. Jego głowę zaprzątała tylko i wyłącznie Granger. Z szerokim uśmiechem na ustach usiadł naprzeciwko Blaise i Pansy tak, że aby mieć idealny widok na stół Gryffidoru.
— Stary gdzie ty byłeś? Wszyscy cię szukali! Czemu masz na sobie strój od Quidditcha i dlaczego do ciężkiej cholery jesteś taki mokry?
Wyrzucał z siebie na jednym wydechu Zabini. Nie widział przyjaciela od momentu, gdy ten odleciał z boiska w towarzystwie Hermiony. Był strasznie ciekawy, co robił jego kumpel. Draco jednak nie reagował na pytania, przez cały czas rozpamiętując pocałunek z Granger. Czuł się jak nigdy dotąd, miał ochotę skakać i wykrzyczeć całemu światu, jaki jest szczęśliwy. Całował się już z tyloma dziewczynami i nigdy nie przywiązywał do tego większej wagi, a najczęściej była to po prostu częścią gry wstępnej, a teraz? Myślał jedynie o tej nieznośniej Gryfonce, na którą co chwilę zerkał. Nagle jednak Blaise pomachał mu ręką przed oczami, przerywając tym samy jego rozmyślania.
— Smoku, do cholery mówię do ciebie! Co się dzieje?
— Nic, zupełnie nic.
Odpowiedział Draco nieobecnym głosem, nadal wpatrując się w stół Gryffindoru.
— Na pewno?
Zapytała lekko zaniepokojona Pansy, Draco nie zachowywał się normalnie. Zabini myślał intensywnie, co mogło się stać i nagle doznał olśnienia, „Hermiona!”
— Draco, co robiłeś po meczu?
— Byłem z Granger.
„Ha i tu cię mam stary!” pomyślał Blaise i spojrzał znacząco na swoją dziewczynę, która również zaczęła wszystko dobrze interpretować.
— Taak? A można wiedzieć, co robiliście tyle czasu?
— Nie.
Odpowiedział Draco, nadal uśmiechając się szeroko. Gdy ponownie zaburczało mu w brzuchu, zabrał się za jedzenie, lecz nadal obserwował Granger. Blaise za to był coraz bardziej poirytowany. Jego kumple coś ukrywał i nie chciał mu powiedzieć, co. W końcu nie wytrzymał.
— Przestań się w końcu szczerzyć i powiedz, co się stało po tym cholernym meczu!
— Na to nie licz.
Rzucił krótko, nie przerywając jedzenia Draco. Blaise już miał coś powiedzieć, ale usłyszał, jak Pansy szepcze mu coś do ucha.
— Daj spokój, teraz i tak nic z niego nie wyciągniesz.
Blaise westchnął zrezygnowany, ale nic już nie powiedział.
— Draco, o dwudziestej robimy imprezę w naszym salonie. Przyjdziesz, prawda?
Zapytała panna Parkinson. Draco zamyślił się na chwilę. Czy miał ochotę iść na jakąś imprezę i bez przerwy opędzać się od tych wszystkich idiotek? Nie, zdecydowanie nie. O wiele bardziej wolał spędzić miły wieczór z Granger.
— Nie, raczej nie.
Para spojrzała na niego jak na kosmitę. Żadne z nich nie pamiętało, aby Malfoy kiedykolwiek odmówił imprezy.
— Czy ty się, aby na pewno dobrze czujesz? Ta impreza jest właściwie na twoją cześć, w końcu to dzięki tobie wygraliśmy mecz!
