„W końcu uwolnię
się od tego koszmaru…” pomyślała, przymykając oczy i gdy już miała wbić szkło
w rękę nagle poczuła, że coś mokrego dotyka jej dłoni. Otworzyła oczy i
spojrzała w dół, gdzie ujrzała kulącą się Lucy. Leżała płasko, a jej ogon był
podkulony tak samo jak uszy. Powoli czołgała się coraz bliżej właścicielki,
skamląc cicho i trącając nosem rękę, w której ta trzymała szkło. Hermiona
spojrzała suczce prosto w oczy, które ta utkwione miała w jej twarzy. To, co w
nich ujrzała sprawiło, że łzy jeszcze liczniej zaczęły spływać po jej
policzkach, ale tym razem nie były one spowodowane bólem. W tych błękitnych
ślepkach Gryfonka zobaczyła to, czego tak strasznie pragnęła – miłość. Teraz
wszystkie krzywdy jakich doznała dziś i w przeciągu ostatnich kilku tygodni
przestały się liczyć. Jak mogła być tak samolubna? Ta bezbronna istotka jej
potrzebowała i na dodatek ofiarowywała wszystko, czego pragnęła, miłość oraz
poczucie, że jest komuś potrzebna. W jednej chwili wypuściła z ręki szkło i
położyła się obok Lucy tak, aby móc się do niej przytulić. Mocno objęła suczkę,
nie przestając szlochać, ponieważ nad tym nie była w stanie zapanować.
Nagromadzone w niej emocje musiały znaleźć ujście, dlatego wypływały wraz ze
łzami, które z kolei zlizywała Lucy. Hermiona nawet nie wiedziała, ile tak
leżała, gdy nagle drzwi do jej sypialni otworzyły się z hukiem, a do pokoju
wpadła przerażona czwórka jej przyjaciół.
*****
Dwie
pary siedziały przy swoim stoliku, rozmawiając w najlepsze. Przed chwilą zeszli
z parkietu, aby nieco odetchnąć.
-
No to może jeszcze jednak kolejka?
Zaproponowała
wesoło ruda, gdyż ich szklanki były już puste. Wszyscy przystali na to z
ochotą, więc panna Weasley wyciągnęła rękę po butelkę i wtedy Pansy to
zobaczyła.
-
Ginny!!!
Krzyknęła
tak głośno, że pomimo muzyki kilka osób odwróciło się w ich stronę, a siedzący
najbliżej aż poskoczyli.
-
Co?
Zapytała
zdezorientowana Ginn, nie mając pojęcia, co takiego zrobiła.
-
Bransoletka!
Ruda
odruchowo spojrzała na swój prawy nadgarstek i wtedy zrozumiała.
-
O nie…
Szepnęła,
patrząc z przerażeniem na przywieszkę w kształcie serca, która tak jak ta Pansy
świeciła na czerwono. Doskonale wiedziały, co to znaczy, a skoro one były
tutaj, to mogło chodzić tylko o…
-
Możecie nam powiedzieć, co się dzieje?
Zapytał
zaniepokojony Harry, widząc przerażenie wymalowane na twarzach dziewczyn.
-
Nie ma czasu. Miona jest w niebezpieczeństwie, musimy ją szybko znaleźć.
Oznajmiła
podenerwowana Pan i natychmiast poderwała się z miejsca. Całej reszcie nie
trzeba było dwa razy powtarzać. Rozdzielili się i zaczęli przeszukiwać salon,
wypytując wszystkich o pannę Granger.
-
Tak, wiedziałam ją.
Powiedziała
w końcu jakaś Krukonka, którą zaczepił Blaise.
-
Jakiś czas temu całowała się z McLaggenem, ale chyba się pokłócili, bo
odepchnęło go i uciekła. Wydaje mi się, że płakała, a potem jeszcze wpadła na
Greengrass. Nie wyglądała na zbyt szczęśliwą, gdy wychodziła.
-
Dzięki.
Rzucił
tylko oszołomiony Blaise, po czym pobiegł szukać reszty. Miał bardzo złe
przeczucie.
-
Ej!
Krzyknął,
gdy w końcu dojrzał przyjaciół, którzy już po chwili byli przy nim. Nie dał im
nawet dojść do słowa, tylko od razu powiedział, to czego się dowiedział.
-
Jakaś laska widziała ją jak całowała się z McLaggenem, ale chyba się pożarli,
bo Miona uciekła, potem podobno dorwała ją też Greengrass, czyli nie jest
dobrze.
-
Gdzie jest teraz?
Zapytała
coraz bardziej podenerwowana Ginny, Każdy z nich powoli zaczynał odczuwać
niepokój o to, co się dzieje z ich przyjaciółką.
-
Nie wiem, podobno wybiegła stąd z płaczem.
-
Kurwa mać!
Zaklęła
siarczyście Pansy, co u wszystkich wywołało lekki szok. Panna Parkinson
niezwykle rzadko uciekała się do takiego języka, ale tym razem okoliczności
były zupełnie inne.
-
Idziemy na piąte piętro.
Oznajmiła
Pansy głosem nieznoszącym sprzeciwu i już jej nie było. Po drodze pospiesznie
zdjęła szpilki, rzucając je gdzieś w kąt. W nich nie da rady biec, a na
spacerki nie ma czasu. Miona była w niebezpieczeństwie. Miała ochotę zabić się
za własną głupotę. Jak ona mogła choć na chwilę spuścić ją z oka? Przecież
wiedziała, w jakim jestem stanie. Na wyrzuty sumienie jednak czas przyjdzie
później. Przemierzała korytarze biegnąc tak szybko jak jeszcze nigdy dotąd.
Słyszała, że reszta podąża z nią, więc nie oglądała się za siebie. Ich cel był
już bliski.
-
Czekoladowe Żaby.
Wydyszała
Śligonka, gdy znalazła się przed portretem starego czarodzieja.
-
Nie wygląda panienka najlepiej, za moich czasów dziewczęta…
Zaczął
swój wywód starzec, widząc zdyszaną dziewczynę z rozwianymi włosami, a na
dodatek bez butów. Pansy była w takim stanie, że szlag ją trafił. Jakieś
cholerne płótno będzie ją pouczać, podczas, gdy jej przyjaciółka jest w
niebezpieczeństwie?
-
Podałam hasło, więc otwórz to cholerne przejście, zanim zamienię cię w kupę
popiołu!
