-
Niemożliwe…
Szepnęła,
z niedowierzaniem wpatrując się w kopertę. Spodziewałaby się wielu rzeczy, ale
nie tego. Dopiero po dłuższej chwili zdecydowała się na otworzenie koperty.
Drżącymi palcami wyciągnęła list i zaczęła go czytać.
Droga
Hermiono
Wiem,
że najprawdopodobniej spalisz ten list nawet go nie otwierając, ale musiałem
napisać. Wyrzuty sumienia zżerają mnie od środka. Dopiero teraz, gdy odzyskałem
świadomość zdałem sobie sprawę, co zrobiłem. Nie usprawiedliwiam się, ale chcę,
żebyś wiedziała. Nie jesteś w stanie nienawidzić mnie bardziej niż ja siebie.
To, co zrobiłem nie kwalifikuję się pod przepraszam, ale żadne inne słowo nie
przychodzi mi do głowy. Nie myśl, że oczekuję od Ciebie wybaczenia, bo
doskonale zdaję sobie sprawę jak straszne były moje czyny. To, co stało się ze
mną po wojnie… Nie jestem tak silny jak ty, czy Harry. Przerosło mnie to. Ci
wszyscy ludzie, którzy polegli, Fred… Nie mogłem się z tym pogodzić.
Potrzebowałem pomocy, teraz to wiem, ale wtedy tego nie dostrzegałem. Mogę Cię
tylko przeprosić, że cały swój gniew, frustracje i ból wyładowywałem na Tobie.
Zawsze byłaś i pomagałaś mi, gdy tylko tego potrzebowałem, a ja zmieniłam twoje
życie w piekło. Raczej marny ze mnie przyjaciel. Skrzywdziłem wszystkich ludzi,
którzy są dla mnie ważni, a najbardziej Ciebie. Wiem, że najprawdopodobniej
nigdy mi tego nie wybaczysz, ale zasługuję na twoje potępienie. Stałem się
potworem i choć teraz wychodzę na prostą nigdy nie darują sobie tego, co
zrobiłem. Nie wiem, po co to piszę, bo i tak zapewne ten list już dawno płonie,
a nawet jeśli nie to i tak się nie zgodzisz, ale co mi szkodzi. Gdybyś tylko
chciała się ze mną spotkać i porozmawiać o tym wszystkim w każdej chwili możesz
mnie odwiedzić w Mungu. Wiem, że zapewne nie chcesz nawet na mnie patrzeć, ale
jeśli jest choć cień nadziei bym mógł wszystko naprawić przyjdź proszę. Nie ma
znaczenia kiedy, nie musisz nawet uprzedzać, jestem tu przez cały czas. Nie
pozostaje mi nic innego jak jeszcze raz napisać przepraszam.
Ron
Czytała,
a z każdym kolejnym słowem coraz więcej łez spływało po jej policzkach, mocząc
pergamin. W tych zdaniach było zawarte tyle bólu, ale i też niemej prośby o
pomoc. Widać, że nie tylko jej te wszystkie wydarzenia nie dawały spokoju. Teraz
były one zepchnięte na dalszy plan z wiadomych powodów, ale jednak gdzieś w jej
umyśle zawsze tkwił obraz Rona. Czytając ten list na nowo zaczęła go postrzegać
jak sympatycznego, choć nieco roztrzepanego rudzielca, którego kochała jak
brata. Wiedziała, że on potrzebuje jej wybaczenie, lecz nie była przekonana jak
ma postąpić. Może i w głębi duszy nadal go kochała, ale nie mogła wyrzucić z
pamięci jego niebieskich oczu przepełnionych pogardą. Każdy jego czyn, czy też
słowo były niczym sztylet wbijany w jej serce. Czy aby na pewno miała tyle
siły, aby zmierzyć się z kolejnym problemem? Los nie szczędził jej ostatnimi
czasy przykrości i zmartwień, a teraz miała ich sobie dokładać jeszcze więcej?
Nawet nie zdążyła się do końca otrząsnąć po tym, co miało miejsce wczoraj, a
teraz to. Hermiona ukryła twarz w dłoniach pozwalając łzom płynąć. To był jej
jedyny sposób na odreagowanie. Niektórzy uważają je za przejaw słabości, ale
tak naprawdę są ukojeniem w bólu, którego inni nie potrafią lub nie chcą pojąć.
Dziś rano obiecała sobie, że weźmie się w garść, ale teraz to nie było ważne.
Musiała podjąć kolejną poważną decyzję, która mogła nieść za sobą różne
konsekwencje. Bała się jak cholera. Chciała być silna, znieść to wszystko, ale
prawda była taka, że każdy miał swoje granice, a jej już dawno zostały
przekroczone. Teraz jednak nie miała ani siły, ani ochoty, aby o tym myśleć.
Nagle podniosła się z ziemi, ocierając łzy. Zdjęła buty oraz za kolanówki i
pokonała odległość dzieląca ją od jeziora, aż w końcu zanurzyła stopy w
chłodnej wodzie. Dreszcz przeszedł po jej plecach, ale kompletnie się tym nie
przejęła. Przymknęła oczy, unosząc głowę w stronę słońca. Ogarnął ją dziwny
spokój, a jej myśli krążyły tylko wokół tego, co ją otacza. Nie było nic poza
szumem wody, świstem wiatru i śpiewem ptaków. Choć na chwile jej problemy
zeszły na dalszy plan. Wiedziała, że bardzo szybko będzie musiała ponownie się
z nimi zmierzyć, ale nie teraz. Każda chwila spokoju była dla niej na wagę
złota. Na poważne decyzję przyjdzie czas później.
*****
-
No to teraz gadaj.
Nakazał
Draco, gdy wraz z Blaise’m zaszyli się w swoim dormitorium z daleka od
ciekawskich spojrzeń.
-
Co konkretnie chcesz wiedzieć?
Zapytał
spokojnie Diabeł, rozkładając się na swoim łóżku. Oparł się do wezgłowie, aby
mieć dobry widok na przyjaciel, który krążył po pokoju.
-
Dlaczego ona to zrobiła?
-
Nie rób z siebie kretyna. Doskonale wiesz w jakim jest stanie, a to co pokazuję
w dzień to nic w porównaniu do tego, co widzieliśmy.
Draco
zacisnął mocno pięści, czując narastający gniew na samego siebie. Diabeł za to
zamyślił się na chwilę, zastanawiając się, czy powinien powiedzieć blondynowi
całą prawdę. Nie był pewny jak na to zareaguję, a raczej wiedział to doskonale
i właśnie tego się obawiał. Brunet jednak popełnił poważny błąd: zapomniał, że
Draco jest najbardziej spostrzegawczą osobą jaką zna i wystarczy mu jedno
spojrzenie, aby przejrzeć człowieka na wylot. Tak było i w tym przypadku. Jedno
zerknięcie na kumpla i już był pewny, że ten coś ukrywa. Zatrzymał się przed
łóżkiem bruneta, nie spuszczając z niego bacznego spojrzenia.
-
Dobra, a teraz gadaj, co naprawdę się stało?
Powiedział
tonem nieznoszącym sprzeciwu, opierając ręce o ramę łóżka, przez co teraz stał
nieco pochylony. Diabeł wahał się tylko przez chwilę. Zatajenie prawdy przed
tym człowiekiem było niemal niemożliwe, a szczególnie jeśli chodziło o Granger.
-
Niech ci będzie, ale poczekaj chwilę.
Mówiąc
to sięgnął po różdżkę i rzucił na drzwi zaklęcie blokujące. Draco spojrzał na
niego nieco zdziwiony, ale Zabini uśmiechnął się tylko blado.
-
Zaraz zapewne będziesz chciał zabić kilka osób, więc wolę się ubezpieczyć.