Pieklił się Blaise. Teraz już naprawdę zaczął się martwić o kumpla. „Ja już dostałem nagrodę za wygraną”, pomyślał Draco i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Odruchowo spojrzał na stół Gryfonów, ale nie ujrzał tam burzy loków, której się spodziewał. Dokończył, więc szybko swój posiłek i zaczął się zbierać.
— Serio, nie będzie mnie. Może następnym razem, a teraz idę. Bawcie się dobrze.
I już go nie było.
— Czy mi się wydaje, czy jemu kompletnie odbiło?
— Blaise kochanie, czy ty w ogóle myślisz? To chyba oczywiste, że między nim, a Hermioną do czegoś doszło. Nasz Smok się zakochał.
Stwierdziła z uśmiechem Pansy.
— Wiedziałem! Ja od początku byłem pewny, że ich do siebie ciągnie!
Oboje roześmiali się serdecznie i w wyśmienitych humorach wrócili do posiłku. W tym samym czasie Draco wszedł do salonu. Musiał się koniecznie wykąpać i przebrać. Poszedł do pokoju, zabrał wszystko, co było mu potrzebne i skierował się do łazienki. Gdy już miał nacisnąć klamkę, drzwi same się otworzyły, a w nich stanęła Hermiona. Draco uśmiechnął się szeroko na jej widok, szczególnie że była odziana jedynie w kusy ręcznik. Panna Granger stała jakby ją wmurowało, była nieco skrępowana całą sytuacją. Nie dość, że sterczała tu prawie naga, to jeszcze nie wiedziała, jak się zachować po dzisiejszym pocałunku, który był tak nierealny, że aż prawdziwy. Musiała przyznać sama przed sobą, że nie miałaby nic przeciwko powtórzeniu tego. Po chwili jednak otrząsnęła się z rozmyślań, uświadamiając sobie, że nadal stoi, tępo wpatrując się w Malfoya.
— Łazienka już wolna.
Oznajmiła i już chciała odejść, ale Draco zastawił jej drogę.
— Co ty na to, żeby posiedzieć dzisiaj w salonie?
— Pewnie.
To było to, czego w tej chwili chciała najbardziej; spędzić jeszcze więcej czasu z tym nieznośnym Ślizgonem.
— W taki razie przyjdę po ciebie, jak się ogarnę.
Oznajmił Draco, po czym zniknął za drzwiami łazienki. Hermiona weszła do pokoju i od razu skierowała się do szafy, nie zamierzając po raz kolejny paradować przed Malfoyem w samym ręczniku. Zmieniwszy ubrania, opadła na łóżko obok swojego pupila. Nie czuła się zbyt dobrze, co chwilę miała dreszcze, a do tego zaczęło ją boleć gardło. Wiedziała, że na pewno są to skutki uboczne latania w deszczu, ale pomimo tego nie żałowała. Dzisiejsze popołudnie śmiało mogła zliczyć do bardzo udanych. Zastanawiała się tylko, co teraz powinna zrobić. Z jednej strony Draco jej się podobał i to nawet bardzo, ale z drugiej bała się rozczarowania i odrzucenia. W końcu był on znany ze swoich podbojów miłosnych. Poza tym Hermiona nigdy nie należała do dziewczyn, które uganiały się za chłopakami. Uważała, że jest to poniżej jej godności. Tego też zamierzała się trzymać i tym razem. Jeżeli mu zależy i coś dla niego znaczy, musi jej to udowodnić. „Co ma być, to będzie.”, pomyślała i w tym momencie usłyszała pukanie. Trochę niechętnie zwlekła się z łóżka, gdyż nadal nie czuła się za dobrze i poszła otworzyć drzwi. Tak jak przypuszczała, za nimi stał Malfoy.