Oczy
Pansy ciskały błyskawicami, a ręce były mocno zaciśnięte w pięści. W tym
momencie nikt nie odważyłby się jej sprzeciwiać. Dlatego też zdziwiony, ale i
przestraszony czarodziej otworzył przejście, a panna Parkinson niczym burza
wpadła do salonu, a za nią cała reszta. Wszyscy wbiegli do sypialni panny
Granger, a to, co tam zobaczyli zmroziło im krew w żyłach. Hermiona, wtulona w
Lucy, zanosząc się płaczem leżała na podłodze, ale nie to było najgorsze. Wokół
niej znajdowało się pełno szkła i krwi. Zaczęli się zastanawiać, co tu mogło
zajść, lecz zrozumienie przyszło, gdy ich wzrok padł na rękę szatynki. Na jej
lewym nadgarstku znajdowała się pozioma rana, z której ciekła krew, a tuż obok
niej leżał zakrwawiony kawałek szkła. Nie trzeba było być geniuszem, aby się
domyśleć, co tu miało miejsce. Nikt z nich nie był w stanie się poruszyć. Czy
to możliwe, aby ich Miona próbowała się zabić? Przecież to absurdalne… A
jednak, fakty mówiły same za siebie. To było straszne, ale niestety prawdziwe.
Jako pierwszy z szoku ocknął się Blaise. Powoli podszedł do Gryfonki i ostrożnie
się nad nią pochylił.
-
Miona…
Powiedział
łagodnie, kładąc rękę na jej ramieniu. Jedyną reakcją Hermiony na jego słowa
było to, że jeszcze mocniej przytuliła do siebie Lucy, zanosząc się płaczem.
Nie chciała, aby oglądali ją w takim stanie. Miała być silna… właśnie, miała.
Ostatnio kompletnie nic jej nie wychodziło. Blaise spojrzał na pozostałą
trójkę, nie do końca wiedząc, co ma robić i wtedy inicjatywę przejęła Pansy.
-
Harry, Ginny, idźcie do łazienki eliksir czyszczący rany, bandaże i gaziki.
Blaise, połóż Mionę na łóżku i posprzątaj to szkło.
Nikt
nie dyskutował, tylko zrobił to, co mówiła Pansy. Hermiona za to niczym lalka
pozwoliła się podnieść i ułożyć na łóżku. Lucy niemal natychmiast znalazła się
przy swojej pani. Czuła, że ta jej potrzebuje. Nie minęła chwila, a wszyscy
ponownie znaleźli się w sypialni. Para Gryfonów wszystko, co przyniosła ułożyła
na stoliku nocnym, po czym stanęli przy łóżku, z troską przyglądając się
płaczącej przyjaciółce. W tym czasie Pansy wzięła jeden gazików i namoczyła go
eliksirem dezynfekującym. Sięgnęła po rękę szatynki, ale ta natychmiast ją
cofnęła.
-
Zostawcie mnie samą.…
Wychlipała
szatynka, nie odrywając głowy od leżącej obok Lucy. Tylko jej terza
potrzebowała. Oni wszyscy nie mogli jej takiej widzieć.
-
Hermiono…
Zaczął
Wybraniec, ale przerwał mu Zabini.
-
Zostawimy cię, jeśli dasz się opatrzyć i wypijesz Eliksir Słodkiego Snu.
Diabeł
mówił łagodnie, ale stanowczo. Musieli mieć pewność, że Hermiona będzie
bezpieczna, ale z drugiej strony sprzeczanie się z nią w takim stanie nie było
najlepszym pomysłem. Gryfonka po chwili zastanowienia ledwie zauważalnie
skinęła głową. Potłuczone kolana i poranione ręce coraz bardziej dawały o sobie
znać, a perspektywa snu, w którym nie męczyłyby jej koszmary była naprawdę
kusząca. Pansy natychmiast wzięła się do roboty. Najpierw wyczyściła jej rany,
a potem zawinęła je bandażami. Nie zważając na to, iż panna Granger nadal ma na
sobie ubrania, Blaise nakrył ją kołdrą i podał Eliksir Słodkiego Snu. Nie
minęła chwila, a szatynka zapadła w sen, mocno tuląc do siebie Lucy.
-
Chodźmy do salonu.
Zaproponował
Harry, wiedząc, że tu na nic się już nie przydadzą. W salonie rozsiedli się na
kanapie i zapadła grobowa cisza, którą zakłócał tylko trzask ognia w kominku.
-
Co się mogło stać?
Zapytała
w końcu Ginny, przeczesując palcami swoje długie włosy. Nie docierało do niej
to, co miało przed chwilą miejsce.
-
Ona jest w takim stanie, że niewiele trzeba, a konfrontacja z McLaggenem i
Greengrass na pewno nie była dla niej miłym doświadczeniem.
-
Harry ma racje. Miona nam się wymyka i nie mam pojęcia jak jej pomóc. Śmierć
rodziców to był dla niej cios, a Draco dolał oliwy do ognia. Nawet nie chcę
myśleć jak ona się czuję widząc go z tą kretynką.
Westchnęła
ciężko panna Parkinson. Sytuacja stawała się coraz bardziej krytyczna, tak
strasznie się bała o Hermionę. Ona była dla niej bardzo ważna, nie wybaczyłaby
sobie, gdyby coś jej się stało. Zabinie nie odezwał się ani słowem, lecz w
końcu nie wytrzymał. Zerwał się z kanapy, ignorując pytające spojrzenia
wszystkich.
-
Co się dzieję kochanie?
Zapytała
Pansy, widząc, że jej ukochany zmierza w stronę wyjścia.
-
Muszę coś załatwić, niedługo wrócę. Zastanówcie się, co zrobić z Hermioną.
Nie
dał im nawet dojść do głosu, tylko po prostu wyszedł. Był zły, ale jednocześnie
bał się jak cholera. To, co zobaczył wstrząsnęło nim i to bardzo. Dopiero teraz
pojął jakie męki musiała znosić Hermiona skoro próbowała… Nie był w stanie
nawet myśleć o tym, co mogłoby się stać, gdyby nie dziewczyny. Teraz jednak
odsunął od siebie tę myśl. Miał do załatwienia bardzo ważną sprawę. Wcześniej
liczył na to, że jego przyjaciel sam się opamięta, lecz teraz wiedział, że nie
ma na co liczyć. To zaszło za daleko, dlatego musiał wziąć sprawy w swoje ręce.
Szedł bardzo szybko, więc już po chwili był na miejscu. W salonie Ślizgonów
pomimo później pory kilku pijanych uczniów siedziało na kanapie lub spało
gdziekolwiek. Blaise jednak kompletnie nie zwrócił na nich uwagi. Niczym
huragan wpadł do swojego dormitorium i podszedł do łóżka przyjaciela. Był
pewny, że go tu zastanie i nie pomylił się. Blondyn leżał, wpatrując się tępo w
baldachim łóżka i nie zaszczycając kumpla nawet jednym spojrzeniem. Liczył na
to, że brunet da mu święty spokój, ale nie wiedział jak bardzo się pomylił.
-
Masz skończyć ten cyrk i powiedzieć Mione całą prawdę.
Powiedział
śmiertelnie poważnie Zabini. Usilnie starał się zapanować nad targającymi nim
emocjami, co nie było wcale takie łatwe.
-
Stary, daj sobie spokój. Ile razy można wałkować ten sam temat?