-
Stary, przestań chrzcin i zacznij w końcu gadać.
-
Na wczorajszej imprezie, jak to ujęła Miona, miała niezbyt miłą pogawędkę z
McLaggenem i Greengrass. Nie chciała powiedzieć, co jej nagadali, ale znając tę
dwójkę to zmieszali ją z błotem. W pokoju przez przypadek stłukła zdjęcie
rodziców i właśnie szkłem z niego się okaleczyła.
Draco
stał na pozór niewzruszony tym, co usłyszał jednak wystarczyło spojrzeć w jego
oczy, aby wiedzieć jak bardzo ta postawa jest myląca. Błękitne tęczówki arystokraty
płonęły gniewem, furią, wściekłością. Żadne z tych emocji nie było w stanie w
pełni odda tego, co teraz czuł.
-
Kurwa mać!
Ryknął
nagle, uderzając pięścią w kolumnę łóżka, przez co to niebezpiecznie zadrżało.
-
Draco, uspokój się.
Powiedział
spokojnie Blaise, właśnie takiej reakcji się spodziewał. Byli jednak w
zamkniętym pomieszczeniu w bezpiecznej odległości od tej dwójki, więc Smok mógł
co najwyżej rozwalić ich dormitorium.
-
Jakie uspokój?! Po raz kolejny ta szmata musiała coś odwalić, a McLaggena jak
spotkam, to go żywcem wykastruję!
Pieklił
się Draco, ponownie zaczynając krążąc po pokoju. Ktoś zaszkodził Granger. Ta
myśl była nie do zniesienia, ale gorsza była świadomość, że w znacznym stopniu
to jego wina. Nie powinien jej opuszczać, jak mógł posłuchać Lucjusza? Zawsze
jest jakieś wyjście, ale on oczywiście musiał wybrać to najgorsze. Idiota.
-
Ja pierdole.
Warknął
blondyna, przeczesując palcami włosy. Emocje rozsadzały go od środka, a aby je
ostudzić były tylko dwa sposoby: ukatrupić Greengrass oraz McLaggena albo
znaleźć się blisko Granger. Niestety obie metody były nieosiągalne, co jeszcze
bardziej wyprowadziło go z równowagi.
-
Przestań się miotać i siadaj.
Powiedział
po chwili Blaise, podnosząc się do pozycji siedzącej. Nie po to zrezygnował ze
spaceru z ukochaną, żeby teraz patrzeć na wkurzonego Malfoya. Mieli o wiele
ważniejsze rzeczy do roboty.
-
Powiedziałem siadaj!
Krzyknął
w końcu brunet, gdy blondyna ostentacyjnie go olał. Draco zdumiał się nieco
wybuchem przyjaciele, ponieważ to on zwykle był tam bardziej opanowanym.
-
Malfoy, mam ci to przeliterować?
-
Dobra, już.
Blondyn
w końcu skapitulował i usiadł obok Zabiniego.
-
Tak lepiej, to teraz powiedz mi, co zamierzasz?
-
I tu pojawia się problem, bo nie mam zielonego pojęcia. Wiem tylko, że w szkolę
na pewno nic nie zrobię.
-
No, czyli w tym tygodniu jak przygotujemy jakiś plan wychodzimy do Hogsmade, a
potem do Londynu.
Oznajmił
triumfalnie Blaise, zacierając ręce. Pomimo zaistniałych okoliczności humor mu
dopisywał. W końcu wszystko ruszyło z miejsca i teraz, gdy Smok przejrzał na
oczy mogli zacząć działać.
-
Jak to my?
Spytał
głupio blondyn, na co Diabeł spojrzał na niego jak na kretyna.
-
Ty chyba nie sądziłeś, że puszczę cię samego? Zapomnij.
-
Diabeł, a ty myślisz, że to serio ma sens?
Zapytał
po dłuższej chwili Draco. To pytanie nie dawało mu spokoju, odkąd podjął
decyzję o walce.
-
Kochasz ją?
-
Tak.
-
W takim razie ma.
-
Ale mi nie o to chodzi. Doskonale wiesz, że dałem jej milion powodów do tego,
żeby mnie znienawidziła.
Mówił
to z ciężkim sercem, ale taka była prawda. Krzywdził ją każdego dnia, nie
pozwalają zagoić się ranom na jej sercu. Czy miał prawo oczekiwać od niej
czegokolwiek?
-
Ale tego nie zrobiła.
-
Skąd niby możesz to wiedzieć?
-
Bo gdyby tak było nie cierpiałaby widząc cię z Greengrass. Żyłaby normalnie, a
nie izolowała od świata. Gdyby cię nie kochała, dawno olałaby całą sprawę.
Zjebałeś, ale to jeszcze nie koniec.
Słowa
bruneta pocieszył, zadając równocześnie ból. Przez jego cholernego ojczulka
zaczął wykańczać psychicznie miłość swojego życia. Jednak z tym koniec. Choćby miał zawlec
Lucjusza siłą do Azkabanu, aby zapewnić Hermionie bezpieczeństwo zrobi to. Ona
ponownie musiała być szczęśliwa, najlepiej u jego boku, choć wiedział, że to
drugie marzenie może się nigdy nie spełnić.
*****
Stała
pod prysznicem nie wierząc w to, co zamierza zrobić. Przez całą niedzielę biła
się z myślami, a nawet teraz nie wiedziała, czy dobrze robi. Część niej miała
ochotę schować się pod koc i już nigdy spod niego nie wychodzić, jednak druga,
która wysunęła się na prowadzenie kazała jej bezzwłocznie iść do Munga. Była
pewna, że póki tego nie zrobi nie zazna spokoju. Miała niepowtarzalną okazje,
aby zamknąć choć jedną sprawę w swoim i tak skomplikowanym życiu. Bała się, ale
czuła, że robi dobrze. Nie pomoże tylko sobie, ale i Ronowi. Zastanawiało ją jak
będzie wyglądać to spotkanie i, co poczuje ponownie będąc tak blisko rudzielca.
Ale w końcu była Gryfonką. Nie mogła stchórzyć. Wyszła spod strumienia wody i
osuszyła ciało ręcznikiem. Włosy potraktowała zaklęciem i po włożeniu ubrań była gotowa. Śniadanie
postanowiła sobie darować, gdyż i tak czuła, że nie jest w stanie nic
przełknąć. Poza tym chciała uniknąć niewygodnych pytań. Przyjaciele nie mieli
pojęcie o jej planach, gdyż nie chciała ich martwić. Niedziele spędziła z nimi,
głównie, aby ich uspokoić. Wiedziała, że swoim zachowaniem poważnie
nadszarpnęła ich nerwy i dołożył zmartwień. Między innymi dlatego musiała się
wziąć w garść, nie mogłaby znieść świadomości, że jest dla kogoś ciężarem. W
końcu szatynka opuściła łazienkę i podeszła do leżącej na kanapie Lucy.
-
Życz mi szczęścia maleńka.
Powiedziała
z bladym uśmiechem, głaszcząc suczkę po głowię. Wystarczyło, że ta spojrzała na
nią swoimi błękitnymi ślepkami i od razu poczuła się lepiej. Pewna tego, co
zamierza zrobić wymaszerowała z salonu, kierując się na siódme piętro. Chciała
się przenieść bezpośrednio do Munga, co umożliwiał jej kominek w gabinecie
dyrektorki. Im szybciej tam dotrze, tym więcej zaoszczędzi sobie stresu. Gdy
znalazła się na miejscu podała hasło i weszła po schodach.
-
Proszę!
Usłyszała,
gdy zapukała, po czym weszła do środka.
-
Witam panno Granger, dobrze panią wiedzieć. Miałam panią dzisiaj do siebie
wezwać.
Oznajmiła
Minerva, odkładając na bok papiery, który uzupełniała. Hermiona z duszą na
ramieniu usiadała na fotelu znajdującym się przed biurkiem, kompletnie
zapominając o celu swojej wizyty. Nie miała pojęcia, o co może chodzić i
właśnie tego się bała. Ni było możliwości, aby dyrektorka wiedziała o tym, co
zaszło w sobotę, ale czy aby na pewno…?
-
Jak pani zapewne wie w przyszły czwartek ma się odbyć bal siódmoklasistów.
Gryfonka
odetchnęła z ulgą, a więc chodzi tylko o ten bal, na który zresztą nie miała
zamiaru iść.
-
Oczywiście.
-
Chciałabym, aby pani jako Prefekt Naczelny i najlepsza uczennica w szkole
wygłosiła na nim przemówienie.
Szatynce
zrzedła mina. Przemówienie było równoznaczne z tym, że musiałaby się tam
pojawić, a na to niezbyt miała ochotę. Prawda jednak była tak, że nie mogła odmówić.
To należało do jej obowiązków, które od zawsze starała się rzetelnie wypełniać.
-
Dobrze, wygłoszę to przemówienie.
Powiedziała
w końcu, a kąciki ust dyrektorki minimalnie się uniosły. Tak jak myślała, na
pannie Granger zawsze mogła polegać.
-
To wspaniale. Chciałabym również, aby pani i pan Malfoy pomogli mi w
przygotowaniach…
-
Nie.
Oznajmiała
natychmiast Hermiona, czując narastającą panikę, na samą myśl o tym, że miałaby
cokolwiek robić z Malfoyem.
-
Poradzę sobie sama. Proszę mi tylko powiedzieć, co mam robić.
Minerva
chciała coś jeszcze dodać, ale ostatecznie zrezygnowała. Nie dało się nie
zauważyć, że tę dwójkę nie łączą już zażyłe kontakty, dlatego postanowiła nie
dręczyć swojej uczennicy.
-
Skoro tak pani woli, to oczywiście zgadzam się. Wszystkie szczegóły wyślę pani
sową.
-
Dziękuję, a teraz ja mam do pani prośbę.
-
Tak?
-
Czy mogłabym skorzystać ze szkolnego kominka, aby przenieść się do Munga?
-
Czy coś pani dolega?
-
Nie, ale chce złożyć komuś wizytę. Z powrotem wróciłabym już przez Hogsmade.
-
W takim razie proszę. Wie pani gdzie jest proszek Fiuu.
Powiedziała
wreszcie Minerva, nie wypytując o szczegóły. Do kogo jak do kogo, ale do tej
dziewczyny miała zaufanie.
-
Dziękuję i do wiedzenia.
Hermiona
uśmiechnęła się z wdzięcznością, wstając z fotela. Weszła do kominka, w
międzyczasie nabierając garść proszku.
-
Szpital św. Munga!
Mówiąc
to cisnęła proszek pod nogi i niemal natychmiast zniknęła w zielonych
płomieniach. Wylądowała bezpośrednio w recepcji szpitala. Wnętrze nie zmieniało
się odkąd była tu po raz ostatni. Otrzepawszy ubranie, podeszła do informacji,
gdzie siedziała starsza kobieta o ciemnych, nieco posiwiałych włosach i
dobrotliwym wyrazie twarzy.
-
Dzień dobry, w czym mogę służyć?
Zapytała
recepcjonista z przyjaznym uśmiechem. Hermiona od razu poczuła do niej
sympatię.
-
Ja przyszłam w odwiedziny do Ronalda Weasleya, jestem jego przyjaciółką,
Hermiona Granger.
-
Już sprawdzam, gdzie leży.
Pracownica
zaczęła przeglądać ogromną księgę, w której było mnóstwo nazwisk, aż w końcu
znalazła to, którego szukała.
-
Jest na oddziale psychiatrycznym, proszę pójść na czwarte piętro, znajduję się
on tuż obok oddział urazów po zaklęciowych, na pewno pani trafi.
-
Dziękuję.
Gryfonka
uśmiechnęła się z wdzięcznością, po czym ruszyła we wskazanym kierunku. Czuła,
jak narasta w niej niepokój. To już nawet nie był strach, a raczej niepewność o
to, co zaraz nastąpi. Zastanawiało ją w jakim Ron jest stanie. List nie
gwarantował tego, co może się stać, gdy staną twarzą w twarz. Gdy widziała go
po raz ostatni ledwo uszła z życiem, więc teraz miała prawo się niepokoić. Jedyne,
co dawało jej siłę, aby stąd nie uciec, to fakt, że nadal gdzieś w głębi serca
kochała tego rudzielca jak brata. Już raz zawaliła sprawę, więc teraz była mu
to winna. W końcu stanęła przed odpowiednimi drzwiami. Pamiętała doskonale, gdy
z Harry’m i Ronem trafili tu przez przypadek z nieplanowaną wizytą u Gilderoya Lockharta. Wtedy nikomu przez myśl by
nie przeszło, że jedno z nich wróci tu w roli pacjenta. Wzięła głęboki wdech i
nacisnęła na klamkę. Na drżących nogach weszła do środka i od razu jej wzrok
padł na rudą czuprynę, której właściciel leżał na łóżku po prawej stronie. On
jej nie zauważył. Leżał z rękami
podłożonymi pod głowę, wpatrując się w biały sufit. Wyglądał tak… normalnie,
jak Ron, którego zapamiętała. To dodało jej nieco pewności siebie. Zebrała się
w sobie, po czym ruszyła w stronę łóżka przyjaciela. Ten słysząc stukot obcasów
podniósł głowę, a jego oczy zrobiły się wielkie, niczym spodki. Nie mógł
uwierzyć, że to prawda, a nie kolejne omamy. Naprawdę tu była, przeczytała list
i przyszła. W głębi duszy właśnie na to liczył. Wiedział, że jej dobre serce
niemal zawsze bierze górę i choć często tego nie popierał tym razem dziękował
za to, że Hermiona jest właśnie taka. Inna dziewczyna, nie chciałaby go nawet
znać, ale nie ona. Właśnie dlatego musiał naprawić to, co delikatnie mówiąc
spieprzył. Nie liczył na zbyt wiele, ale co mu szkodziło spróbować?
- Cześć
Ron.
Powiedziała
niepewnie szatynka, gdy znalazła się przy łóżku przyjaciela. Starała się nie
dać po sobie poznać jak bardzo jest zdenerwowana, ale kiepsko jej to
wychodziło. Czuła nienaturalnie szybkie bicie serca i to jak drżą jej ręce, ale
pocieszała się, że nie tylko ona się niepokoi. Ron był blady niczym ściana i na
pierwszy rzut oka było widać, jak bardzo jest spięty.
- Witaj
Hermiono, dziękuję, że przyszłaś. Usiądź.
Mówiąc
to wskazał ma stojące obok łóżka krzesło. Hermiona usiadła, a rudzielec
podniósł się do pozycji siedzącej. Zapadła krepująca cisza, którą dopiero po
dłuższej chwili zdecydowała się przerwać panna Granger.
- To…
jak się czujesz?
Zadała
pierwsze pytanie, które przyszło jej do głowy, byleby przerwać to cholerne
milczenie.
-
Lepiej, cały czas szprycują mnie jakimiś eliksirami i dwa razy dziennie mam
spotkania z psychiatrą. Koleś bywa denerwujący, ale mi pomaga.
- To
dobrze.
-
Hermiono posłuchaj, ja chciałbym cię przeprosić…
Zaczął
Ron, spuszczając wzrok i bawiąc się brzegiem pościeli. Nie wiedział jak się za
to zabrać, a zdenerwowanie oraz wyrzuty sumienia wcale mu w tym nie pomagały.
Nigdy nie potrafił przyznać się do winy, jednak tym razem jego przewinienia
były zbyt duże, aby je przemilczeć.
- Ron,
byłeś chory i potrzebowałeś pomocy…
- To
niczego nie zmienia. Byłem potworem, pozbawionym ludzkich uczuć. Na samą myśl o
tym wszystkim, co ci zrobiłem i powiedziałem czuję do siebie obrzydzenie.
Zawsze mogłem na ciebie liczyć, nigdy mnie nie zawiodłeś, a ja omal cię nie
zabiłem.
Szatynka
widziała ból malujący się na jego twarzy i łzy same napłynęły jej do oczu.
Teraz siedział przed niej ten kochany, nieco rozlazły rudzielec, którego znała.
Nie chciała, aby się o to wszystko obwiniał, lecz nim zdążyła się odezwać Ron
mówił dalej.
- Po
wojnie naprawdę chciałem być silny, ale… tak strasznie brakowało mi Freda i
całej reszty. Nie mogłem się pogodzić z ich odejściem, czułej przeraźliwą
pustkę. Właśnie wtedy wmówiłem sobie, że czuję do ciebie coś więcej. Dopiero
niedawno zdałem sobie sprawę, że owszem kocham cię, ale tak jak Ginny i innych
członków mojej rodziny. Gdy wróciliśmy do Hogwartu było coraz gorzej. Wszystko
przypominało mi tą przeklętą bitwę, a na dodatek do ciebie przyczepił się
Malfoy. Nie miałem prawa mieszać się w twoje życie, ale nie byłem sobą.
Pogorszyło mi się jeszcze bardziej, gdy zacząłem mieć halucynacje. Widziałem
Freda, Lupina i innych. Rozmawiali ze mną, mówili, co mam robić, a ja ślepo
wypełniałem ich polecenia. Krzywdziłem cię tyle razy, że nawet nie jestem w
stanie zliczyć, a ty jednak tu przyszłaś. Nie oczekuję od ciebie absolutnie
niczego, bo na to nie zasługuję, ale chciałem, żebyś wiedziała, że żałuję i
nigdy nie wybaczę sobie tego, co zrobiłem, nigdy…
Wyrzucał
z siebie wszystko, co spędzało mu sen z powiek, a po jego policzkach zaczęły
płynąć łzy. Nawet nie próbował ich powstrzymać, bo to nie miało najmniejszego
sensu. Skumulowane w nim emocje w końcu znalazły ujście. Tak strasznie żałował
tego, co zrobił, że nie był w stanie dojść do siebie. Każdej nocy śniły mu się
koszmary, które składały się z strzępków nękających go wspomnień, szczególnie
tych związanych z Hermioną: jej czekoladowe oczy zachodzące łzami i wpatrujące
się w niego z taki żalem. Najgorsze jednak były koszmary, gdy widział ją
upadającą na posadzkę, krzyczącą z bólu, kiedy potraktował ją Servenedes.
Zawsze wtedy budził się przerażony i zlany potem. Nie był w stanie sobie tego
wybaczyć. Ukrył twarz w dłoniach, aby zamaskować łzy. Nie próbował wzbudzać w
niej litości, bo jej nie chciał. Dlatego tez jakie było jego zdziwienie, gdy
poczuł, że ktoś się do niego przytula.
-
Wybaczam ci Ron, słyszysz? Wybaczam. Nigdy nie przestałeś być moim przyjacielem, którego kocham jak
brata. Proszę cię tylko, żebyś przestał się zadręczać, bo to nie pozwala ci
wyzdrowieć. Wszyscy za tobą tęsknią i chcą, żebyś wrócił, więc daj sobie pomóc
i zapomnij o tym, co było. Przeszłości nie zmienisz, ale możesz pracować nad
przyszłością, tylko o to cię proszę…
Słowa z
trudem wydobywały się z jej usta, a łzy coraz obficiej spływały po policzkach.
Nie była w stanie go nienawidzić, czy też chować do niego urazy. To był Ron,
jej najlepszy przyjaciel, którym już zawsze pozostanie, bez względu na to jak
bardzo pobłądził. On potrzebował pomocy i wybaczenia, a nie potępienia. Jakim
byłaby człowiekiem, gdyby mu tego odmówiła? Ron tkwił w uścisku Hermiony, nie
ośmielając się jej objąć. Twarz nadal miał ukrytą w dłoniach, choć głowę oparł
na ramieniu szatynki, która teraz siedziała na jego łóżku. W tym momencie czuł
jakby umarł i niczym feniks odrodził się z popiołów. Jej słowa były ostatnią
rzeczą, której potrzebował, aby rozpocząć nowe życie i choć jego nadzieje na
odkupienie winy były równe zeru to jednak los się do niego uśmiechnął. Hermiona
była o wiele lepszym człowiekiem od niego, a jej dobroć nie znała granic. Nie
raz mógł się o tym przekonać, ale dopiero teraz zrozumiał jak wielkie jest jej
serce. Trwali w uścisku dłuższą chwilę, póki oboje nieco się nie uspokoili.
Hermiona odsunęła się kawałek od Rona, po czym zdjęła mu ręce z twarzy, aby na
nią spojrzał.
- Nie
zasługuję na to, ale dziękuję ci Hermi. Nawet nie wiesz jakie to dla mnie
ważne.
Powiedział
w końcu rudzielec, biorąc się w garść. Udało mu się nawet wygiąć usta w bladym
uśmiechu, który Hermiona chętnie odwzajemniała. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczuła ulgę,
a spokój ogarnął jej umysł i duszę. Choć jedna sprawa w jej skomplikowany życiu
została rozwiązana.
- Nie
myśl tak o tym. Każdy zasługuję na drugą szansę. Poza tym, jesteś moim
przyjacielem i to się nie zmieni.
-
Dziękuję ci, jesteś najwspanialsza osobą, jaką było mi dane poznać.
Każde
jego słowo było szczerą prawdą. Nie potrafił wyrazić tego jak bardzo jest jej
wdzięczny. Czuł się, jakby ktoś po bardzo długiej wędrówce zdjął mu z barków
ogromny ciężar. Teraz naprawdę mógł wrócić do normalności i zacząć pracować nad swoim życiem. Czysta
karta od Hermiony w tym momencie była dla niego przepustką do lepszego jutra.
*****
Narcyza
Malfoy szła korytarzem Ministerstwa, zmierzając w stronę windy. Dziś załatwiła
ostatnie formalności związane z adopcją Lizy i teraz była już jej pełnoprawną
opiekunką. Cieszyła się, że wszystko poszło po ich myśli. Bardzo polubiła tą
małą. Była naprawdę wyjątkową dziewczynka, która potrzebowała miłości i opieki.
Ona zamierzała jej to dać. Teraz z Andromedą, Draconem i Teddy’m tworzyli
prawdziwą rodzinę, do której oficjalnie należała również Lizy. Nagle jednak jej
myśli zboczyły na inny tor. Ostatnio coraz bardziej martwiła się o Dracona. Nawet
dzięki sporadycznym i zdawkowym odpowiedzią na jej listy wiedziała, że coś jest
nie w porządku. Niejednokrotnie próbowała się czegoś dowiedzieć, ale gdy tylko
zaczynała zadawać pytania sowa wracała bez żadnej odpowiedzi. Coraz częściej
rozważała wizytę w Hogwarcie. Miała nieodparte wrażenie, że dzieje się coś niedobrego,
a ona nie ma o tym pojęcia. Naprawdę się martwiła, dlatego zaraz po powrocie do
domu postanowiła omówić to z Andromedą. W końcu dotarła do windy, która na
szczęście pojawiła się niemal od razu. Weszła do środka, a za nią zasunęły się
karaty oraz drzwi. Podróż nie trwała jednak długo, gdyż już po chwili winda
zatrzymała się na kolejnym piętrze. Nim drzwi zaczęły się otwierać Narcyza
usłyszała coś, co sprawiło, że nogi się pod nią ugięły.
-
Doprawdy Lucjuszu?
Te dwa
słowa sprawiły, że jej serce stanęło. Ostatnią osobą, jaka chciał tu spotkać
był były mąż. Dla niej wszystko działo się niczym w zwolnionym tempie. Kraty
rozsuwały się powoli, a zaraz po nich miał przyjść czas na drzwi. Miała ochotę
rozpłynąć się w powietrzu. Nagle ją olśniło. W mgnieniu oka dobyła różdżki i w
ostatniej chwili rzuciła na siebie zaklęcie Kameleona. Dokładnie w tym momencie
otworzyły się drzwi umożliwiając mężczyzną wejście do windy. Modliła się tylko,
aby jej nie zauważyli. Ci jednak byli pogrążeni w rozmowie do tego stopnia, iż
nie zważali na to, co ich otacza. Narcyza skuliła się w kącie, błagając
Merlina, aby ta dwójka wysiadła jak najszybciej. Towarzystwo Lucjusza i
Augustusa Greengrassa budziło w niej lęk. Na szczęście jednak mężczyźni byli na
tyle zaabsorbowani prowadzoną rozmową, iż nawet nie podejrzewali, że coś może
być nie tak.
-Tak,
mój syn przejrzał na oczy i zostawił tą brudną szlamę. Wystarczyło go tyko do
tego odpowiednio zachęcić.
Narcyza
gwałtownie pobladła. O czym on mówił? Przecież to niemożliwe, żeby Draco
zostawił Hermionę, on za bardzo ją kochał.
-
Zachęcić?
W głosie
Augustusa wyraźnie było słychać zaciekawienie, a na twarzy Lucjusza pojawił się
paskudny uśmiech.
- Jakby
to ująć, czasami zastraszenie to najlepsza forma wychowawcza, szczególnie jeśli
chodzi o kogoś takiego jak mój syn. Wystarczyło pozbyć się rodziców tej
smarkuli, postraszyć Dracona i od razu zaczął się zachowywać jak na arystokratę
przystało.
- Czyli
widzę, że stare praktyki wciąż skutkują.
-
Dokładnie, teraz będzie można tak nim pokierować, aby nasza czysta krew nie
ucierpiała. Kto wiem, może nawet uda nam się połączyć nasze rody.
Narcyza
zasłoniła usta dłońmi, aby nie wydobył się z nich jęk rozpaczy. Chciała
wierzyć, że to wszystko jest kłamstwem, ale nie miała ku temu powodów. Dwaj
dobrze sobie znani mężczyźni teoretycznie stali sami w windzie, więc po co
Lucjusz miałby wymyślać niestworzone historię? Zresztą teraz wszystko zaczęło
do siebie pasować, a powód dziwnego zachowania jej syna stał się oczywisty. Nie
była w stanie sobie wyobrazić, co teraz czuje Draco, a tym bardziej Hermiona. Świat tej i tak
pokrzywdzonej przez los dziewczyny legł w gruzach. O ile dobrze zrozumiała
straciła rodziców i ukochanego. Poczuła się jeszcze gorzej, gdy zdała sobie
sprawę, że sprawcą tego wszystkiego jest człowiek, z którym żyła przez tak
wiele lat… Jakim trzeba być potworem, aby niszczyć życie własnemu dziecku i
jego bliskim? Nagle poczuła, że żal i rozpacz zostają zastąpione przez
wściekłość. Ten sukinsyn po raz kolejny skrzywdził jej syna. Już myślała, że
koszmar związany z tym człowiekiem został zakończony. Dopiero teraz zrozumiała,
że póki Lucjusz będzie na wolności nigdy nie zaznają spokoju. On zawsze będzie
obecny w ich życiu i w mniejszym lub większym stopniu będzie je niszczył. „Nie
pozwolę na to.” W Narcyzie odezwała się wola walki. Całe życie dawała sobą
pomiatać, ale z tym koniec. Tu już nie chodziło tylko o nią, ale i o Dracona.
Zrobi wszystko, aby zapewnić mu normalne życie, nawet kosztem własnego. Nagle
jednak jej rozmyślania zostały przerwane przez otwierające się drzwi windy.
Podniosła wzrok i ujrzała dwóch mężczyzn. W jednym z nich rozpoznała Kingsleya
Shacklebolta, lecz drugiego znikąd nie kojarzyła.
-
Dzień dobry panie ministrze.
Przywitał
się Lucjusz, nieudolnie starając się ukryć swoją niechęci, na co Kingsley
spojrzał na niego z politowaniem. Było widać, że ta dwójka nie darzy się
szczególną sympatią, ale jakoś szczególnie jej to nie dziwiło. Lucjusz nie
należała do ludzi, których można obdarzyć jakimkolwiek pozytywnym uczuciem.
-
Witam.
Odpowiedział
zdawkowo Shacklebolt, po czym wraz z towarzyszem stanęli w kącie windy. Pani
Malfoy przybycie tych mężczyzn uznała za swego rodzaju znak. To był ten moment.
Nie zostało jej zbyt wiele czasu, dlatego układanie jakiegokolwiek planu było
niemożliwe. Musiała działać natychmiast i choć cała się trzęsła z nerwów i
strachu wiedziała, że da radę. Robiła to dla Dracona, więc wszystko musiało
pójść po jej myśli. „Teraz albo nigdy.” Pomyślała arystokratka, po czym
dyskretnie skierowała trzymaną różdżkę na byłego męża, w myślach wypowiadając
formułkę zaklęcia. Od tego momentu wszystko potoczyło się bardzo szybko. Niewidzialne
liny oplotły Lucjusza uniemożliwiając mu jakikolwiek nawet najmniejszy ruch,
lecz nim ktokolwiek zdążył zareagować Narcyza zdjęła z siebie czar, ujawniając
tym samym swoją obecność. Szok mężczyzn był widoczny na pierwszy rzut oka, a
cała sytuacja nie mieściła im się głowach. Narcyza za to mimo targających nią
emocji starała się wyglądać na opanowana.
-
Pani Malfoy, co pani wyprawia?
Jako
pierwszy oprzytomniał Kingsley, choć nadal cała ta sytuacja była dla niego
absurdalna i niezrozumiała.
-
Panie Ministrze ten człowiek jest odpowiedzialny za śmierć rodziców Hermiony
Granger.
Jeśli
myśleli, że nie mogą być w większym szoku to grubo się pomylili. U Lucjusza
jednak zdziwienie szybko zostało zastąpione przez panikę. Przecież to nie mogło
się dziać naprawdę. Jak mógł być tak nieostrożny i głupi? Musiał szybko coś
wymyślić, bo w przeciwnym razie niebawem nadejdzie jego koniec.
-
O czym ty mówisz? Nie mam nic wspólnego z jakimiś mugolami, których nawet nie
znam, więc natychmiast mnie rozwiąż i skończ to przedstawienie.
Był
mistrzem aktorstwa, dlatego jego głos brzmiał pewnie, a nawet groźnie. Na
Narcyzie jednak nie zrobiło to najmniejszego wrażenia. W tym momencie lęk był
dla niej czymś obcym i odległym. Nie mogła sobie na niego pozwolić, nie teraz,
gdy walczyła o lepsze jutro dla swojego syna.
-
Przestań kłamać. Słyszałam waszą rozmowę, co do słowa. Nie wywiniesz się z tego
Lucjuszu, zapłacisz za wszystko, co zrobiłeś.
Byli
małżonkowie przez chwile mierzyli się gniewnym spojrzeniem, póki panującej
ciszy nie przerwał Shacklebolt.
-
Panie Lenor, proszę zabrać tych dwóch panów do swojego gabinetu i ich
przesłuchać w sprawie śmierci Iana i Jane Grangerów. Ja porozmawiam z panią
Malfoy.
-
To jakiś absurd! Proszę mnie natychmiast uwolnić! Nie wiecie kim ja jestem?!
Krzyczał
wściekły, ale i przerażony Lucjusz. Po raz pierwszy naprawdę się bał. To nie
mogło się dziać. Jego plan był bezbłędny i miał lec w gruzach przez chwilę
nieuwagi? Nikt miał nie kojarzyć go z tymi brudnymi mugolami, ani całą tą
sprawą, ale jego durna była żona musiała wszystko zniszczyć.
-
Doskonale wiem panie Malfoy i dlatego panem i panem Greengrassa zajmie się pana
Lenora.
Odpowiedział
oficjalnie Kingsley, odzyskując rezon. Szef Biura Aurorów za to natychmiast
dobył różdżki i wycelował ją w dwóch arystokratów.
-
A panią zapraszam ze mną.
Tym
razem zwrócił się do Narcyzy, która w odpowiedzi skinęła tylko głową. Winda
dokładnie w tym momencie zatrzymała się na piętrze, gdzie znajdowało się między
innymi biuro Aurowów.
-
Chodźmy, na pewno znajdzie się jakiś wolny gabinet, żebyśmy mogli porozmawiać.
Cała
piątka opuściła windę, zwracając na siebie spojrzenie zebranych na korytarzu
pracowników. Ci jednak byli zbyt zaabsorbowani całym zajściem, aby zwrócić na
to najmniejszą uwagę. Szli szybko, aby tylko znaleźć się w bardziej odpowiednim
miejscu.
-
Panie Lenor, proszę ich zabrać do pokoju przesłuchań, a ja porozmawiam z panią
Malfoy w pana gabinecie.
Rozkazał
Kingsley, gdy znaleźli się w wydziale Aurorów. Pan Lenor bez słowa poprowadził
trzymanych na celowniku różdżki arystokratów do wskazanego pokoju, a minister
wraz z Narcyzą udali się do jego gabinetu.
-
Może mi pani wyjaśnić, co tak właściwie się stało i skąd pani zarzuty pod
adresem pana Malfoya?
Zapytał
Kingsley zaraz po zajęciu wejściu do gabinetu. Nadal był zdezorientowany, lecz
nie mógł zbagatelizować tej sytuacji, która być może była kluczem do rozwiązania
sprawy, która do tej pory stała w miejscu. Gdy usiedli przy biurku Narcyza
streściła całe zajście w windzie. Czuła niewyobrażalna ulgę, wyrzucając z
siebie to wszystko. To był kolejny przełom w jej życiu. Kingsley słuchał opowieści
w skupieniu, analizując dokładnie każde słowo.
-
Domyśla się pani, co nim kierowało?
-
Nie akceptował związku mojego syna z Hermioną Granger. Kilkakrotnie jej się
odgrażał, ale nie myśleliśmy, że posunie się tak daleko. Ten bydlak zniszczył
tej biednej dziewczynie życie.
Ostatnie
zdanie wypowiedziała nieco ciszej, czując jak coś boleśnie zaciska się na jej
sercu. Wiedziała jednak, że to kropla w morzu w porównaniu do tego, co czuje
Hermiona. Bardzo polubiła tę dziewczynę. Była naprawdę wyjątkowa i dawała jej
synowi szczęście, którego przez całe życie ona nie była w stanie mu zapewnić.
-
Proszę go usunąć z naszego życia, raz na zawsze.
Powiedziała
arystokratka, patrząc błagalnie na Ministra. To było jedyne, czego w tym
momencie pragnęła. Lucjusz był ostatnim murem, który dzielił ich od upragnionej
wolności.
-
Obiecuję, że nie ujdziemy to na sucho. Dopilnuję tego osobiście.
Był
pewny swoich słów. Przysiągł sobie i Hermionie, że za wszelką cenę dopadnie
mordercę Iana i Jane Grangerów. Sprawa nie była łatwa, gdyż sprawca nie
zostawił po sobie żadnych śladów. Teraz jednak ruszyli z miejsca i musiał
dołożyć wszelkich starań, aby Lucjusz o ile udowodnią jego winę, co było
bardziej niż pewne, poniósł surową karę.
Witam :)
Przybywam do was z kolejny
rozdziałem. Nie jest on dokładnie taki jak chciałam, ale mniej więcej jestem z
niego zadowolona. Sama nie wiem, co napisać. Mam nadzieję, że rozdział pomimo
wszystko wam się spodoba i zostawicie po sobie dużo komentarzy, bo ostatnio
nieco się rozleniwiliście :P Do końca zostało bardzo niewiele, więc co wam
szkodzi nieco porozpieszczać waszą LaFin? ;>
Pozdrawiam A♥
Pierwsza, lece czytac
OdpowiedzUsuńLecę czytać ;)
OdpowiedzUsuńEj no to ja już bym wolała Lucka. Nie lubię Ronalda :<
OdpowiedzUsuńAle powoli wszystko się stablizuje, co mnie ogromnie raduje. C:
Tylko mam nadzieję, że w następnym rozdziale Mionka i Dracuś (ha, nie mogłam xD) się pogodzą. <#
Weny,
Y♥
No w końcu ten idiota dostanie za swoje!! Achh już nie mogę się doczekać tego jak Draco będzie prosił Mionę o wybaczenie <3
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział.
OdpowiedzUsuńCieszę sie, że z Ronem już jest lepiej.
Fajnie, że porozmawiał z Hermioną i się pogodzili.
Nareszcie Dracon zaczął coś rozumieć.
Mam nadzieje, że zacznie działać.
Ciesze się, że Narcyz usłyszała rozmowę Lucjusza.
Mam nadzieję, że Malfoy się nie wywinie.
Liczę, że teraz będzie już tylko lepiej.
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam
Hermione Granger
oh dobrze że żałuje Ron ale i tak go nie lubię. Narcyza górą!!! :D
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział, wreszcie coś zaczyna się układać :)
OdpowiedzUsuńczekam na dalszy ciąg :)
Jeej <3 świetne :)
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział ! Wreszcie Lucjusz dostał za swoje :) Życzę weny i czkam nn :) Z.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle genialny, wszystko zaczyna się wyjaśniać ale nie tak banalnie tylko skomplikowanie i to cenię w twoim opowiadaniu :) Jest takie... Niecodzienne, ale pisane z ogromnym zrozumieniem i dojrzałością. Nie wiem czy jako 14 latka mogę mówić o jakiejkolwiek dojrzałości ale mam takie właśnie wrażenie. Czekam na następny :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Alice
Rozdział super ;)
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że Ron w końcu zdał sobie sprawę ze swojego karygodnego postępowania i sam przyznał, że potrzebna jest mu pomoc. Myślę, że dla Herm też jest to ważne - w końcu powoli odzyskuje swojego przyjaciela ;)
Ha, nigdy nie przypuszczałam, że Lucjusz może w taki sposób siebie wydać. Ale to bardzo dobrze! No i świetnie, że Narcyza znalazła w sobie odwagę żeby powiedzieć o tym co usłyszała ;)
Teraz niech tylko Draco postara się uzyskać przebaczenie Mionki ;)
Pozdrawiam
Co by tu powiedzieć. Rozdział cudowny. Draco nareszcie coś robi żeby odzyskać hermione.
OdpowiedzUsuńNie wierze że to juz zaraz koniec bloga.
~Lena
Fajnie że Ron wreszcie zmądrzał :)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny rozdział :) Mam nadzieję, że w nim Draco i Hermiona wreszcie się pogodzą :D
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale miałam niestety problemy z internetem i nie wchodziłam.
OdpowiedzUsuńNadrabiłam już wszystko i muszę przyznać, że bardzo mi się podoba. Cała akcja jak widzę rozgrywa się dość powoli, ale przynajmniej na następny rozdział czeka się jeszcze niecierpliwiej. Bardzo zaskoczyłaś mnie tym listem od Rona. Przysięgam byłam pewna, że to kolejne pogrużki od Lucjusza.Narcyza widzę się rozkręca bardzo ładna akcja w windzie. :-) No mam nadzieje, że w następnym rozdziale Draco wytłumaczy się wreszcie Hermionie i skończy się to jej tragiczne cierpienie, a Lucek do piekła.
Pozdrawiam
CoCo.M
Jeju, na szczęście powoli wszystko wychodzi na prostą. Kocham twoje opowiadanie i mam nadzieje, że mnie nie zawiedziesz(chodzi mi o zakończenie :) )
OdpowiedzUsuńOstatnie rozdziały mnie niszczyły od środka... Cieszę się, że to naprawiaaasz i to w taki sposób :D
OdpowiedzUsuńŚWIETNY ROZDZIAŁ !
OdpowiedzUsuńSzczerze - nie spodziewałam się, że to Ron, ale mile mnie zaskoczyłaś.
To prawda, nigdy szczególnie go nie lubiłam, ale jest spoko ♥
Życzę weny i mam nadzieję, że Dracze i Miona powoli zaczną się godzić.
PoZdRaWiAm <3
Świetny rozdział. Znalazłam kilka błędów np.,,podnosząc się do pozycji siedzącej" Zapewne to tylko literówka, ale bardzo rzuca się w oczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zycze weny (;
Ron? To byl Ron? wow. nie spodziewalam sie :) ale to bylo takie wzruszajace kiedy rozmawiali ze soba.. ;( łezka mi nawet poleciała. :) No i Lucjusz . wpadka! hahahah wogóle mu nie współczuje. Pisz nastepny rozdzialik i dodawaj :D
OdpowiedzUsuńP.J.M
Wspaniały rozdział <3 Czekam na następny :*
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak mało Dramione, a Rona i tak nie lubię. Pewnie znowu coś kombinuję. Rozdział bardzo mi się podoba, niedługo wszystko się rozwiąże. Życzę weny i czekam na nexta
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, cieszę się że Narcyza była w odpowiednim miejscu i na czas! :)
OdpowiedzUsuń------
clover.
http://hgranger-dmalfoy.blogspot.com/
Jejku ... Kocham !!! <3
OdpowiedzUsuńJak zawsze rozdzial przecudowny!
OdpowiedzUsuńNie spodziewalam sie że list bedzie od Rona. I nareszcie oberwie sie Lucjuszowi za cale zlo ktore wyrządzil! Narcyza pokaxala pazurki i to ni sie podoba :)
mam nadzieje że w koncu wszystko sie ulozy miedzy Draco i Hermioną :)
Życze weny!
Czarna Róża
O, po takim rozpoczęciu finalnych wydarzeń, to ja oczekuję na koniec pięknej (i namiętnej ^^) sceny pogodzenia się naszej kochanej pary!
OdpowiedzUsuńNo, już ochłonęłam trochę.
Narcyza Genialna - taki mogę nadać jej przydomek :D No po prostu rozwaliła system w tym rozdziale :D
Świetnie, że Hermiona i Ron się pogodzili. Dobrze, że Hermiona dała mu drugą szansę, w końcu po tylu latach przyjaźni byłoby to conajmniej dziwne, gdyby tak po prostu spisała go na straty.
Weny, weny, weny! :*
Świetnie piszesz! Po prostu cudo! Nie wiem, jak ty to robisz! Wiem, że Ci nie dorównuję nawet do pięt, ale może wbijesz do mnie? http://granger-emo.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńŚwietne!!! Po prostu G.E.N.I.A.L.N.I.E!!!!!!!!!!!!!! Najlepsza chyba Narcyza :). Dobrze, że Ron i Miona się pogodzili ( chociaż nie lubię Rudego ).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie na 1 rozdział
Jesteś genialna , wspaniala i nieopisanaa noo ! Kocham tego bloga i nie moge się doczekac kolejnegoo rozdialuuuu ♥♥♥
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Zostało bardzo niewiele.
OdpowiedzUsuńCzyli trzeba znowu szybko połączyć Draco i Hermi. Więc do roboty La Fin xd
Rozdział mega! Wreszcie wezmą do Azkabanu tego bydlaka ;-;
Czekam na następny/M.G
W końcu! Jestem dumna z Cyzi <3
OdpowiedzUsuńCo do Ron'a.. hmm ciekawy wątek. Cieszę się, że z nim już dobrze i wrócił do swojej normalnej rzeczywistości xd
Trzymam kciuki za Draco i Mioną <3 Szkoda, że to już prawie koniec. Masz zamiar pisać nowego bloga? Byłoby bosko :3
Czekam na kolejny i zapraszam do siebie :*
http://hermionariddle-story.blogspot.com/
Owszem będę pisać dalej, a nowe Dramione jest już w fazie tworzenia :)
UsuńOMG jak ja kocham Narcyzę !
OdpowiedzUsuńCudo,cudo i jeszcze raz cudo ;*
Mam nadzieję,że Hermiona wybaczy Draco i wszyscy będą happy :)
Całusy i dużo weny
l.v
PS. Gdy skończy się ta historia,będziesz coś jeszcze pisała???
Nie porzucam bloggera i mam zamiar dalej tworzyć :)
UsuńNo i dobrze Lucjuszowi tak! Głupi bydlak. Rozdział fajny tylko mało dramione :c
OdpowiedzUsuńSuper rozdział, wreszcie Lucjusz zapłaci za wszystkie krzywdy, czekam na kolejną część tego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam taką Narcyzę ;**
OdpowiedzUsuńjestem też bardzo ciekawa jak potoczą się losy Hermiony i Dracona ;))
już nie mogę się doczekać następnego rozdziału ;*
Pozdrawiam i życzę dużo weny <3
Nareszcie! Rozdział mimo lekkiego smutku, był naprawdę mega pozytywny. Wszystko zmierza ku lepszemu, a moje serce raduje się z tego powodu <3
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny :)
O jejciu ! Super rozdział !!! W końcu Lucjusz złapany BRAWO CYZIA <3 !!! Ale zabrakło mi już tego naszego Dramione <3 Czekam bo już tęsknie za nimi. Trzymam kciuki i czekam z niecierpliwością na nowy rozdzialik <3
OdpowiedzUsuńNie wiem jak ty to robisz, ale rób tak dalej xD. Serio, jesteś świetna! Weny życzę :)
OdpowiedzUsuńJej rozdział naprawdę wspaniały, a ja już nie mogę doczekać się 2 części. Świetnie, świetnie, świetnie!
OdpowiedzUsuńJedyne co mogę zarzucić drobne literówki (które niestety rzucają się w oczy :(). Tak czy inaczej pisz dalej, bo zaciekawiłaś mnie tym strasznie.
Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie więcej dramiione, bo już nie mogę się doczekać aż się pogodzą. No bo się pogodzą, prawda?
pozdrawiam i życzę duuużo czasu na pisanie.
dark-family-dtb.blogspot.com
Kocham to opowiadanie. I mam nadzieję, że Draco i Hermi będą razem... Co do Rona to mam mieszane uczucia, mam nadzieję, że mówił to wszystko szczerze.
OdpowiedzUsuńA Lucjusz... Niech zgnije w Azkabanie, dziad jeden, boże jak ja go nie lubię!
Weny, weny, weny.,
Pozdrawiam
Kajusia
Więc na początku w końcu ta emitacja człowieka zniknie. W końcu bedzie wszystko dobrze bo przecież musi prawda? Rozdział cudowny :*
OdpowiedzUsuńJeny cudownie się czytało ten rozdział szkoda, że dopiero teraz go znalazłam. Ale jak to mówią lepiej późno niż wcale, no cóż nie pozostaje mi nic innego jak czytać wstecz. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Jak to nie zostało już wiele do końca? Czemu wszystkie fajne blogi muszą się kończyć teraz? :(
OdpowiedzUsuńA rozdział cudowny, oficjalnie kocham Narcyzę jeszcze bardziej niż kiedyś ;)
Pozdrawiam,
Dastra
--------------
PS: Zapraszam do mnie na bloga: dramione-serce-nie-sluga.blogspot.com
Wooow, to było super! Kapitalny rozdział! Genialy i hiperancki! Serio. Biedna Hermiona, choć teraz wszystko się jej (chyba) ułoży :)
OdpowiedzUsuńDuuużo weny
Gośka
Jej *-*
OdpowiedzUsuńHermi się pogodziła z Ronem...no.pospk :)
Aaa Narcyzę normalnie kocham ! ;D
No rozdział. jest genialny,ale chyba nie muszę ci o tym mówić ?? :D
Pozdrawiam, Kat :*
Jak dla mnie bomba! Nie bardzo wiem o co chodzi, gdyż nie czytałam od początku, ale nadrobię na pewno.
OdpowiedzUsuńAle Twój styl pisania bardzo mi się podoba :)
CZEŚĆ!!!
OdpowiedzUsuńTO JEST MÓJ PIERWSZY WPIS JUŻ WCZORAJ CZYTAŁAM TEN ROZDZIAŁ ,ALE DZIŚ ZEBRAŁAM W SOBIE ODWAGĘ. MUSZĘ CI POGRATULOWAĆ ,PONIEWAŻ TWÓJ BLOG JEST NAJLEPSZY JAKI CZYTAŁAM ! A CZYTAŁAM ICH DUŻO ! ZA ROK MOŻE DWA SAMACHCĘ PISAĆ!
ŻYCZĘ DUUUŻO WENY
UŚCISKI MEG*
Wybacz że nie komciałam:((( Rozdział fantastyczny! Draco wreszcie przejżał na oczy! I Ron zmądzrał! Nie lubiłam go ale jako przyjaciel może być spoko. Złapali Lucjusza! A czy dowodem nie może być wspomnienie? Np Narcyzy jak słuchała ich rozmowy.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz bardzo ciekawy rozdział:)
PS: zabij proszę Greengrass:)
White Tiger
Zgadzam się z tobą całkowicie.. Uśmiercenie Greengrass jak najbardziej na miejscu.. Oczywiście z przyczyn naturalnych.. A co do dowodu... Tak, to jest genialny pomysł :)
UsuńDramione True Love <3
Hahahah :D "Zabij proszę Greengrass" mnie rozwaliło :D
UsuńJeju rozdział taki świetny, jaka szkoda, że to już powoli koniec. Mam pytanko , napiszesz coś o Pansy i Zabinim? Fajnie by było coś w rozdziale o nich przeczytać... :D Rozdział jeszcze raz jak zawsze zajebiaszczy :D
OdpowiedzUsuńCóż, ten wątek raczej nie będzie już szczególnie rozwijany. Przez te ostanie 3 notki raczej skupię się na głównej parze. Oczywiście reszta też będzie, lecz raczej w roli dobrych duchów i przewodników dla naszych uparciuchów.
UsuńArcydzieło <333
UsuńCudownie, że Lucjusz zostanie ukarany. Mam nadzieję, że dostanie dożywocie w Azkabanie..
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wszystko wraca do normy.. :) Wybaczyła Ronowi, kolej na Draco.. To on musi wszystko teraz odbudować.
Dramione True Love <3
PS. Rozdział jak zwykle cudowny. Ale czy ja muszę o tym mówić ? To jest oczywiste ! ;>
A w ogóle super, że piszesz nowe opowiadanie. A w ogóle to ile będzie jeszcze rozdziałów tego opowiadania ? :)
UsuńDramione True Love <3
Druga część tego rozdziału, a poza tym jeszcze 2 i epilog :)
UsuńNo nareszcie :D już nie mogę się doczekać momentu, w którym Lucjusz trafi do azkabanu, chyba zrobie screena i ustawie sobie na tapete ;) Rozdział bardzo mi się podoba, zresztą jak każdy tego opowiadania ;) z niecierpliwością czekam na kolejną część :D dużo weny :*
OdpowiedzUsuń~Ania
jestem zachwycona tym rozdziałem! cieszę się, że Hermiona i Ron się pogodzilil. nie lubie jak są skłóceni.
OdpowiedzUsuńTeraz tylko czekać aż wszystko dobrze sie ułoży.
OdpowiedzUsuńWeny.
Pozdrawiam,Lili.
:D
Zoskoczylas mnie, myślałam ze przygoda z Ronem sie skończyła, nie sądziłam ze Hermiona mu wybaczy. Rozdział świetny!
OdpowiedzUsuńBuziaczki Fav!
Dziewczyno jesteś niesamowita! Wiedziałam że złapią Lucjusza,ale myślałam że to za sprawą Draco,a tu dzięki Narcyzi... Jedno mnie dziwi w zachowaniu Draco- jak była ta sprawa z listem to czemu nie poszedł do Aurorów,przecież mógł w myslodsiewni pokazać swoje wspomnienia z czytania listu i było bu ok. No ale nie było by całej tej histori... Dobra mniejsza z tym! :D Twój blog jest moim ulubionym i najciekawszym jaki czytam a poprzeczka jest wysoko ;) Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuń~Lin
Ach, znalazłam czas żeby napisać ten nieszczęsny komentarz.
OdpowiedzUsuńMimo, że w rozdziale jest wiele smutku to moje serce się raduje, bo Draco zaczął wreszcie myśleć.
Wszystko niedługo będzie dobrze. Czekam na happy end... ewentualnie na dramatyczne zakończenie.
Dobrze, że Ron już wrócić 'z powrotem'. Chociaż go nie lubiłam...
:)
Pozdrawiam i Życzę ci dużo weny! Czekam na dalszą część.
+nowy rozdział u mnie. :3
Właśnie doszłam do tego rozdziału i okazało się, że już nie mam czego czytać. Nie umiem się doczekać nowej notki :) Cała historia jest genialna. A od kilku rozdziałów jest chyba sprawdzana bo zauważyłam duży spadek błędów. Jestem zauroczona tym opowiadaniem. Dzięki niemu ostatnie dni szkoły były dużo ciekawsze, a dzisiejszy dzień skupił się na czymś więcej niż tylko sprzątanie :D nie dało się mnie oderwać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dalszej weny :)
Niesamowicie piszesz, niech Lucjusz zginie - pocałunek dementora, śmiertelne zaklęcie cokolwiek byleby zniknął z tego świata
OdpowiedzUsuńTsuki
Narcyza na prezydenta :D W końcu po tylu łzach zaczynamy widzieć światełko w tunelu :)
OdpowiedzUsuńCo za akcja ! Wiele się wyjaśniło i teraz tylko czekać na posunięcie że strony naszego ukochanego Draco .
OdpowiedzUsuń"Zakolanówki" razem, "pozaklęciowe" razem, "nieraz" razem, "odpowiedziom" nie "odpowiedzią".
OdpowiedzUsuńCo do Rona to się spodziewałam tego typu konfrontacji, natomiast akcja z Lucjuszem kompletnie mnie zaskoczyła, pozytywnie oczywiście..
Mam nadzieję, że mimo tego całego horroru, wszystko dobrze się skończy.
Pozdrawiam :)