— I jak, gotowa?
— Tak.
Odpowiedziała nieco zachrypniętym głosem i ruszyli do salonu. Hermiona już z daleka poczuła rozchodzący się po całym pokoju zapach gorącej czekolady. Jak się okazało, wydobywał się on z dwóch kubków, znajdujących się aktualnie na stoliku. Usiedli na kanapie, Draco jeden napój podał dziewczynie, a drugi wziął dla siebie. Hermiona upiła łyk napoju i od razu poczuła, jak przyjemne ciepło rozlewa się po jej ciele.
— W ogóle to Slytherin nie świętuje wygranej?
Zapytała zaciekawiona Hermiona. Doskonale pamiętała, jak Gryfoni po każdym wygranym meczu urządzali huczne imprezy.
— Świętuje.
— Chwileczkę, więc dlaczego cię tam nie ma? Przecież to impreza właściwie na twoją cześć, jesteś kapitanem, a do tego złapałeś znicza.
— Granger, po co ja mam tam iść? Żeby odpędzać się przez cały czas od napalonych Ślizgonek? Nie dzięki, wolę zostać z tobą, a poza tym pójdziemy na następną imprezę.
— Jak to „pójdziemy”?
— Chyba nie zapomniałaś, że masz iść na następną imprezę w Slytherinie?
Na twarzy Dracona zagościł uśmiech triumfu, na co Hermiona spiorunowała go wzrokiem, ale nic nie odpowiedziała, ponieważ zaczęła kaszleć.
— Dobrze się czujesz?
Zapytał Draco z troską w głosie. Dopiero teraz zauważył, że Granger jest nieco bledsza niż zwykle.
— Tak.
Skłamała, udając, że wszystko jest w porządku, ale Draco nie dał się nabrać.
— Uważaj, bo ci uwierzę.
Przybliżył się do Hermiony i dotknął jej czoła, utwierdzając się w przekonaniu, że jest rozpalona.
— Na Salazara, jeszcze tego brakuje, żebyś była przeze mnie chora. Poczekaj tu chwilę.
Powiedział Draco i udał się do swojego pokoju. Po chwili wrócił z ciepłym, zielonym kocem i jakąś buteleczką. Przyniesione okrycie zarzucił na ramiona Granger, po czym usiadł obok i objął ją ramieniem, zmniejszając odległość między nimi do minimum.
— Wypij to.
Mówiąc to, podała jej buteleczkę z lekiem.
— Co to?
— Eliksir Pieprzowy, powinien ci pomóc, a jak nie to jutro idziesz do Skrzydła Szpitalnego.
— Ale ja…
— Nawet nie próbuj ze mną dyskutować. Wiesz, że ja i tak zawsze stawiam na swoim.
Hermiona prychnęła z oburzenia, ale wypiła lekarstwo. Malfoy miał rację, powinna zwalczyć przeziębienie w zarodku, aby nie rozłożyło jej na dobre. To okropne, gdyby z powodu głupie choroby musiała zawalić zajęcia.
— Grzeczna, lwica.
— Nie nazywaj mnie lwicą.
— Czemu?
Draco świetnie się bawił, widząc zdenerwowanie Granger, zawsze tak słodko marszczyła wtedy nosek.
— Bo nie.
— Jesteś Gryfonką, a do tego masz dużo z lwicy. Niby grzeczna i urocza, a jak przyjdzie, co do czego i się wściekniesz, to lepiej wiać.
Po tych słowach Draco oberwał łokciem w żebra, ale pomimo to na twarzy Hermiony zagościł uśmiech.