Westchnął
zrezygnowany Draco, przymykając oczy. Myślał, że Blaise dał już sobie spokój z
prawieniem mu kazań, ale jak widać nie. Ostatnie na co miał teraz ochotę to
wysłuchiwanie mądrości życiowych Zabiniego.
-
Dopóki nie zrozumiesz, że jesteś skończonym idiotą!
Słysząc
rozgniewany głos przyjaciele Smok podniósł się do pozycji siedzącej. Dopiero
teraz zauważył, że Blaise jest naprawdę wściekły, ale nie miał pojęcia
dlaczego.
-
O co ci chodzi?
-
O co mi chodzi?! Czy ty nie widzisz, co robisz?! Niszczysz życie sobie, a
przede wszystkim Hermionie, zamiast zacząć się zachowywać jak facet i walczyć!
-
Doskonale wiesz, że robię to dla jej dobra.
Teraz
i Draco był zły. Diabeł niczego nie rozumiał albo nie chciał zrozumieć. „A może
on ma racje…?”, szepnęła jego podświadomość, ale natychmiast odsunął od siebie
tę myśl, nie chcąc się jeszcze bardziej zadręczać.
-
Sam chyba nie wierzysz w to, co mówisz kretynie!
-
Wiesz doskonale, że robie to wszystko, żeby była bezpieczna i szczęśliwa!
-
Trzeba było jej to powiedzieć, zanim próbowała sobie podciąć żyły!
Nie
chciał tego mówić, lecz emocje wzięły górę. Poza tym żadne inny argument nie
docierał do tego idioty, więc trzeba był zastosować drastyczne środki.
-
Coś ty powiedział?
Zapytał
z niedowierzaniem blondyn, gdyż był pewny, że słuch go zawodzi.
-
To, co słyszałeś! Dzięki twoim pożal się Salazarze próbą chronienia jej, gdyby
nie dziewczyny Hermiona najprawdopodobniej byłaby już martwa! Czy ty nie
widzisz jak każdego dnia cząstka niej umiera, a ze starej Granger zostaje coraz
mniej?! Tego dla niej chcesz?! Powolnego zatracania się w rozpaczy i
samotności?! Ona sobie nie radzi, a do tego nie pozwala sobie pomóc! Ciesz się,
że nie widziałeś jej pół godziny temu, chociaż może wtedy pojąłbyś jak wielki
błąd popełniłeś! Zastanów się człowieku, co ty robisz i, czy aby na pewno to
jest dla dobra Hermiony.
Po
tych słowach Blaise odwrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając przy tym
drzwiami. Nie miał już ani siły, ani ochoty aby użerać się z tym skretyniałym
blondynem. On powiedział wszystko, co miał, a co zrobi z tym Malfoy to już jego
sprawa. Draco siedział, nadal wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed
chwilą stał jego przyjaciel. Dla niego jednak świat się zatrzymał, a w głowie
nadal echem odbijały się słowa Zabiniego. „…próbowała sobie podciąć żyły!”,
„…Hermiona najprawdopodobniej byłaby już martwa!”, „Ona sobie nie radzi, a do
tego nie pozwala sobie pomóc!”. Przecież to nie może być prawda. Jego Granger,
jego maleńka lwica, ona nie mogła… Ale czy na pewno? Dzięki niemu jej życie
zmieniło się w koszmar. Przecież wiedział w jakim była stanie, gdy dowiedziała
się o śmierci rodziców. Czy samo to nie powinno mu dać do myślenia? „Czy ty nie
widzisz jak każdego dnia cząstka niej umiera, a ze starej Granger każdego dnia
zostaje coraz mniej?!”.
-
Co ja narobiłem?
Poczuł
jak ogarnia go wściekłość, ale tylko i wyłącznie na siebie. Dopiero teraz
zrozumiał to, co Blaise usiłował mu przekazać od samego początku. Zamiast pomóc
Granger się pozbierać on zniszczył ją ostatecznie. Na samą myśl tego, co
powiedział jej w dzień pogrzebu, czuł do siebie obrzydzenie. Spieprzył sprawę i
to na całej linii. „Nie użalaj się nad sobą kretynie, tylko weź coś w końcu
zrób!” warknęła jego podświadomość, ale tym razem jej nie zignorował. To
wszystko zaszło zdecydowanie za daleko. Jednak jedynym sposobem na to, aby móc
odetchnąć jest pozbycie się Lucjusza, co nie będzie takie łatwe, ale już na to nie
zważał. Musiał to zrobić dla Granger, dla jego maleńkiej lwicy… Dotarło do
niego, że on może poświęcić wszystko, byle ona była bezpieczna. Był jej to
winien, a poza tym niczego nie pragnął tak jak tego, aby ona znowu stała się
sobą.
*****
Nastał
sobotni ranek, z czego wyjątkowo nikt szczególnie się nie cieszył. Niemal wszyscy
uczniowie siódmych klas odczuwali skutki wczorajszej popijawy w wieży
Ravenclawu, choć nie u każdego był to jedynie kac. Hermiona bardzo niechętnie
uchyliła powieki. Pierwsze, co poczuła to ból w niemal każdej części ciała. Nie
do końca wiedziała, co się z nią dzieję, ale po chwili wspomnienia z
wczorajszego wieczoru zaczęły wracać. Konfrontacja z McLaggenem i Greengrass,
stłuczone zdjęcie, szkło, krew, Lucy i - o zgrozo - wejście jej przyjaciół. W
tym momencie jeszcze bardziej chciała zniknąć. Oni to widzieli, ją w stanie
kompletnej rozsypki. Nie miała pojęcia, co ją opętało: alkohol, bolesne słowa
wypowiedziane przez Cormaca i Dafne? Tego nie wiedziała, ale żałowała. Choć nie
raz brakowało jej siły i miała ochotę rozpłynąć się w powietrzu samobójstwo nie
było dobrym rozwiązaniem. Co by powiedzieli jej rodzice? Przecież oni gdzieś
tam byli i spoglądali na nią z góry. Nie mogła ich zawieść. Zawsze byli z niej
dumni, więc nie miała zamiaru tego zmienić, szczególnie teraz. Życie dało jej w
kość, ale to nie zmieniało faktu, że ma dla kogo żyć. Przekręciła głowę i
ujrzała mordkę Lucy, która leżała tuż obok niej. Oczy miała zamglone, co
świadczyło o tym, że jeszcze na dobre nie wybudziła się ze snu. Świadomość, że jeszcze ktoś na
tym świecie potrzebuję jej i darzy bezwarunkową miłością była niezwykle
pokrzepiająca. Byli też Blaise, Pansy, Harry i Ginny, ale to nie to samo. Dla
Lucy stanowiła centrum wszechświata i to było dla niej światełko w tunelu.
Musiała się ogarnąć i żyć, ponieważ ta kruszynka była tego warta.
-
Pora wziąć się w garść.