*****

W Pokoju Wspólny Slytherinu impreza trwała na całego. Wszyscy świętowali wygrany mecz w towarzystwie Ognistej i dobrej muzyki. Jednak każdy zadawał sobie to samo pytanie, gdzie się podział bohater dzisiejszego dnia? Jedynie Blaise i Pansy, którzy właśnie siedzieli na jednej z kanap, wiedzieli, co się dzieje z młodym Malfoyem. Nagle do siedzącej pary podeszła Dafne Greengrass, która wyglądała jak zwykła ulicznica. Czerwona, skórzana spódniczka, która więcej odkrywała, niż zakrywała, wysokie szpilki tego samego koloru i skrawek czarnego materiału, który zapewne miał służyć jako bluzka.
— Nie widzieliście gdzieś Dracusia?
Zapytała, trzepocząc swoimi sztucznymi rzęsami.
— Nie ma go tu.
Odpowiedział Blaise, patrząc na dziewczynę krytycznym wzrokiem.
— Jak to? Ale ja chciałam mu pogratulować i mam dla niego niespodziankę.
Zaszczebiotała słodko Dafne z lubieżnym uśmiechem na ustach, co wywołało dreszcz zarówno u Blaise’a jak i u jego dziewczyny. W tym momencie dziękowali Salazarowi za to, że Dracona jednak tu nie ma.
— Smok jest u siebie i nie ma zamiaru tu przychodzić.
Tym razem odezwała się Pansy. Chciała się jak najszybciej pozbyć namolnej koleżanki.
— Ale jak to?
— Po prostu.
— To w takim razie ja pójdę do niego.
— Po pierwsze nie sądzę, abyś była tam mile widziana, a po drugie nie znasz hasła.
Panna Parkinson mówiła spokojnie i dobitnie, pomimo tego, że była bardzo zniesmaczona zarówno zachowaniem, jak i wyglądem koleżanki. Cały czas zadawała sobie pytanie, jak ona mogła zachowywać się podobnie?
— Wy mi podacie hasło.
Stwierdziła Dafne, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Miała pewne plany wobec młodego arystokraty i za wszelką cenę musiała wcielić je w życie.
— Tobie Greengrass to już chyba do reszty odwaliło. Odczep się od Smoka i zrozum, że on cię nie chce. Jesteś dla niego za głupia, a poza tym on ma już kogoś.
— COO?!
— To, co słyszałaś. Draco ma gust i nie wybrałby dla siebie takiej wywłoki.
— Kim ona jest?!
Piekliła się Dafne, kompletnie nie zważając na rzucane pod jej adresem obelgi. Nie mogła pojąć, jak jakaś szmata miła czelność zawracać głowę jej Dracusiowi.
— Nie powinno cię to obchodzić.
Nagle jednak Dafne doznała olśnienia.
— To ta szlama Granger!
— Licz się ze słowami!
Teraz Blaise był już naprawdę wkurzony. Nikt nie będzie bezkarnie obrażał Hermiony, a już szczególnie ktoś taki jak Greengrass.
— Co on w niej widzi?! Przecież jest brzydką, szlamowatą dziwką!
Blaise już miał coś powiedzieć, ale nagle Pansy poderwała się gwałtownie z kanapy i po prostu spoliczkowała koleżankę.
— Jeszcze raz obrazisz Hermionę, a nie ręczę za siebie! Nawet do pięt jej nie dorastasz ani pod względem wyglądu, a już tym bardziej inteligencji! A i dziwką to ty jesteś!
Zarówno Blaise, jak i Dafne patrzyli na rozjuszoną Pansy szeroko otwartymi oczami. Zabini z dumą i podziwem, a Greengrass z niedowierzaniem i wściekłością. Nie rozumiała, jak ona śmiała ją uderzyć. Już podnosiła rękę, aby jej oddać, ale Blaise błyskawicznie złapał ją za nadgarstek.
— Nie waż się podnosić ręki na moją kobitę i dobrze ci radzę, odwal się od Dracona.
Oburzona Dafne odwróciła się i szybkim krokiem odeszła na drugi koniec salonu. Para z ulgą opadła na kanapę.
— Gwarantuję ci, że ja ją w końcu zabiję.
Pansy nadal czułą ogromną złość. Ta dziewucha z dnia na dzień irytowała ją coraz bardziej.
— Spokojnie, kochanie. Grunt, że ta idiotka nie będzie przeszkadzała naszym gołąbeczkom. Swoją drogą to ciekawe, co u nich.

*****

Draco siedział na kanapie i wpatrywał się w ogień. Na jego kolanach spoczywała głowa Hermiony, która leżała szczelnie zawinięta w koc. Przez cały czas gładził ją po włosach. Jej gorączka powoli ustępowała. Draco wiedział, że teraz Granger musi się wygrzać, aby jak najszybciej dojść do siebie. Chciał ją zanieść do sypialni, ale ta uparcie twierdziła, że nie jest śpiąca i woli zostać w salonie, więc się zgodził. Z jednej strony cieszył się, że może z nią pobyć, ale z drugiej chciał, aby jak najszybciej wyzdrowiała, szczególnie że miał swój udział w jej chorobie.
— Jak się czujesz?
Zapytał, delikatnie dotykając jej policzka.
— Lepiej, ale jest mi za gorąco.
Marudziła Hermiona. Eliksir Pieprzowy, gruby sweter i ciepły koc to nie było dobre połączenie, a już zwłaszcza na kanapie przed kominkiem.
— I o to chodzi, Granger. Musisz się wygrzać i wyzdrowieć jak najszybciej, bo inaczej kogo ja będę wkurzał na lekcjach?
Hermiona prychnęła tylko, ale nic nie odpowiedziała. Kłótnia z tym uparciuchem była bezsensowna. Siedzieli więc w ciszy, a Draco nadal gładził ją po głowie. W jego oczach była taka niewinna i krucha. Patrząc tak na nią, zdał sobie sprawę, że Granger stała się dla niego naprawdę ważna. Nie potrafił tego wytłumaczyć, bo oczywiście dla niego zakochanie się nie wchodziło w grę, ale zaczęło mu coraz bardziej na niej zależeć. Martwił się o nią, troszczył, dostawał furii, gdy obok niej kręcił się inny facet, co oczywiście według niego wcale nie oznaczało zazdrości, i chciał, aby zawsze była przy nim. Z jednej strony nie rozumiał swoich uczuć, ale z drugiej nie wyobrażał sobie teraz, aby mogło być inaczej. Myślał tak, gdy nagle poczuł, że Granger zaczyna spokojniej oddychać i bardziej wtula się w jego nogi. Spojrzał na nią, miała zarumienione policzki, zamknięte oczy i spała. Powoli zdjął jej głowę ze swoich kolan i wstał. Najdelikatniej jak potrafił, wziął ją na ręce i skierował się do jej sypialni. Znalazłszy się w środku, ułożył ją wygodnie na łóżku i szczelnie okrył kołdrą. Spojrzał na nią ostatni raz, po czym pocałował ją w czoło.
— Dobranoc, Granger.
Po tych słowach po prostu wyszedł, zostawiając śpiąca dziewczynę samą.

26 komentarzy:

  1. Ooo jaaa ♥
    Pocałowali się *.* Ale świetny rozdział :D
    um, Pansy taka niegrzeczna :P W sumie też bym uderzyła Dafne xd należało się jej ;)
    A Draco taki kochany i troskiwy :)
    Czekam na next xd
    droga-do-milosci.blogspot.com/

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej... pocałunek w deszczu <3 Draco jest przesłodki, a Hermione też bardzo lubię. Parring Pansy&Blaise bardzo mi się podoba. Parkinson zrobiła z Dafne dokładnie to samo co ja zrobiłabym na jej miejscu. W sumie... czy ta Greengrass nie może się rzucić z mostu czy coś? Fajnie że Hermiona jest chora, bo Malfoy się nią opiekuje a ja bardzo lubię takie sceny. Pozdrawiam i życzę weny.
    czarodziejskie-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Siemka! Super! Po prostu genialnie ! Podoba mi się to, że Draco jest taki opiekuńczy! Dzięki tobie polubiłam Pansy! Jesteś idealna!
    Pozdrawiam~ Isa

    OdpowiedzUsuń
  4. PAKT

    Stian Thoms może wydać wam się na pozór zwyczajnym chłopakiem. Ba, każda spotkana na ulicy osoba stwierdzi, że jest on zwyczajnym, nieśmiałym, niewinnie wyglądającym chłopakiem. Rzeczywistość jest jednak inna...
    Stian Thoms nie jest zwyczajny. W najmniejszym stopniu. Mroczne zakamarki jego umysłu skrywają olbrzymią tajemnicę... Pozbawiony sumienia i serca, bezduszny morderca o nadprzyrodzonych mocach, ścigany przez największe władze Norwegii - nie cofnie się przed niczym.
    Stian Thoms podpisał bowiem Pakt.
    A to już na zawsze odmieniło jego życie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Mówiłam już że jesteś boska. ? Jeśli nie to MÓWIĘ . . Ślicznie piszesz....
    Dziękuję za liczne komentarze które wspierają mnie na duchu ...