Szepnęła
sama do siebie, po czym wstała z łóżka. Czuła się obolała i brudna, ale nie ma
się, co dziwić. Nadal miała na sobie ubrania z wczoraj, a na twarzy resztki
rozmazanego makijażu, a do tego wszystkiego liczne rany. Najbardziej dawały o
sobie znać potłuczone kolana, choć skaleczenia na rękach również nie należały
do bezbolesnych. Zignorowała to jednak i podeszła do szafy, z której po chwili
wyciągnęła ubrania na dzisiaj. Zdjęła
brudne rzeczy i na nagie ciało narzuciła swój szlafrok. Jedyne, czego
potrzebowała to gorąca kąpiel. Lucy również już wstała i ruszyła za swoją panią
do łazienki. Jednak, gdy tylko wyszły na korytarz coś je zatrzymało.
-
Hermiona.
Dziewczyna,
gdy tylko usłyszała swoje imię pospiesznie odwróciła się w stronę, skąd
dochodził głos. Jak się okazało w salonie czekała na nią czwórka przyjaciół.
-
Hej.
Mruknęła
cicho pod nosem, nawet na nich nie patrząc. Była niemal pewna, że zaraz zacznie
się długi wykład na temat tego, co zaszło wczoraj, a tego nie chciała. Sama
wiedziała, że źle zrobiła i nie miała zamiaru już nigdy więcej dopuścić do
takiej sytuacji. Może i się pogubiła, ale nadal wychodziła z założenia, że sama
musi sobie z tym poradzić.
-
Miona, zaczekaj.
Zatrzymał
ją głos Pansy, gdy już miała zniknąć za drzwiami łazienki. Nie łudziła się, że
uda jej się wymigać, ale najpierw chciała się uspokoić i wyciszyć.
-
Chce się wykąpać. Dajcie mi chwilę, zaraz do was wrócę.
Nim
ktokolwiek zdążył cokolwiek powiedzieć Hermiona zamknęła za sobą drzwi. Westchnęła
ciężko i starając się nie myśleć o przykrych rzeczach zrzuciła z siebie
szlafrok, zostając tylko w bandażach. Najpierw pozbyła się tych na kolanach. W
sumie nie wyglądały one już tak źle, skóra była lekko zdarta, a całość
dopełniały spore siniaki. Gorzej było z prawą rękę, w której trzymała to
przeklęte szkło. Na palcach i dłoni znajdowały się dość głęboki rany, które teraz
były już zasklepione. Na szczęście skaleczenie na lewym nadgarstku nie było aż
tak głębokie, choć o wiele większe niż te na prawej ręce. Wiedziała jednak, że
konieczne jest ukrycie każdej z tych ran. To jednak zrobi po kąpieli.
Pospiesznie wyrzuciła zużyte opatrunki do kosza i zabrała się za szykowanie
kąpieli. Gdy w końcu zanurzyła się w ciepłej, pachnącej cytrynami wodzie
poczuła jak ogarnia ją błogi spokój. Właśnie czegoś takiego potrzebowała. Starała
się nie myśleć absolutnie o niczym i skupić tylko na tej chwili. Nawet nie
wiedziała ile tak leżała. Dopiero, gdy woda zaczęła się robić coraz
chłodniejsza zdecydowała się na wyjście z wanny. Wysuszyła ciało oraz włosy. po
czym w mgnieniu oka umalowała się i ubrała. Zerknęła na Lucy, która przez cały
czas leżała na łazienkowym chodniku.
-
Pani bierze się w garść maleńka.
Powiedziała
uśmiechając się blado, na co suczka pomachała radośnie ogonem. Zabandażowała
jeszcze tylko ręce oraz kolana, uprzednio smarując je maścią. Wzięła głęboki
wdech i w towarzystwie Lucy opuściła łazienkę. Teraz przyszedł czas na starcie
z jej przyjaciółmi. Szatynka usiadła na fotelu i nim ktokolwiek zdążył się
odezwać ona zaczęła mówić.
-
Wiem o czym chcecie rozmawiać, ale ja nie mam na to siły ani ochoty. Zachowałam
się głupio, ale wiem o tym i nie mam zamiaru tego powtarzać. Muszę wziąć się w
garść, ale nikt tego za mnie nie zrobi. Dlatego nie rozmawiajmy o tym, co miało
miejsce wczoraj. Obiecuję, że to się już nigdy więcej nie powtórzy.
Wszystko
mówiła dość szybko, głaszcząc po łbie Lucy, która nie odstępowała jej na krok.
Było jej ciężko, ale tego nie dało się przeskoczyć. Oni naprawdę się o nią
martwili i należały im się słowa wyjaśnienia. Chciała stanąć na nogi, ale tego
mogła dokonać tylko i wyłącznie sama. Jej przyjaciele przez chwilę trwali w
milczeniu, póki głosu nie zdecydował się zabrać Harry.
-
Dobrze, ale powiedz nam, co się dokładnie stało.
Hermiona
westchnęła ciężko. Nie miała ochoty do tego wracać, ale wychodzi na to, że nie
miała innego wyjścia.
-
Upiłam się i powiedzmy, że miała niezbyt miłą pogawędkę z McLaggenem i
Greengrass. Puściły mi nerwy i już sama nie wiedziałam, co robię. Wróciłam tu,
ale było jeszcze gorzej. Nie chcąc stłukłam zdjęcie rodziców. Miałam dosyć i
wzięłam to szkło, ale przyszła Lucy i się opamiętałam…
Z
każdym kolejnym słowem jej głos stawał się coraz cichszy, a ostatnie zdanie
było ledwie słyszalnym szeptem. Wzroku nie spuszczała z Lucy, która siedziała
tuż przy jej nogach. Ona była jej amuletem, dodającym siły i odwagi. Wszyscy
milczeli, póki nagle Pansy nie podniosła się z miejsca i już po chwili panna
Granger tkwiła w jej objęciach.
-
Nigdy więcej tego nie rób. Nawet nie wiesz, jak bardzo się o ciebie baliśmy.
Wyszeptała
szatynce do ucha, przytulając ją do siebie jeszcze mocniej.
-
I nawet się nie waż nigdzie ruszać bez bransoletki.
Dodała
po chwili Ślizgonka, odsuwając się od panny Granger, a jej wyraz twarz zmienił
się na nieco bardziej surowy, co wywołało uśmiech na twarzy szatynki.
-
No i tak ma być cały czas, a teraz nie żeby coś, ale jestem głodny, więc chyba
możemy pójść na śniadanie?
Powiedział
Blaise, co tym razem rozbawiło wszystkich. Zgodnie stwierdzili, że oni również
są głodni i całą piątką ruszyli do Wielkiej Sali. Gdy byli już prawie na
miejscu zastali tam bardzo dziwną sytuację. Wyraźnie wkurzony Malfoy szedł od
strony lochów, a za nim biegła roztrzęsiona Dafne.
-
Draco, stój! Porozmawiajmy…
-
Powiedziałem ci już, że masz się trzymać z daleka i dać mi święty spokój.
Nawet
na nią nie spojrzał, tylko zawzięcie brnął przed siebie. Przypuszczał, że nie
będzie łatwo zostawić tę kretynkę, ale nie myślał, że aż tak. Powiedział jej
krótko jeszcze w salonie Ślizgonów, że to koniec, ale jak widać to nie
przyniosło zamierzonego skutku.
-
Dracuciu!
Jej
głos był jeszcze bardziej piskliwy niż zwykle. Nie mogła w to uwierzyć.
Przecież on nie miał prawa tak po prostu z nią zerwać. Nie podał nawet jednego
sensownego powodu. Dużo mogła znieść, ale nie to.
-
Zostawiasz mnie dla tej szlamowatej dziwki?!
Krzyknęła,
a Draco w momencie się zatrzymał. O nim mogła mówić wiele rzeczy, ale Granger
była nietykalna. Odwrócił się i już po chwili stał przed znienawidzoną
Ślizgonką. Czuł niewyobrażalną ulgę w momencie, gdy ją zostawił, lecz teraz
tłumiona ona była przez narastającą wściekłość. Związek z tą wywłoką był jednym
z jego największych błędów, których niestety na swoim koncie miał wiele. Teraz
jednak nadszedł czas, aby to wszystko naprawić.
-
Powiedz to jeszcze raz, a cię zabiję. Ostrzegam, obraź ją chociaż raz, a gorzko
pożałujesz. Możesz być pewna, że się dowiem, jeśli coś jej zrobisz, a wtedy nie
chciałbym być w twojej skórze. Zapamiętaj sobie, Granger jest nietykalna.
Jego
głos był tak cichy, aby słyszała go tylko Dafne. Nie czyniło go to jednak ani
trochę łagodnym, a tym bardziej miłym. Kipiał z wściekłości, która była niemal
namacalna. Nawet u osoby takiej jak Greengrass wzbudził on strach i to nie
mały.
-
A i nie zbliżaj się do mnie, bo nie ręczę za siebie.
To
powiedział nieco głośniej, po czym skierował się w stronę sali, ale wtedy ją
zobaczył. Stała niedaleko z całą resztą, bacznie mu się przyglądając. Na chwilę
ich oczy się spotkały – brąz i błękit. Blondyn poczuł jak po jego plecach
przebiega przyjemny dreszcz. Tak bardzo tęsknił za tymi oczami, które jeszcze
niedawno płonęły miłością do niego, a teraz były takie smutne, przepełnione
żalem. Nie było mu jednak dane zbyt długo cieszyć się tą chwilą, gdyż Hermiona
bardzo szybko odwróciła wzrok. Teraz w jego głowie zrodziło się pytanie, czy ma
jeszcze, o co walczyć? Wyrządził jej tyle złego iż wątpił, aby mu wybaczyła… Nagle
jednak przypomniał sobie słowa Gryfonki, które wypowiedziała do jego matki.
„- Pani Malfoy,
każdy, absolutnie każdy, kto żałuje zasługuje na drugą szansę. Nie mam
wątpliwości, co do tego, że pani siostra za panią tęskni. Rodzeństwa nie
przestaje się kochać, bez względu na wszystko. Poza tym, lepiej żałować, że się
coś zrobiło niż, że nie podjęło się walki.”
Tak,
właśnie tego musiał się trzymać. Działanie jest lepsze od bezczynności, poza
tym nie chciał żałować kolejnej rzeczy w swoim życiu.
-
Ja chyba jednak nie jestem głodna.
Oznajmiała
nagle Hermiona, nadal czując na sobie wzrok Malfoya. To było dziwne uczucie. Od
zerwania niemal nie zwracał na nią uwagi, co w sumie nie było najgorsze.
Musiała się nauczyć żyć bez niego, a to wcale nie było takie łatwe. Nawet
teraz, gdy ich oczy spotkały się zaledwie na chwilę, poczuła te cholerne
dreszcze. Nie było sensu w oszukiwaniu się, że kiedyś uda jej się go
znienawidzić. Nie mogła znieść tego, że nie jest w stanie zapanować nad swoimi
uczuciami. Zrobił jej tyle złego: wykorzystał, opuścił, gdy najbardziej go
potrzebowała, ale co z tego, skora ona nadal kochała go z całego serca? To było
najgorsze. Jednak teraz nadszedł czas na kierowanie się rozumem, a nie sercem,
które i tak było w wątpliwym stanie. Już raz dała się omotać i nic dobrego jej
z tego nie przyszło.
-
Miona, nie opowiadaj głupot, musisz jeść.
Skarciła
ją Ginny, prowadząc w stronę Wielkiej Sali. Szatynka już miała zaprotestować,
ale uprzedziła ją Pansy.
-
Masz bransoletkę?
-
Mam.
-
Jak nie chcesz tu siedzieć to weź dwa tosty i zmykaj.
Gryfonka
uśmiechnęła się z wdzięcznością do Ślizgonki, po czym cmoknęła ją w policzek i
już jej nie było. Tak jak powiedziała Pansy, Hermiona zabrała z pierwszego
stołu dwa tosty i opuściła Wielką Salę, mijając swoich przyjaciół w drzwiach.
-
Jesteście pewni, że możemy ją tak zostawić?
Zapytał
nie do końca przekonany Harry. Cholernie martwił się o Hermionę. To, co
zobaczył wczoraj naprawdę nim wstrząsnęło. Para Ślizgonów jednak wymieniła
porozumiewawcze spojrzenia, uśmiechając się przy tym cwanie.
-
Dobra, to teraz mówcie, co zrobiliście?
Zapytała
od razu Ginny, bezbłędnie odczytując miny Ślizgonów.
-
Jak spała rzuciłem na nią zaklęcie, dzięki któremu możemy ją bardzo dokładnie
zlokalizować. Ma na sobie tą dziwaczną bransoletkę, więc jak dla mnie nie mamy
się o co martwić, a skoro Miona chce być sama to musimy jej na to pozwolić.
Wyjaśnił
Blaise, a wszyscy musieli się z nim zgodzić. Hermiona była bezpieczna, a to
nieco ich uspokoiło. Na wszystko przyjdzie czas, mieli tylko nadzieję, że szatynka
w końcu wkroczy na ścieżkę, która zaprowadzi ją do normalności i ukojenia.
-
Dobra chodźmy jeść, bo stoimy tu jak kretyni i wszyscy się na nas gapią.
Powiedział
w końcu Harry i wszyscy rozeszli się do swoich stołów. Blaise i Pansy usiedli
na pierwszym wolnym miejscu i w milczeniu zaczęli jeść. ich spokój nie trwał
jednak długo, gdyż nagle znikąd przed nimi pojawił się Draco.
-
Co z nią?
Zapytał,
nie siląc się na powitanie. Nikt nie musiał nawet pytać o kogo mu chodzi.
-
A co, nagle cię zaczęło obchodzić, co u niej?
Odpyskowała
Pansy, patrząc na blondyna gniewnym wzrokiem. Choć bardzo lubiła Smoka i był
jej przyjacielem, nie mogła mu darować tego jak skrzywdził Mionę. Jej teoria
była prosta – Draco zamienił się z trollem na mózgi. Tym bardziej, że była
niemal pewna, iż coś tu jest nie tak. Nigdy nie wątpiła w uczucie tej dwójki, a
i nawet teraz nie przestała, dlatego tak strasznie się wściekała. Malfoy
zmrużył gniewnie oczy. Ona o niczego nie wiedziała, więc nie miała prawa tak go
traktować.
-
Nie masz pojęcia o czym mówisz, więc skończ te swoje wywody.
Panna
Parkinson już miała coś odpyskować, ale powstrzymał ją Blaise.
-
Pan kochanie daj spokój, nie ma sensu się kłócić. Najlepiej oboje się
uspokójcie.
Ślizgonka
spojrzała na swojego narzeczonego wzrokiem seryjnego mordercy. Już od dawna
dziwił ją fakt, że Blaise przez cały czas broni Dracona. Dobra, może i byli
najlepszymi przyjaciółmi, ale tak samo było z Mioną. Pan miała nieodparte
wrażenie, że ta dwójka coś ukrywa. Nie miała jednak pojęcia jak to z nich
wyciągnąć. Wszelkie próby spełzały na niczym, więc i teraz postanowiła
zamilknąć i zająć się śniadaniem.
-
No…
Ponaglił
przyjaciela Draco, ignorując obrażoną Pansy.
-
Nie jest najgorzej, ale rewelacji też nie ma. Opowiem ci jak będziemy u siebie,
bo nie wydaje mi się, żeby Wielka Sala była odpowiednim miejscem na tego typu
rozmowy. Powiedz mi tylko jedno, co ty zamierzasz stary?
To
pytanie męczyło go od wczoraj. Od tego bowiem, co teraz powie blondyn zależało
bardzo wiele, a w szczególności los Hermiony.
-
Walczyć Diabeł, walczyć o lepsze jutro.
Na
twarzy bruneta pojawił się uśmiech ulgi. Właśnie to od tak dawna pragnął
usłyszeć.
-
Nareszcie stary.
*****
Hermiona
siedziała na błoniach pod jej ulubionym dębem, wpatrując się w taflę jeziora.
Zaraz po opuszczeniu Wielkiej Sali zgarnęła Lucy i obie wyszły z zamku. Chciała
pobyć sama, a to było idealne miejsce ku temu, gdyż o tej porze nikt się tu nie
kręcił. Teraz towarzyszyły jej tylko ptaki i wiatr oraz ukochana Lucy. O dziwo
czuła się normalnie, co ostatnimi czasy było rzadkością. Bardzo odpowiadał jej
taki stan rzeczy. Spokój, cisza i nic poza tym. Przymknęła oczy, delektując się
promieniami słońca oświetlającymi jej twarz, gdy nagle znikąd pojawiła się
przed nią sowa. Hermiona pisnęła przerażona, gdy ptak wylądował na jej
wyciągniętych nogach. Nie poznała tej sowy jednak sięgnęła po list, który ta
trzymała w dziobie. Gdy tylko to zrobiła ptak po prostu odleciał. Zaintrygowana
szatynka przeczytała, kto jest nadawcą i nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Witam :)
Z małym poślizgiem, ale notka jest.
Mam nadzieję, że wam się spodoba :D Sprawy nieco się wyprostowały, co nie
znaczy, że od razu będzie słodko i cudownie, wszystko w swoim czasie :) Proszę
was o wyrażanie swoich opinii, które niezwykle mnie motywują do dalszego
pisania.
Pozdrawiam A♥
Ps: Przypominam o codziennym głosowaniu :)
Pierwsza teraz lecę czytać ~Ag
OdpowiedzUsuńRozdział fajny, nie spodziewałam się, że Lucy ją powstrzyma. Jednak pieski to najlepsi przyjaciele człowieka. Draco mnie denerwuje, jestem na niego taka zła. Malfoy niech walczy, niech się płaszczy, niech błaga ooo :D Ja bym czegoś takiego szybko nie wybaczyła. Życzę weny i czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńO jejku <3 :D
OdpowiedzUsuńŚwietny jak zwykle.
Dziękujee że jej nie zabiłaś!!
OdpowiedzUsuńRozdział bardzoo fajnyy
~Lena
Wspaniały rozdział.
OdpowiedzUsuńJak mogłaś skończyć w takim momencie?!
Kto jest nadawcą tego listu?!
Dobrze, że sprawy powoli zaczynają sie prostować.
Cieszę sie, że Hermiona się opamiętała.
Cieszę się, że Draco nareszcie coś zrozumiał.
Mam nadzieję, że teraz będzie już coraz lepiej.
Życzę weny.
Pozdrawiam
Hermione Granger
Świetne, jak zwykle :)
OdpowiedzUsuńJej ja już chcę żeby oni się pogodzili.. Ale z drugiej strony niech się nasz Draco trochę postara :D Rozdział cudowny jak zwykle, już nie mogę się doczekać kolejnego!!
OdpowiedzUsuńZgadzam się z tym staraniem! :D To byłby taki powrót do tego, co było zanim stali się parą - przynajmniej w moim wyobrażeniu :)))
UsuńUhuhuhu, nie mogę się doczekać następnego. Przypuszczam że to list od Dracusia, prawda? :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam Lilz
http://lilz-przyjacielzawszejestblisko.blogspot.com/?m=1
Niech już wszytko będzie dobrze , błagam!
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały :) Nie mogę doczekać się następnego :D
Pozdrawiam i weny życzę :D
cudny.
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńŚwietne!
cieszę się, że Hermiona nie umarła <3
Draco to skończony kretyn, ale nareszcie zrobił coś, żeby znowy być z Hermioną <333
Obiecaj, że zrobisz happy end w tym opku. OBIECAJ! :D
Pozostaje mi tylko czekać na kolejne rozdziały :c
Weny!
KK
Czekałam na niego i mi się podoba:) Nie nogę się doczekać kolejnego rozdziału. Czy w następnym rozdziale, Draco wyjaśni wszystko Hermionie??:)
OdpowiedzUsuńKobieta jak moglas w takim momencie skonczyc????
OdpowiedzUsuńkinga z
No w koncu Draco cos zrozmial ^_^ jeej Diabelek w koncu przemowil mu do rozumu <3 a wiec rozdzial genialny. *-* z niecerpliwoscia czekam na nn ♥♥♥
OdpowiedzUsuń~Diablica ♪
Rozdział boski <3 Że też musiałaś tak zakończyć :/ Mam nadzieję, że następny szybko się pojawi :*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i Całuski
Nat Dramionka Hellich
Wspaniały rozdział <333 warto było tak długo czekać :D
OdpowiedzUsuńBoże... To albo Lucjusz albo Draco. Tak świta w mojej głowie. Z dwojga złego wolałabym żeby Lucjusz. Może wtedy Miona nakrzyczała na Draco, że to przed nią ukrywał i wszystko skończyłoby się wielkim pocałunkiem. Taaa, moja romantyczna natura się odzywa . :)
OdpowiedzUsuńCzekam na dalsze losy.. :D
~Patka :)
Fntastyczne, Malfoy wreszcie wziął się w garść :) Życzę dużo weny i czekam nn Z. :)
OdpowiedzUsuńRozdział super, nareszcie wszystko powoli zaczyna się układać... przyjaciele uratowali Mionkę, a Draco wreszcie poszedł po rozum do głowy i pozbył się Greengrass.
OdpowiedzUsuńCiekawe od kogo ten list??? Jak zwykle trzymasz nas w niepewności...
Pozdrawiam
Jej ja tam bym chciała, żeby było słodko i cudownie ^^ No ale poczekać też mogę xD Rozdział jest wspaniały, po prostu wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju :) Dziękuję ci za to.
OdpowiedzUsuńdark-family-dtb.blogspot.com
Cuuuuuudowny rozdział ! ;))
OdpowiedzUsuńOjejej
OdpowiedzUsuńObstawiam Lucjusza.
Błogosławie Cie że jej nie uśmierciłaś.
Wreszcie Draco sie opamiętal i zerwał z tą flądrą ;-; ile można?
Cudowny rozdział! Wszystko sie zaczyna układać! Czekam na nasstępny/M.G
Kobieto jak ty mi działasz na nerwy z tymi zakończeniami! <3
OdpowiedzUsuńChce więcej TU I TERAZ :3 Boski rozdział i jak zawsze się pobeczałam.
W końcu Draco spojrzał na oczy... w końcu!! :3 Czekam na następny i życzę dużo, dużo weny :*
Piękny, cudowny, wspaniały rozdział!! :) Już nie mogę doczekać się następnej notki!
OdpowiedzUsuń------
clover.
http://hgranger-dmalfoy.blogspot.com/
No nie zawsze kończysz w najgorszym/najlepszym momencie.
OdpowiedzUsuńKocham twój styl pisania;-)
WENY,WENY i jeszcze raz WENY;-)
Według mnie rozdział jest po prostu mistrzowski. Już od pierwszych linijek tekstu miałam łzy w oczach, a uścisk w sercu nie opuścił mnie do samego końca. Idealnie go napisałaś. Duże brawa :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział poruszający i trzymający w napięciu, mam nadzieje że kolejny pojawi się już za kilka dni ;)
OdpowiedzUsuńRozdział BOOOSKIII, tylko czemu kończysz w takim momencie, no czemu?
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny,
Weny, duuużo weny!
Kajusia
Jejciu! Nie spodziewalam sie że tak potoczą sie sprawy. Zaskoczylas mnie , oczywiscie pozytywnie :)
OdpowiedzUsuńJestem strasznie ciekawa od kogo Miona dostala list. Pierwsze co mi przyszlo na mysl to jej rodzice ale to by bylo.dziwne bo w kpncu oni nie żyją.
Nawet nie masz pojęcia jak sie ciesze że Draco zaczyna sie znowu o nią starac. Tesknie za nimi dwoma.
Ile jeszcze pozostalo do konca?
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwoscią na więcej
Czarna Róża
P.S. przepraszam za błedy ale pisze z telefonu :)
Lucjusz?! :<
OdpowiedzUsuńLucek... nie.
Draco się opamiętał i zaavaduje Lucka! <3
Na Bog... Vodzia. Powtórzę się: to ma być Happy End. Dramione, a nie żadne: jedno z nich jest w niebie, albo oboje lub rozstają się "bo tak będzie lepiej". No(ł).
Czekam nn :*
Mam podejrzenia do tego, kto jest nadawcą, ale poczekamy, zobaczymy.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny <3
Weny! / Mei
Mialam lzy w oczach *.*
OdpowiedzUsuńKoncowka w napieciu
Czekam na nn
Ciekawe co Draco zrobi z ojcem..
OdpowiedzUsuńKto do niej napisał ? Męczy mnie to..
Cieszę się, że pojawiła się Lucy. Pies to najlepszy przyjaciel człowieka.. :)
Rozdział jak zwykle arcyświetny,
Dramione True Love <3
yees! wkoncu zerwal z ta wywloka.. jezu.. musialas w takim momencie skonczyc?? :( Czy to bd list od Draco? moze od Dafne? :00 nie wytrzymam.. dodawaj mi tu szybko nastepny rozdzial! :D
OdpowiedzUsuńP.J.M
Boskie boskie boskie!!!
OdpowiedzUsuńHermiona w końcu wstaje na nogi.
Zżera mnie ciekawość, kto do niej napisał.
Ever
http://dramione-milosc-bez-konca.blogspot.com/
Omg boski! Nareszcie Draco ruszył mózgownicą i zrozumiał,że ją zranił. Mam nadzieję że bd jakiś happy endziok w następnym rozdziale <3
OdpowiedzUsuńEh no w końcu Draco się opamiętał. Ja bym przywaliła tej wywłoce Dafne myśli że jest fajna a tak nie jest pff. Niech Hermiona bierze się w garść. Czekam na kolejny rozdział choć to już ostatnie rozdziały :(
OdpowiedzUsuńWspaniały! <3 od 4 dni wchodziłam co 5 minut i sprawdzałam czy nie dodałaś już nowego rozdziału i jak zawsze się nie zawiodłam! Cudowny i wreszcie Draco przejrzał na oczy. Teraz czekam z niecierpliwością na następny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny,
~ Cherie
No nie. Jak mogłaś w takim momencie? Co jest napisane w tym liście?
OdpowiedzUsuńNareszcie Smok się ogarnął :)
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
Rozdział świetny ;)
OdpowiedzUsuńA jednak to lucy uratowała Mione.
Jestem ciekawa kto napisał do Hermiony .
Zapewne znowu nas zaskoczysz ;p
Czyzby Lucek ?;p
Jestem ciekawa co planuje Draco.
To co Malfoy powiedział do Greengrass bardzo mi sie spodobało ;)
pozdrawiam ;*
bardzo podoba mi sie rozkazująca Pansy i taki wkurzony Blaise ;3 wspaniała miniaturka ;*
OdpowiedzUsuńMuszę ci przyznać, że ostatnio twój styl pisarski się poprawił i o wiele bardziej mnie zadowala. Rozwijasz się, to jest naprawdę dobre. Błędów też było mało, przynajmniej mniej niż wcześniej. Jestem naprawdę zadowolona, że mogę czytać takie opowiadanie. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Oj ale się porobiło. Nie spodziewałam się tego po Mionie. Osobiście nakopała bym Malfoyowi w ten jego arystokratyczny ( sexi) tyłeczek :p. No bo sorry ale poddał się jak jakaś ciota. Rozdział wspaniały, jak zawsze.
OdpowiedzUsuńWybacz, że nie komentowałam poprzednich rozdziałów, nie miałam czasu.
Buziaki Fav.
Kiedy będzie nowy rozdział , nie mogę się doczekać 😊
OdpowiedzUsuńw końcu coś pozytywnego! :) ja również nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału
OdpowiedzUsuńO mój boże tak strasznie się cieszę, ze Draco nareszcie się ogarnął. Watpię, żeby było to takie proste, ale przynajmniej porzucił swój bezsensowny plan. Więc mimo że Draco jest moim mężem chcę, żeby był z Mioną. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Jesteś genialna <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lumos
Strasznie fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że do Dracona w końcu dotarło to, jak postępuje. Mam nadzieję, że Hermiona wybaczy mu całą tą sytuację. Czekam na kolejną notkę.
Pozdrawiam i zapraszam: http://dramione-way-to-your-heart.blogspot.com/
A ja będę chyba jedyną osoba, która napisze, że rozdział jej się nie do końca podobał. Po pierwsze sprawa z Mioną, okej, rozstanie, śmierć rodziców, kłótnie i te sprawy, ale cięcie się i próba samobójcza? Przepraszam, ale jak dla mnie to trochę przereklamowane, szczególnie planowanie śmierci w taki sposób. Nijak mi to nie pasuje do hp a tym bardziej dramione. Czytałam różne dramione i twoje uznawałam, za jedno z najlepszych. Co nie znaczy,ze dalej tak nie sądzę.
OdpowiedzUsuńDruga sprawa - Dafne cały czas obrażająca Hermione i Draco, który grozi jej śmiercią, jeżeli jeszcze raz obrazi Grenger. Widzę to już chyba po raz etny w twoim opowiadaniu i rozumiem, Dafne nienawidzi Hermiony, ona nienawidzi Dafne, Draco nienawidzi Dafne. Ale po co to ciągnąć dalej? Kilka gróźb ze strony Draco - okej, ale kilkanaście to moim zdaniem już nie fajny pomysł.
Natomiast to co mi się podobało to postawa Blaise'a - chyba jedyna osoba w całym opowiadaniu, która zachowuje zdrowy rozsądek, zimną krew i umie powiedzieć parę słów, kiedy potrzeba. No i Draco, który w końcu wziął się w garść. To na plus.
Ja jednak wolałam te słodkie rozdziały, bo wtedy pokazywałaś, że masz super pomysły, że wiesz, co chcesz, aby się działo. A teraz wszystko jest takie... mało ambitne.
Nie chciałam cię w jakikolwiek sposób obrazić, uważam, że jesteś bardzo dobrą pisarką i masz dużo pomysłów. Chciałam tylko wyrazić swoją opinię. Czekam na dalsze rozdziały i życzę dużo weny.
Ann ♥
Tak, oto ja, zła i okrutna Silje, która nie komentowała aż od 3 rozdziałów.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam jak najmocniej mogę, ale naprawdę nie miałam czasu. Marna wymówka, ale szczera.
Jeśli chodzi o opowiadanie, to z notki na notkę robiło się coraz bardziej mrocznie i smutno, co tylko potęgowało mój podły nastrój, jednak wiem, że takie zwroty akcji także są potrzebne. Odejście Draco od Hermiony niby dla jej dobra może i było z jednej strony szlachetne, ale z drugiej przede wszystkim głupie. Bo jak można ochronić kogoś, zabierając mu życie?
Podobało mi się to, że nie skupiłaś się tylko na rozpaczy Hermiony, która bądź co bądź i tak była o wiele większa, bo raz, że jest tylko kobietą, a dwa, że doznała trochę za dużo kopniaków w niedługim czasie. Najważniejsze jednak chyba jest to, że nie popadła w jakiś dziki obłęd, bo wtedy serio byłoby przepapane. Dużą ulgą było wsparcie przez Lucy i Lizy, tak sądzę. No i reszta przyjaciół. Niestety upartość Granger niekiedy brała górę, przez co trudniej było ją ochronić. Cieszę się jednak, że nie dokończyła swojego 'dzieła' i dała sobie pomóc.
Lucjusz to parszywa gnida, której należy się porządny wycisk. Nikt nie może kierować losem wolnego człowieka... A już na pewno nie jakiś pieprzony pizduś-chlastuś, którego Merlin opuścił. Naprawdę mam szczerą nadzieję, ze Draco go znajdzie i dojedzie. Bo jak nie, to sama to zrobię, na gacie Piętaszka!
Uwielbiam Twojego Blasia, jest nie dość, że pełen pozytywnej energii, to jeszcze poza dozą żartów i zaskakujących niekiedy pomysłów, potrafi zachować się racjonalnie. Nie bierze żadnej ze stron, tylko stara się pomóc obojgu, to także ogromny plus. Wspiera Hermionę, jednocześnie próbując wbić coś sensownego do głowy Malfyo'a i to jest piękne. Ciekawa jestem, jak ma zamiar im dopomóc.
Jeśli chodzi o Draco... To chłopak ma naprawdę ciężki orzech do zgryzienia, ale sądzę, że miłość do Hermiony doda mu skrzydeł. Cieszę się niezmiernie, że w końcu zdał sobie sprawę z tego, że zamiast uratować ukochaną od śmierci, sam niejako się dla niej nią stał. Wszystko generalnie idzie ku lepszemu i niech tak zostanie.
Na pewno na początku nie będzie kolorowo, ale czy w życiu nie chodzi właśnie o to, by osiągać zamierzony cel mimo przeszkód? Myślę, że tak i sądzę, że naszej parce zajmie nieco czasu, zanim wybaczą sobie nawzajem, ale dadzą radę. Kto jak nie oni?
Z całego serca liczę na to, że wymyślisz coś niezwykle oryginalnego na przełomowy moment między Draco i Hermioną, bo to będzie niejako punkt kulminacyjny wszystkich tych zdarzeń, które już miały miejsce. A na dokładkę zostanie podany Lucjusz w sosie własnym i wszyscy będą szczęśliwi, tak właśnie.
Życzę nieustannej weny i mnóstwa pomysłów, a także czasu, byś mogła nas rozpieszczać.
Pozdrawiam i ściskam mocno,
Silje.
Jejciu...
OdpowiedzUsuńIdealnie wczulaś. się w uczucia Hermiony i Draco...
Cały rozdział płakałam ,robię to też teraz....
po prostu- gratuluję i pozdrawiam :D
Pyytanko =) nastepny rozdzial dzisiaj czy jutro? ;D
OdpowiedzUsuńNie wiem i przypominam, źe z tego typu pytaniemi zapraszam na mojego ask'a :)
UsuńJezu , dobrze że Draco zaczyna się ogarniać, byle szybko !!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki <3
:)
OdpowiedzUsuńPewnie któryś z Malfoyów
OdpowiedzUsuń"Próbom" nie "próbą", "nieraz" razem, "niechcący" razem, "ze wściekłości" nie "z", "odpysknąć" nie "odpyskować".
OdpowiedzUsuńNo wreszcie Malfoy Ty padalcu..
Pozdrawiam :)