    OdpowiedzUsuń
  6. <3333333333333333

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetna historia i wspaniały rozdział. Lot na miotle świetny i taki romantyczny. No i ten upragniony pocałunek:)) Bardzo podoba mi się ten Twój wykreowany Draco, taki troskliwy i opiekuńczy ale nadal ma ten swój ostry charakterek.
    Mam nadzieję, że ich relacja będzie się w pozytywny sposób rozwijać i nie będą mieli za wiele przeciwności losu.
    Czekam na kolejną część z niecierpliwością:))

    OdpowiedzUsuń
  8. W końcu się pocałowali! <3
    Czekam na kolejny rozdział! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten rozdzial jest swietny! Pocalowali sie!!
    Sadzilam ze to Harry zlapie znicza. Ale jednak lepiej sie stalo ze to Draco go zlapal. :)
    Czekam na kolejny rozdzial! ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Proszęęęęę o wejście na mojego nowego blogaaa prosszz i o informowanie mnie na nim o nowych notkach u cb! http://victoria-baker-gordon.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. O jejku, rozpisałaś sie :)
    Doliczaj kolejną stałą czytelniczkę. Zaczarował mnie ten fragment kiedy wziął ją na miotłę, serce biło jak oszalałe :3
    Dodaję do ulubionych na swoim :)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :3

    OdpowiedzUsuń
  12. W skrócie: "jesteś genialna".

    Pozdrawiam Quibbler

    OdpowiedzUsuń
  13. Jejejeje nareszcie ten pocałunek ! :D Długo czekałam na tą scenę... Draco okazał się taki troskliwy... :) Czekam na następną notkę ! :)

    OdpowiedzUsuń
  14. właśnie przeczytałam *.* GENIALNE <3 KIEDY KOLEJNY ROZDZIAŁ ?! :* tylko szybko! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro do południa powinna ukazać się nowa notka :)

      Usuń
    2. Witaj! Chciała bym się z tobą skontaktować. W sumie jak adminów na Dramione PL mogę ale na tel.. Mogła byś napisać na gg lub mail?
      Gg:45531844
      Mail: z.ciastko@gmail.com

      Usuń
  15. WOOOOOOOOOW!! na Salazara, jesteś genialna ! właśnie połknęłam wszystkie 18 rozdziałów i jestem wściekła ! dlaczego nie ma więcej ?????!??! ;<<< haha, a tak na poważnie. Świetnie piszesz. Fabuła jest zaskakująca, jest odpowiednio dużo dialogów, słowa są idealnie dobrane do stylu i sytuacji, itd., itp..... Błagam Cię, błagam i szlocham na kolanach, szybko dodaj nowy rozdział;)
    pozdrawiam i życzę weny i czasu,
    Potterhead ;*

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej! Zostałaś nominowana do LA. Więcej informacji u mnie: http://love-is-blind-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Genialnie. To draco złapał znicza.Doczekałam się ! Pocałowali się. Tak romantycznie. Nie znoszę Greengras. Wracam do czytania.
    J.K.

    OdpowiedzUsuń
  18. Opis pocałunków czytałam z otwarta buzia.. bez kitu ! na serio ! :-D
    Miejsce, mecz.. młaaa! :3
    Ta Dafne mnie wkurrrr. rza !
    a ich czas przy kominku i grzanie Hermi ? - słodko i uroczo ! <3
    CzytelniczkaGreen.

    OdpowiedzUsuń
  19. Świetny, lecę dalej :)
    Pozdrawiam,
    Tsuki

    OdpowiedzUsuń
  20. Taaak!!! Dracze ma znicza! Euforia
    Dramionella♥

    OdpowiedzUsuń
  21. Zazdroszczę Pansy...
    Też chciałabym wpieprzyć (sorry za słownictwo) Greengrass ;//

    ~MrsMalfoy

    OdpowiedzUsuń
  22. Pierwszy pocałunek Dramionie, wygrana Draco, wpięprzenie tej idiotcę Greengrass :-D Po prostu rozwalasz mnie dziewczyno, piszesz z talentem i pasją . GRATULUJĘ !!!

    OdpowiedzUsuń
  23. "Wybrałby" razem, "bez sensu" osobno.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń