Dzień
mijał za dniem, każdy podobny do poprzedniego. Wstać rano, iść do łazienki,
zejść na śniadanie, zjawić się na zajęciach, wrócić do dormitorium, zabrać
książki i Lucy, zaszyć się na błoniach i zapomnieć o otaczającym świecie.
Wydawać by się mogło, że życie Hermiony Granger było zupełnie normalne, jednak
uważali tak tylko postronni obserwatorzy. Szatynka za wszelką cenę starała się
być silna, ale wszystkiego ukryć nie mogła. Schudła, pobladła, a jej zwykle
wesołe oczy straciły swój blask i stały się puste, a sińców pod nimi nie była w
stanie zakryć już nawet makijażem. Bo choć naprawdę chciała być twarda, co noc,
gdy tylko wyczerpana wielogodzinną nauką kładła się spać bolesne wspomnienia
wracały, a łzy spływały po jej policzkach, z czasem przeradzając się w gorzki
szloch. W dzień nie pokazywała absolutnie nic, ale to były tylko pozory, gdyż w
środku rozsypywała się na coraz mniejsze kawałki. Ból po stracie najbliższych
nasilał się z każdym dniem, nie dając chwili wytchnienia. Nawet, gdy zmęczona
płaczem zasypiała nękały ją straszliwe koszmary, z których budziła się zlana
potem. Czasami decydowała się na Eliksir Słodkiego Snu, gdyż wiedziała, że w
przeciwnym razie w końcu objawi się w Skrzydle Szpitalnym. Jednak pomimo tego
wszystkiego Hermiona starała się żyć normalnie, co w jej przypadku oznaczało
zatracenie się w nauce. Niekiedy towarzyszyli jej przyjaciele, których stan
dziewczyny bardzo martwił. Nie byli ślepi i widzieli, co się z nią dzieje. Jednak
wszelakie próby porozmawiania z nią o tym, jak się czuje spełzały na niczym.
Gryfonka natychmiast zmieniała temat lub udzielała wymijających odpowiedzi. Nie
naciskali na nią, bo wtedy jeszcze bardziej zamykała się w sobie. Prawdę
powiedziawszy Hermiona najlepiej czuła się w towarzystwie Lucy i Lizy. Ślizgonkq
pomimo, iż zdawała sobie sprawę, że z szatynka coś jest nie tak nie poruszała
tego tematu. Zachowywała się normalnie, wychodząc z założenia, że jeśli Miona
będzie chciała porozmawiać sama zacznie mówić. Najważniejsze, aby wiedziała, że
nie jest z tym wszystkim sama. Tak jak teraz, gdy w trójkę wraz z Lucy
siedziały na błoniach, ucząc się. Była niedziela, a już jutro miały się
rozpocząć egzaminy. Panna Granger strasznie denerwowała się tym faktem. Od
kilku dni dniami i nocami ślęczała przy książkach. Chociaż właściwie robiła to
już od ponad dwóch tygodni, czyli od pogrzebu swoich rodziców. To jednak było
lepsze od rozpamiętywania dnia, w którym straciła wszystko. Gryfonka
potrząsnęła głową, odpędzając od siebie ponure myśli. Już i tak powoli stawała
się wrakiem człowieka, więc jaki był sens w zadręczaniu się jeszcze bardziej?
Już wystarczyło, że codzienne musiała oglądać Malfoya w towarzystwie tej krowy
Greengrass. Unikała ich jak ognia, ale nie zawsze była w stanie się ulotnić.
Tak strasznie pragnęła ponownie go znienawidzić, zapomnieć o tym, co wydarzyło
się w przeciągu tych kilku miesięcy, lecz nie potrafiła. W głębi duszy
wiedziała, iż Draco Malfoy już na zawsze zostanie w jej sercu, pomimo, że wcale
tego nie chciała. Świadomość tego sprawiała jej jeszcze większy ból. Czasami w
nocy podczas napadów histerii zastanawiała się, po co ma to dalej ciągnąć, skoro
została pozbawiona sensu życia. Wmawiała sobie, że skończy szkołę z najlepszym
wynikiem, znajdzie wymarzoną pracę i wszystko się ułoży. Prawda jednak była
tak, że sama w to nie wierzyła. Naprawdę starała się wziąć w garść i zapomnieć,
ale nie dawała sobie z tym wszystkim rady. Wydarzenia sprzed dwóch tygodni nie
dawały jej spokoju, a ona sama coraz bardziej zatracała się w mroku. Tak jak
teraz, siedziała wpatrując się niewidzącym wzrokiem w książkę, póki nie poczuła
jak ktoś się do niej przytula. Przekręciła głowę i ujrzała obok siebie
uśmiechniętą Lizy. Z dziewczynki emanowała radość dlatego i kąciki ust panny
Granger minimalnie się uniosły.
-
Nie bądź smutna. Chcesz, to dam ci Czekoladową Żabę, mnie słodycze zawsze
polepszają humor.
Mówiąc
to blondynka sięgnęła po dwa pudełeczka łakoci, a jedno z nich podała starszej
Gryfonce. Hermiona nie mogła się nie uśmiechnąć. Ta mała była jej promykiem
słońca w szarej rzeczywistości. Lizy dawała jej nadzieję na coś lepszego,
jednak zwykle było to chwilowe. Gdy zostawała sama mrok przybierał na sile i
opanowywał jej umysł. Momentami już nie miała siły z nim walczyć i zastanawiała
się tylko, czy długo jeszcze tak pociągnie…
*****
Draco
wyszedł na błonia, chcąc odetchnąć świeżym powietrzem i zaznać chwili spokoju.
Nie było mu to jednak dane, gdyż oczywiście Greengrass musiała się powlec za
nim. Nie mógł się doczekać końca szkoły, kiedy w końcu będzie mógł się od niej
uwolnić. Miał już gotowy plan. Sprzeda dom w Londynie i wyjedzie daleko,
zostawiając za sobą przeszłość. Tu zbyt wiele przypominało mu o utraconym
szczęściu. Teraz, kiedy wiedział, że jego matka nie zostanie sama mógł z
czystym sumieniem wyjechać i rzucić to wszystko w cholerę.
-
Smoku!
Czyjś
głos nagle wyrwał go z rozmyślań. Odwrócił się i ujrzał zmierzających w ich
stronę Blaise’a, Pansy, Alana, Astorię, Jimmy’ego i Grahama. Zatrzymał się, aby
na nich poczekać. Wolał już, żeby oni tu byli, niż gdyby miał dłużej zostać sam
z Dafne.
-
Gdzie się wybieracie?
Zapytał
Harper, gdy byli już wystarczająco blisko. Draco chciał odpowiedzieć, ale
uprzedziła go Greengrass.
-
Dracuś zabrał mnie na spacer.
Oznajmił
z niekrytą radością Ślizgonka, uwieszona na ramieniu blondyna. Odkąd zostali
„parą” nie odstępowała go na krok. W końcu miała go tylko dla siebie. No
przynajmniej w ciągu dnia. Zaraz, gdy kończyły się lekcje Malfoy zwykle znikał
gdzieś, a gdy wracał późną nocą zaszywał się w swoim dormitorium, dopuszczając
do siebie tylko Blaise’a. Trochę ją to denerwowało, ale nic nie mogła poradzić.
Najważniejsze było, że osiągnęła swój cel, a Draco w końcu był jej.
-
Taa.
Mruknął
bez przekonani Smok i ignorując Dafne ruszył przed siebie. Ta jednak w mgnieniu
oka znalazła się przy nim. Po chwili cała ósemką przemierzali błonia, szukając
dla siebie jakiegoś miejsca. Draco rozmawiał z kolegami o Quidditchu, aby choć
na chwilę zapomnieć o problemach. Nie trwało to jednak długo. Wkrótce znaleźli się
nieopodal jeziora i wtedy ją zobaczył. Siedziała przy ich dębie, ucząc się wraz
z Lizy. Wyglądała na nieobecną i całkowicie pochłoniętą lekturą. Jadła coś, co
niezmierni go ucieszyło. Widywał ją tylko na śniadaniach, a resztę posiłków
opuszczała. Chciał wierzyć, że je u siebie, ale sądząc po tym jak schudła
szczerze w to wątpił. Martwił się o nią i to jak cholera. Może i zgrywała silną,
ale on zbyt dobrze ją znał, aby uwierzyć, że wszystko jest ok. Wystarczyło, że spojrzał
na jej puste oczy, które zdradzały mu prawdę. Stał tak wpatrując się w nią i
nawet nie zważając na oburzone spojrzenie Dafne.
-
O widzę, że teraz szlama zadaje się z dziećmi. Nikt inny już z nią nie
wytrzymuje, ale nie ma się co dziwić, w końcu…
-
Zamknij się w tej chwili!
Warknęła
Pansy, przerywając tym samym wywody Dafne. Nie miała zamiaru tego wysłuchiwać.
Jak dla niej ta sytuacja była chora, a Malfoy zamienił się z trollem na mózgi.
Gdy dowiedziała się o wszystkim wpadła w szał i zrobiła mu koszmarną awanturę,
a on co? Zlał ją kompletnie i wyszedł z pokoju. Blaise cały czas jej mówił, że
ma odpuścić, ale tu przecież chodziło o jej przyjaciółkę, która była w coraz
gorszym stanie. Nie miała pojęcia jak jej pomóc, a teraz jeszcze ta wywłoka,
będzie się nad nią pastwić. Niedoczekanie.
-
Bo co mi zrobisz?
Prychnęła
Greengrass, uśmiechając się przy tym złośliwie, czym przekroczyła granicę.
Pansy błyskawicznie znalazła się przy Ślizgonce, celując w nią wyciągniętą różdżką.
-
Grzecznie cię ostrzegam, zostaw w spokoju Mionę, bo w przeciwnym razie uszkodzę
ci tą i tak krzywą gębę.
Oczy
Pan ciskały błyskawicami, a jej postawa mówiła tylko jedno - wiej póki możesz.
-
Draco, ona mi grozi!
Pisnęła
blondynka, lecz Smok o wiele bardziej zajęty był obserwowaniem Hermiony i w tym
momencie kłótnia pomiędzy dziewczynami obchodziła go tyle, co nic, podobnie jak
cała reszta świata.
-
Pan kochanie, nie warto.
Powiedział
spokojnie Blaise, kładąc rękę na ramieniu narzeczonej. Doskonale rozumiał jej
wzburzenie, ale to, co chciała zrobić nie było dobrym rozwiązaniem. Momentami
tak strasznie chciał jej wszystko wyjaśnić, lecz wiedział, że Draco by mu tego
nie wybaczył. Darzyli się wzajemnie ogromnym zaufaniem i nie miał zamiaru tego
zniszczyć. Panna Parkinson zacisnęła pięści, ale cofnęła różdżkę. Diabeł miał
racje, ona nie była tego warta.
-
Chodźmy do Miony.
Powiedział
Blaise, patrząc Draconowi prosto w oczy, po czym wraz z Pansy ruszyli w stronę
starego dębu.
-
Jasne, lećcie do tej szlamy, bo to odpowiednie towarzystwo dla was.
Prychnęła
oburzona Dafne, za oddalającą się parą. Momentami nie mogła uwierzyć, że ta
dwójka tak strasznie się zmieniła. Szczególnie Pansy, ze wzorowej Ślizgonki
stała się zwolenniczką szlam. W głowie jej się to nie mieściło.
-
Na pewno bardziej odpowiednie niż ty Dafne.
Starsza
panna Greengrass spojrzała na Astorię wzrokiem seryjnego mordercy. Nawet jej
własna siostra postradała rozum. Niech tylko ona powie o tym rodzicom.
-
Jak śmiesz gówniaro!
-
Powtarzasz się, a to zaczyna się robić nudne. Jesteś po prostu żałosna.
Chłopaki chodźmy stąd, idziemy z Diabłem i Pansy.
Zarządziła
Astoria, odwracając się tyłem do siostry. Miała dość jej terroru. Związek z
Alanem i zadawanie się z tą normalniejszą częścią Slytherinu bardzo jej
służyły. Panna Granger również przyczyniła się do wyzwolenia w niej ducha
walki. Zawsze imponowała jej tym jaka jest silna i zaradna. Dlatego też nie
rozumiała, jak Draco mógł zostawić taką dziewczynę dla jej pokręconej siostry.
Owszem, kochała Dafne, ale to nie zmieniała faktu, że blondynka momentami
zachowywała się strasznie. Chłopaki bardzo chętnie ruszyli na nią, zostawiając
parę Ślizgonów.
-
Niech idą, teraz przynajmniej będziemy sami.
Zaszczebiotała
Dafne, gładząc blondyna po ramieniu. Ten jednak był w zupełnie innym świecie.
Wcale się nie dziwił przyjaciołom, że wolą towarzystwo Hermiony. Sam
najchętniej rzuciłby to wszystko w cholerę i pobiegł do niej, błagać o
wybaczenie. Wiedział jednak, że nie może i to bolało go najbardziej. Z trudem
odwrócił głowę od szatynki, a jego wzrok padł na znajdującą się nieopodal ławkę
i w tym momencie rozpoczął wewnętrzną walkę. Odejść stąd jak najszybciej, aby
się nie zadręczać, czy zostać, aby móc choć na nią patrzeć? Wiedział, że
pierwsza opcja byłaby dla niego o wiele lepsza, ale na nią był zbyt słaby. Nie
myśląc za wiele podszedł do ławki i usiadł na niej, a zaraz za nim przybyła
Dafne. Ona jednak nie zajmowała nawet najmniejszej części jego uwagi, która
cała skupiała się na siedzącej przy drzewie Granger, do której właśnie dotarli
Ślizgoni.
-
Cześć.
Przywitali
się wszyscy, a Pansy pocałowała przyjaciółkę w policzek, po czym tak jak cała
reszta usiadła na trawie. Hermiona zastanawiała się, jakim cudem oni wszyscy
nadal z nią rozmawiają. Pansy i Blaise’a, jeszcze była w stanie zrozumieć, ale
reszta? Gdy spotykała się z Malfoyem, to było oczywiste, że większość Ślizgonów
ją zaakceptowało, ale to było kiedyś. Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem tej
sytuacji było to, że oni naprawdę ją polubili.
-
Jak się czujesz Miona?
„I
zaczyna się…” pomyślała zrezygnowana Gryfonka,, gdy usłyszała pytanie
Zabiniego. Co ona im niby do jasnej cholery miała powiedzieć? Że z trudem
wstaje z łóżka? Że ma wszystkiego serdecznie dosyć i najchętniej by zniknęła,
byleby nie musieć tak cierpieć? Wtedy już na pewno nie daliby jej spokoju. Zastanawiała
się, co ma powiedzieć, gdy nagle odezwała się siedząca obok niej Lizy.
-
Hermiona, czy wszystko w porządku z Lucy? Jakoś dziwnie się zachowuje.
Mówiąc
to wskazała na suczkę, która kilkanaście metrów dalej skakała wokół jednego z
drzew, co chwile poszczekując. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę, a szatynka
podniosła się z koca.
-
Poczekajcie chwilę, zobaczę, co ona wyrabia.
Po
tych słowach odeszła w stronę Lucy. Panna Anes odprowadziła ją wzrokiem, a gdy
uznała, że Gryfonka jest wystarczająco daleko zwróciła się po cichu od
siedzących w pobliżu Ślizgonów.
-
Przestańcie ją w kółko wypytywać o to, jak się czuje, bo i tak wam nic nie
powie, a to wcale jej nie pomaga. Chcecie, żeby wróciła do siebie, to
zachowujcie się tak jak wcześniej i przestańcie się nad nią użalać.
Mówiła
dość szybko i cicho, ale i tak wszyscy ją usłyszeli, a ich szczęki wylądowały
na ziemi. Dziewczynka, która jeszcze niedawno bała się własnego cienia teraz
pouczała szóstkę sporo starszych od siebie osób. Wszyscy jednak musieli się z
nią zgodzić. Rozczulanie się nad Hermioną nic nie da, a wręcz może przynieść
odwrotny skutek. W momencie, gdy Gryfonka wróciła wszyscy już mniej więcej
otrząsnęli się z pierwszego szoku.
-
Lucy wariuje, bo na drzewie siedzi jakaś wiewiórka.
Oznajmiła,
siadając z powrotem na kocu i opierając się plecami o pień drzewa. Spojrzała po
wszystkich i zmarszczyła z konsternacją brwi, gdyż mieli oni dziwne wyrazy
twarzy.
-
Wszystko w porządku?
Zapytała
podejrzliwe szatynka, na co Lizy posłała Ślizgonom spojrzenie pod tytułem
„Ogarnijcie się.”
-
Pewnie.
Odpowiedział
Jimmy, biorąc do ręki, książkę, która leżała tuż obok Hermiony.
-
Salazarze, czy ty nawet na chwile nie możesz zostawić tego… czegoś?
Ślizgon
z niechęcią patrzył na opasły tom Transmutacji dla Zaawansowanych, którego
wolałby nie oglądać.
-
Jakbyś zapomniał, to jutro większość z nas pisze OWUTEMY.
Stwierdziła
śmiertelnie poważnie szatynka, patrząc na wszystkich z politowaniem, gdyż i oni
wyglądali na zniechęconych widokiem książki, której ona jako jednej z wielu
ostatnimi czasy nie wypuszczała z rąk. I tak właśnie zaczęła się dyskusja na
temat egzaminów i czasu poświęcanego na naukę. Hermiona chyba po raz pierwszy
od dwóch tygodni zapomniała o zmartwieniach. Ślizgoni – w szczególności Jimmy i
Graham – skutecznie odwrócili jej uwagę od problemów. Nawet nie pamiętała,
kiedy po raz ostatni się śmiała, a teraz przy nich nie potrafiła zachować
powagi, o co właśnie im chodziło.
*****
Draco
siedział na ławce, a jego wzrok nadal utkwiony był w Hermionie. Śmiała się,
rozmawiała, była wesoła tak jak kiedyś. I choć niezmiernie się z tego cieszył
czuł ukucie żalu, że to nie z jego powodu na jej pięknych ustach pojawia się
uśmiech. Ile by dał, byleby teraz być przy niej. To było wszystko, czego
potrzebował do szczęścia, które teraz było dla niego nieosiągalne. I jeszcze
ten zasrany Parker, sprawiał, że czuł się jeszcze gorzej. Siedział i szczerzył
się do Granger, wpatrując się w nią, niczym w obrazek. Szlag go trafił na samą
myśl, że ta dwójka mogłaby… Potrząsnął głowa, jakby chcąc pozbyć się tej myśli.
Mimo to zdawał sobie sprawę, że Hermiona prędzej, czy później kogoś sobie znajdzie. Jest młoda,
piękna, inteligentna… „I już nigdy nie będzie twoja.” Szepnął złośliwy głosik w
jego głowie, który ostatnimi czasy odzywał się dość często, co ani trochę mu
nie pomagał. Nagle podniósł się z ławki, czując, że jeśli ma w najbliższym
czasie nie zwariować musi stąd natychmiast iść, tym bardziej, że Greengrass nie
dawała mu spokoju. Miał gdzieś, że jutro są egzaminy, potrzebował Ognistej i to
dużo. Tylko ona, choć na chwilę pozwalało mu zapomnieć o tym bagnie, jakim było
jego życie. Nie zważając na Dafne, szybkim krokiem ruszył do zamku, aby jak
najszybciej zaszyć się w dormitorium z Whisky i swoimi problemami.
*****
Nim
ktokolwiek zdążył się obejrzeć nastał czas egzaminów końcowych. Szczególny
stres przeżywali siódmoklasiści. Od tego, jak napiszą OWUTEMY zależała ich
przyszłość. Każdy chciał dać z siebie wszystko, aby później nie mieć czego
żałować. Całość trwała aż do piątku. Każdego dnia odbywały się co najmniej
cztery egzaminy z dwóch przedmiotów -
dwa teoretyczne i dwa praktyczne. Nikt nie spodziewał się, że będzie
łatwo i mieli racje. Wymagano od nich niezwykle obszernej wiedzy oraz
umiejętności magicznych, ale też inteligencji i sprytu. Wielu uczniów po
zaliczeniach wychodziło ze strachem w oczach i obawami, co do efektów swojej
pracy. Dlatego też, gdy nadeszło piątkowe popołudnie wszyscy odetchnęli z ulgą.
Nareszcie nastał koniec. Przez najbliższe dwa tygodnie będą się mogli zająć
sobą i odpowiednim zakończeniem edukacji w Hogwarcie. Gdy teraz opuszczą mury
tego zamku większość z nich nie wróci tu już nigdy. Starali się jednak o tym
nie myśleć. Niebawem zaczną nowe życie, pełne wyzwań i przeszkód, więc dlaczego
mieliby się martwić tym teraz, kiedy nadszedł czas na świętowanie? No może nie
wszyscy wychodzili z podobnego założenia. Hermiona zmęczona całym dniem, a
właściwie tygodniem wracała samotnie na piąte piętro. Pomimo wyczerpania była z
siebie zadowolona. Wykorzystała całą swoją wiedzę i była pewna, że jej trud
przyniesie pożądane efekty. Teraz jednak poczuła jeszcze większą pustkę. Od dłuższego
czasu skupiała się tylko i wyłącznie na OWUTEMY-ach, a teraz? Bez konkretnego
celu czuła się jeszcze bardziej zagubiona. Wcale jej się to nie podobało Na
szczęście teraz była zbyt zmęczona, aby o tym myśleć. Gdy dotarła w końcu do
swojego dormitorium pierwsze, co zrobiła to zrzuciła szkolną szatę i założyła
legginsy oraz luźną, granatową koszulkę. Wróciła do salonu, gdzie położyła się
na kanapie, a już po chwili obok niej znalazła się Lucy. Pomimo tego, że w
pomieszczeniu było ciepło ciałem Hermiony wstrząsnął dreszcz. Dlatego też
sięgnęła po ulubiony koc i okryła nim siebie oraz suczkę, do której się
przytuliła. Zmęczenie w końcu dało o sobie znać, przez co szatynka nawet nie
wiedziała kiedy zapadła w płytki, niespokojny sen. Jednak nawet nim nie było
jej dane cieszyć się zbyt długo. Po 18 do salonu pani Prefekt przybyły jej dwie
przyjaciółki. Miały poważne zamiary wobec niczego jeszcze nieświadomej
Hermiony. Podeszły do kanapy, na której już wcześniej zauważyły szatynkę.
-
Jesteś pewna, że to dobry pomysł?
Zapytała
nie do końca przekonana Pansy. Miała wiele wątpliwości, których z kolei nie
podzielała ruda.
-
Tak. Sama mówiłaś, że trzeba jej pomóc wrócić do normalności.
-
Niby tak…
-
No więc właśnie.
Zakończyła
dyskusję Ginny, po czym delikatnie szturchnęła śpiącą szatynkę w ramię. Ta w
odpowiedzi jęknęła żałośnie, ale otworzyła oczy. Może nie spało jej się najlepiej
na tej kanapie, ale po raz pierwszy od bardzo dawna nie męczyły ją koszmary,
dlatego nie bardzo spodobał jej się fakt, że coś ją obudziło. Niechętnie
przekręciła głowę i ujrzała, że „tym czymś” są jej przyjaciółki.
-
Hej.
Mruknęła
sennie, naciągając na siebie koc, który podczas snu nieco się zsunął. Pomimo
Lucy leżącej tuż obok niej nadal było jej zimno. Już od jakiegoś czasu czuła
się osłabiona i miała przeczucie, że tryb życia jaki aktualnie prowadziła daje
jej siwe znaki.
-
Wyskakuj z pod tego koca i idziemy się szykować.
Oznajmiła
ruda, uśmiechając się przy tym w charakterystyczny dla siebie sposób, na co
brązowooka zmarszczyła brwi. Dobrze znała ten wyraz twarzy, który mógł oznaczać
tylko jedno – Ginny coś kombinuję.
-
O czym ty mówisz?
-
Krukoni robią dzisiaj imprezę z okazji zakończenia egzaminów i my na nią
idziemy.
Panna
Granger spojrzała na nią, jak na wariatkę. Zawsze wiedziała, że ruda ma dziwne
pomysły, ale tym razem przeszła samą siebie.
-
Wykluczone
Odpowiedziała
stanowczo szatynka, ponownie odwracając się w stronę kominka. Nie miała ani
siły, ani ochoty, żeby się stąd ruszać. Jej nastrój również nie należał do
szczególnie imprezowych. Nie dawno jej życie legło w gruzach, a teraz ma iść na
imprezę? Nie ma mowy.
-
A nie mówiła.
Szepnęła
pod nosem Pansy, obserwując reakcję przyjaciółki. Od razu wiedziała, że tak to
się skończy, ale Ginny nie zamierzała tak łatwo odpuścić.
-
Siedzisz tu od dwóch tygodni i izolujesz się od świata, ale tak nie można.
Jedyną
reakcją Hermiony na słowa przyjaciółki było zarzucenie sobie koca na głowę.
Chciała zostać sama, a nie wysłuchiwać mądrości panny Weasley. Kochała ją jak
siostrę, ale ona niczego nie rozumiała. Przecież nie bez powodu zaszywała się z
Lucy w dormitorium lub na błoniach. Gdyby spędzała z nimi więcej czasu
zorientowaliby się, jak tragiczny jest jej stan i, że nie radzi sobie z tym
wszystkim, a tego nie chciała. Sama musiała sobie z tym wszystkim poradzić i
bynajmniej nie oczekiwała od nikogo pomocy, a tym bardziej takiej jak teraz.
-
Idźcie i bawcie się dobrze, ja nigdzie się stąd nie ruszam.
Jej
głosy był nieco stłumiony przez koc, ale obie dziewczyny doskonale usłyszały
deklaracje szatynki, która mocniej wtuliła się w Lucy. Towarzystwo tej suczki w
tym momencie było jedynym czego potrzebowała, no może poza świętym spokojem.
-
O nie moja droga.
Ginny
skończyła się cierpliwość, dlatego złapała za koc i ściągnęła go z szatynki,
która zareagowała na to pomrukiem niezadowolenia. Powszechnie wiadomo, że rude (oczywiście bez
urazy dla nikogo J) to wredne, ale w
tym momencie panna Weasley przekroczyła wszelkie granice.
-
Albo idziesz się ogarnąć do łazienki, a my wybieramy ci jakieś cichu, albo
zabieramy cię siłą tak jak stoisz.
Oznajmiła
Ginny, krzyżując ręce na piersi. W tym momencie do złudzenia przypominała Molly
Weasley i Hermiona zdała sobie sprawę, że przegrała. Dyskusja z rudą była
bezcelowa, tak samo jak stawianie wszelkiego rodzaju oporu.
-
Dajcie mi godzinę.
Westchnęła
zrezygnowana Hermiona, podnosząc się z kanapy, co jej przyjaciółki przyjęły z
niekrytą radością. Wszystkie trzy udała się do sypialni Gryfonki, aby tam się
przygotować. Jak się okazało dziewczyny miały ze sobą wszystkie potrzebne
rzeczy, dlatego szatynka - pomimo usilnych próśb przyjaciółek - sama wybrała sobie ubrania i zadekowała się w
łazience. Pierwsze co, to rozebrała się do naga i weszła pod strumień ciepłej
wody. Musiała się odprężyć, bo czuła, że czeka ją ciężki wieczór. Gotowa z
łazienki wyszła dokładnie po godzinie. Pansy wraz z Ginny już czekały na nią
w salonie. Obie były wyszykowane i wyglądały naprawdę ślicznie. Na zegarze już
dawno wybiła 19, co oznaczało, że impreza trwa w najlepsze.
-
Idziemy, chłopaki pewnie już czekają na miejscu.
Oznajmiła
z szerokim uśmiechem Ginny. Opuściły dormitorium pani Prefekt i skierowały się
w stronę wieży Ravenclawu. Na korytarzu przyciągały spojrzenia niemal
wszystkich, których mijały. Wszystkie trzy – choć tak różne – wyglądały
pięknie. Jedyne, co był w nich identyczne, choć większość tego nie dostrzegała,
to bransoletki z serduszkiem, które znajdowały się na ich prawych nadgarstkach.
Wszystkie trzy miały na sobie biżuterie z białego złota, którą przed świętami
Bożego Narodzenie kupiły Pansy i Hermiona. W końcu dotarły na miejsce, gdzie
istotnie czekali na nich chłopaki, ale niestety nie tylko oni. Poza Blaise’m i
Harry’m byli tu również Alan, Astoria, Jimmy i Graham oraz ku rozpaczy Hermiony
Draco wraz ze swoją dziewczyną. Wcześniej nawet przez myśl nie przeszło, że
może ich tu spotkać. Teraz tylko utwierdziła się w przekonaniu, że ten wieczór
będzie koszmarny. Jak ona mogła dać się na to wszystko namówić? Idące po obu
stronach szatynki dziewczyny spojrzały na nią zaniepokojone, ale z jej twarzy nie
dało się nic wyczytać. Nie miały pojęcia, że Draco zamierza się tu pojawić i to
na dodatek z tą idiotką. Gdyby wiedziały zapewne postąpiłyby zupełnie inaczej.
Teraz jednak nie było już odwrotu i choć Hermiona z całego serca chciała stąd
uciec to nie zrobiła tego. Nie pokaże swoich słabości, nie przy osobach, które
mogą to wykorzystać.
-
Hej.
Przywitały
się trzy przyjaciółki na co wszyscy odpowiedzieli z promiennymi uśmiechami. No
może prawie. Z twarzy Malfoya nie dało się nic wyczytać, a jego wzrok utkwiony
był w ścianę. Nie wiedział, jakim cudem dał się tu zaciągnąć. Przysiągł sobie,
że w końcu zabije Zabieniego gołymi rękami. Dafne za to zrobiła minę, jakby
zobaczyła coś wyjątkowo obrzydliwego, po czym bez zastanowienie zwróciła się do
Hermiony.
-
Czyżby nasza szlama w końcu zdecydowała się na opuszczenie swojej pieczary?
Zadrwiła
z bezlitosnym uśmiecham, a wszyscy spojrzeli na nią wzrokiem pełnym nienawiści
i odrazy. Nim jednak ktokolwiek zdążył stanąć w obronie Gryfonki ta
niespodziewanie zabrała głos.
-
Wejdźmy do środka. I tak już jesteśmy spóźnieni.
Jej
głos w tym momencie pozbawiony był wszelakich emocji. Nie miała ani siły ani
ochoty na kłótnie z tą wywłoką. Wystarczająco nieprzyjemne było dla niej
oglądanie blondynki przyklejonej do Malfoya, a poza tym potoku obelg
kierowanych po jej adresem również nie potrzebowała. Dlatego też nie oglądając
się na nikogo wkroczyła do salonu. Taki obrót sprawy dość wszystkich zdziwił,
ale nie powiedzieli nic, tylko bez słowa podążyli za Gryfonką. W salonie
Krukonów zebrało się już całkiem sporo ludzi ze wszystkich domów. Głośna muzyka
wypełniała pomieszczenie, a uczniowie tańczyli w wyznaczonym na parkiet
obszarze. Wszystko zostało tak poprzestawiane i ulokowane, że miejsca nie
brakowało dla nikogo. Hermiona przeciskała się pomiędzy ludźmi do upatrzonego wcześniej
stolika w drugim końcu pomieszczenia, który było dla nich idealne. Gdy dotarła
do celu z ulgą opadła na kanapę. Jej spokój nie trwał jednak długo, gdyż po
chwili dołączyła do niej cała reszta. Część usiadła na sofie, a pozostali na fotelach.
Ku jej rozpaczy miejsce centralnie naprzeciwko niej zajął Draco, któremu niemal
natychmiast na kolana wpakowała się Dafne.
-
No to ja proponują się napić.
Stwierdził
siedzący obok Miony Jimmy, zacierając ręce. Wszyscy przytaknęli mu ochoczo i
postawili na stolę przyniesiony alkohol oraz szklanki. Alan nalał wszystkim
spore porcje Ognistej, po czym uniósł swoje naczynie, aby wznieść toast.
-
Wypijmy za egzaminy, z których miejmy nadzieję dostaniemy same Wybitne, no i za
zajebistą imprezę.
Odpowiedział
mu śmiech zgromadzonych, po czym wszyscy stuknęli się szklankami. Hermiona
niemal od razu wypiła swoją porcję i dolała sobie kolejną. W jej głowie
pojawiła się pewna, niezbyt rozsądna myśl, że alkohol choć w minimalnym stopniu
pomoże jej jakoś tu wytrzymać.
-
Ej śliczna, zwolnij trochę, bo chyba nie chcesz skończyć tak jak w pociągu?
Zapytał
rozbawiony Parker, gdy szatynka opróżniła już trzecią szklankę po rząd. Ta
jednak w odpowiedzi uśmiechnęła się krzywo. Wtedy tak jak teraz piła, aby
zapomnieć i pozbyć się trosk, których główną przyczyna był Malfoy. Widać
historia lubi się powtarzać.
-
Ty się lepiej martw o siebie.
Odpowiedziała
hardo Gryfonka i każdy wiedział, że dyskusja jest już skończona. Do akcji
wkroczył Blaise, zwinne zmieniając temat, dlatego już po chwili niemal wszyscy
pogrążeni byli w wesołej rozmowie. Hermiona od czasu do czasu wtrąciła coś od
siebie, aby zachować pozory normalności, ale nadal nie czuła się tu dobrze, a
ten fakt potęgowało czyjeś namolne spojrzenie, które niemal paliło jej skórę. W
końcu poirytowana przekręciła głowę i już wiedziała, o co chodzi. Siedzący
naprzeciwko niej Draco kompletnie zlewał paplaninę swojej dziewczyny i nie
spuszczał z niej wzroku, co bardzo jej się nie spodobało. On nie miał prawa na
nią patrzeć. Nie po tym wszystkim, co przez niego przeszła i nadal przechodzi.
Blondyn jednak pomimo tego, iż chciał nie potrafił się opanować. Tak strasznie
za nią tęsknił, że to uczucie wypełniało go niemal całego, przysłaniając
rozsądek. Jedyne, co mógł, to na nią patrzeć, a i tego przywileju już niebawem
miał zostać pozbawiony. Dlatego też chciał nacieszyć oczy jedyną kobietą, którą
kochał i, którą bezpowrotnie stracił…
-
Draco, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Zapytała
z wyrzutem Dafne, przerywając tym samym rozmyślania blondyna.
-
Nie.
Odpowiedział
zgodnie z prawdą, pociągając łyk Ognistej. Nawet nie krył swojej niechęci do
tej dziewczyny i całej reszty świata. Ślizgonka jednak zdawała się tego nie
dostrzegać, gdyż zachichotała tylko w charakterystyczny dla siebie sposób.
-
Jaki ty potrafisz być zabawny.
Smok
spojrzał na nią z politowaniem, ale nie powiedział nic, tylko ponownie
przeniósł wzrok na szatynkę. Zmarszczył gniewnie brwi, widząc, że ta sięga po
papierosa, którego rzecz jasna zaproponował jej Jimmy. Już od jakiegoś czasu
obiecywał sobie, że w końcu ukatrupi tego kretyna. Hermiona za to nadal
ignorując spojrzenie Dracona, piła coraz więcej. Alkohol w dość szybkim tempie
zaczął uderzać jej do głowy, ale to ani trochę jej nie zniechęciło. Dzięki
wypitym procentom problemy stały się jakby bardziej odległe, a przebywanie tu
było o wiele łatwiejsze.
-
Dobra, wszystko fajnie, ale nie będziemy tu tak siedzieć. Trzeba by się trochę
rozruszać.
Stwierdził
po jakimś czasie Alan, porywając swoją dziewczynę na parkiet. Większość poszła
w ich ślady, aż w końcu przy stoliku zostali tylko Hermiona, Draco i Dafne. Gryfonka
jednak nie miała zamiaru zbyt długo zabawić w tym jakże „zacnym” towarzystwie.
Pociągnęła po raz ostatni Whisky i lekko chwiejnym krokiem ruszyła na parkiet.
Nie zważając na nic stanęła na jego środku i zaczęła samotnie tańczyć,
zatracając się w muzyce. Draco nie spuszczał z niej stęsknionego wzroku, co
strasznie denerwowało Dafne. Może i była w niego zapatrzona, ale nie głupia. Doskonale
zdawała sobie sprawę z tego, że ta szlama nie jest mu obojętna. Teraz jednak on
był jej i miała zamiar za wszelką cenę utrzymać go przy sobie.
-
Chodź na parkiet kochanie.
Stwierdziła
słodko, po czym nie czekając na odpowiedz pociągnęła Dracona w stronę
tańczących. Celowo zatrzymała się nieopodal Hermiony. Dafne zaczęła się
poruszać, będąc przy tym bardzo blisko Smoka. Ten jednak stał, niemal
nieruchomo, nie reagując na zaloty Ślizgonki, co tą wcale nie zniechęcało,
wręcz przeciwnie. Spojrzała w stronę Gryfonki, która dokładnie w tym momencie
przekręciła głowę i ich oczy się spotkały. Panna Greengrass uśmiechnęła się z
wyższością, po czym znienacka pocałowała Dracona. I właśnie to przechyliło u
panny Granger szale goryczy, a jej serce ścisnęło się boleśnie. Widok Malfoya z
inną, a szczególnie z tą idiotką był ponad jej siły. Już wiedziała, że nie
wytrzyma tu ani chwili dłużej. Odwróciła się szybko, z zamiarem odejścia, ale
natrafiła na przeszkodę. Nie patrząc przed siebie, wpadła na kogoś i zachwiała
się niebezpiecznie, lecz „przeszkoda” złapała ją w tali, przyciągając do siebie
i chronić tym samym przed upadkiem.
-
Kogo ja widzę?
Doskonale
znała ten głos. Podniosła głowę i spojrzała na Cormaca McLaggena, którego twarz
zdobił zadziorny uśmiech.
-
Niech to szlag.
Mruknęła
pod nosem, patrząc na chłopaka z niechęcią. Nie dość, że z powodu nadmiaru
emocji i sporej liczby procentów we krwi kręciło jej się w głowie, to teraz
jeszcze on. Rozejrzała się w poszukiwaniu swoich przyjaciół, którzy mogliby jej
pomóc i najlepiej odprowadzić do dormitorium, ale zamiast nich zobaczyła jego. Draco
stał nieruchomo, a jego oczy przepełnione furią były utkwione w niej. Doskonale
znała ten wzrok, tyle, że on już dawno nie miał prawa tak na nią patrzeć. Nie była
jego, sam z niej zrezygnował. „Pieprzony pies ogrodnika.”. pomyślała gniewnie,
lecz nagle w jej głowie pojawiła się pewna myśl. Rozsądek podpowiadał jej, że
to co planuje absolutnie nie jest dobrym pomysłem, ale chęć zrobienie Malfoyowi
na złość, dopingowana sporą ilością wypitego alkoholu zwyciężyła. Nie myśląc
wiele, oprała dłonie o tors stojącego przed nią chłopaka, uśmiechając się przy
tym uroczo.
-
Zatańcz ze mną.
Zamruczała
szatynka i nie czekając na odpowiedz zaczęła się poruszać w rytm muzyki. Była
pewna, że chłopak jej nie odmówi i miała racje.
-
Z przyjemnością.
Cormac
przyciągnął dziewczynę bliżej siebie, kładąc dłonie na dolnej części jej
pleców. W końcu nadeszła jego chwila i miał zamiar w pełni to wykorzystać.
Hermiona za to starając się nie myśleć, kto przed nią stoi, po prostu tańczyła,
co rusz ocierając się o chłopaka. Nie myślała o tym, że go nie lubi, chciała by
Malfoy choć w minimalnym stopniu poczuł to, co ona musi znosić codzienne. Udało
jej się osiągnąć swój cel. Blondyn z wielkim trudem tłumił w sobie chęć
przywalenia Cormacowi. Ten buc dotykał Granger, a ona najwidoczniej nie miała
nic przeciwko, lecz czy mógł ją za to winić? Przecież to było oczywiste, że
panna Granger nie zostanie pustelnikiem. Jednak co innego wiedzieć, a widzieć
na własne oczy. Nagle zdał sobie sprawę, że ona musi znosić coś takiego
codziennie. W tym momencie poczuł się jak skończona świnia, którą zresztą był.
Jego wątpliwości co do tego, czy postąpił słusznie przybrały na silę. Może
powinien bardziej się postarać, aby nie musieć jej tak ranić? Zapewne myślałby
tak dalej, gdyby nie to, co zobaczył. Cormac bez skrępowania przysunął swoją
twarz bliżej szatynki i po prostu ją pocałował. I w tym momencie coś w nim
pękło. Nie był w stanie na to patrzeć ani chwili dłużej. Natychmiast odepchnął
od siebie Dafne i ruszył w stronę wyjścia. Od razu wiedział, że nie powinien
był tu przychodzić. Zaoszczędziłby sobie widoku całujących się Gryfonów, który
nadal tkwił w jego głowie. „Pieprzony hipokryta!” warknęła jego podświadomość,
przypominając, co on wyczynia z Greengrass. To sprawiło, że poczuł się jeszcze
bardziej podle. W tym momencie jak nigdy dotąd chciał zabić swojego ojca, a
zaraz potem siebie. Lucjusz zniszczył mu życie i zabrał wszystko, co kochał, a
on tak po prostu to oddał, bez jakiejkolwiek walki. Był cholernym tchórzem i
teraz za to płacił. W czasie, gdy Draco Malfoy opuścił Wieżę Ravenclowu, nie do
końca świadoma tego, co robi Hermiona nadal pozwała się całować Cormacowi. Do
jej mózgu w spowolnionym tempie docierało, to co właśnie ma miejsce. Pomimo
upojenia alkoholowego wiedziała, że tego nie chcę. Może i pragnęła dopiec
Malfoyowi, ale to zaszło za daleko. Poza tym pocałunek z McLaggenem w niczym
nie przypomniały tych, którymi swego czasu obdarowywał ją Draco. Chłopak był
strasznie nachalny. Oplatał ją niczym diabelskie sidła, wpychając język niemal
do gardła. To, co czuła, nie miało nic wspólnego z przyjemnością, a miarka się
przebrała, gdy poczuła ręce Gryfona na swoich pośladkach. Pocałunek trwał
zaledwie kilka sekund, a ona już miała dość i wiedziała, że musi to natychmiast
przerwać. Spróbowała odepchnąć od siebie chłopaka, lecz ten nie dawał tak za
wygraną. Szatynce zaczęło się kręcić w głowie, przez co poczuła się jeszcze
gorzej. Zebrała w sobie całą swoją siłę, co nie było łatwe, biorąc pod uwagę
fakt, że była nieźle wstawiona i w końcu uwolniła się z objęć Cormaca. Ten
spojrzał na nią nieco zaskoczony, ale po chwili na jego twarz wpłynął
łobuzerski uśmiech i ponownie przygarnął do siebie szatynkę.
-
Daj mi święty spokój!
Warknęła
Miona, ponownie usiłując go od siebie odepchnąć. Miała serdecznie dość. Czuła
się coraz gorzej i jedyne, czego pragnęła, to stąd wyjść. McLaggen chyba jednak
był na tyle ograniczony, aby tego nie dostrzegać lub po prostu to olał.
-
Co jest mała? Przecież jest fajnie.
-
Idź się lecz człowieku, a mnie został w spokoju!
-
Taka jesteś?
Cormac
zmarszczył gniewnie brwi i złapał Hermionę za rękę, którą ta usiłowała go od
siebie odepchnąć. Szatynka skrzywiła się nieco, gdyż uścisk chłopaka na jej
nadgarstku był naprawdę silny. Co gorsza widziała, że jest zły.
-
Jesteś podpuszczalską suką, wiesz? Nie dziwie się, że Malfoy z tobą nie
wytrzymał i wolał Greengrass. Ona przynajmniej wie, gdzie jej miejsce i nie
jest tak pyskata. Rób tak dalej, a gwarantuje ci, że nawet największy frajer na
ciebie nie spojrzy.
Przez
cały czas patrzył szatynce prosto w oczy, coraz mocniej ściskając jej
nadgarstek. Hermiona jednak zignorowała fizyczny ból, gdyż słowa Gryfona
sprawiły, że poczuła jakby ktoś splunął jej w twarz. Tego nie była w stanie
znieść. Wyrwała rękę z uścisku chłopaka i ze łzami w oczach puściła się biegiem
w stronę wyjścia. Jednak i tym razem nie miała szczęścia. Gdy była już prawie u
celu drogę zastąpiła jej Greengrass.
-
Zejdź mi z drogi przebrzydła szlamo.
-
Spieprzaj!
Nie
siliła się nawet na elokwentne riposty. Chciała po prostu wyminąć Ślizgonkę,
jednak ta chwyciła ją za ramię.
-
Trzymaj łapy przy sobie!
-
Widzę, że ty nadal masz niewyparzoną gębę, co jest zaskakujące, biorąc pod
uwagę fakt, że straciłaś swoja pozycję. O ile z Draconem znaczyłaś cokolwiek,
to teraz znowu jesteś tylko przemądrzałą szlamą z Gryffindoru. Nawet Draco to
zrozumiał i opamiętał się, wybierając mnie.
Hermiona
już nie była w stanie zapanować nad łzami, które od jakiegoś czasu cisnęły jej
się do oczu. Czy wszyscy się dzisiaj na nią uwzięli? Nie czekając na nic
wyrwała się Dafne i wybiegła z salonu. Biegła ile sił w nogach, co okazało się
kiepskim pomysłem. Alkohol i szpilki nie stanowiły zgranej party, dlatego po
zaledwie kilku metrach Hermiona z hukiem wylądowała na podłodze. W ostatniej
chwili zdążyła wyciągnąć ręce, aby nie upaść na twarz, ale jej nogi nie miały
tyle szczęścia. Obolała usiadła na zimnej posadzce, zanosząc się szlochem. Ból
kolan był niczym w porównaniu z tym, co czuła w środku. Słowa znienawidzonej
dwójki na nowo rozjątrzyły ledwie zabliźnione rany. Czym ona sobie zasłużyła na
takie traktowanie? Jak długo będzie musiała płacić tak wysoką cenę za to, że
pokochała? Czy to naprawdę tak straszna zbrodnia, aby traktować ją jak śmiecia?
Jeśli tak miało to wyglądać to ona wolała zniknąć, raz na zawsze. W końcu
zrzuciła z nóg szpilki i pobiegła na piąte piętro. Tam był jej azyl, miejsce,
gdzie mogła pokazać, jak czuje się naprawdę. Nawet nie wiedziała kiedy znalazła
się na miejscu. Od razu pobiegła do siebie i rzuciła się na łóżko. Łkała niczym
małe dziecko, a makijaż wraz ze łzami spływał po jej policzkach, brudząc tym
samym pościel. Targały nią emocje, które pod wpływem znienawidzonej dwójki
ujrzały światło dzienne. Cały żal, tęsknota, frustracja i rozpacz wybuchły właśnie
teraz, doprowadzając Hermionę do obłędu. Poderwała się do pozycji siedzącej i
rzuciła przed siebie trzymaną poduszką, chcąc choć minimalnie odreagować. Efekt
jednak okazał się zupełnie inny, gdyż ta uderzyła w stojącą na biurku ramkę ze
zdjęciem jej rodziców, przez co upadła ona na ziemię i roztrzaskała się.
Hermiona pisnęła przerażona, zakrywając usta dłońmi i w mgnieniu oka znalazła
się przy fotografii. Ignorując odłamki szkła, uklękła na podłodze i sięgnęła po
zdjęcie. Przyjrzała mu się uważnie. Jej rodzice byli na nim tacy szczęśliwi,
uśmiechnięci i, co najważniejsze żywi… Ta myśl sprawiła jej jeszcze większy
ból. Wiecie jak to jest, gdy serce każdego dnia rozpada się na miliony
kawałków, krwawiąc przy tym boleśnie? Jeśli nie, to nie jesteście w stanie
pojąć tego, co w tym momencie czuła Hermiona Granger. Czegoś takiego nie życzy
się nawet największemu wrogowi, więc dlaczego spotkało to właśnie ją? Jej serce
przestało istnieć, a jego szczątki odeszły wraz z ukochanymi osobami. Wszystkie
pozytywne uczucia zniknęły z rodzicami i Draconem, a na ich miejsce pojawiła
się bezgraniczna rozpacz, która odbierała jej chęć do życia. Bo po co istnieć,
skoro straciło się sens egzystencji? Po co się męczyć i walczyć z bezlitosną
rzeczywistością, jeśli nie ma się dla kogo? W tym momencie dla Hermiony nie
miało to sensu. Została sama. Rodzice nie żyją, a ukochany porzucił ją raniąc
przy tym boleśnie i zadając śmiertelny cios jej już i tak poranionemu sercu.
Nawet najsilniejszy człowiek nie jest w stanie znieść tak wiele, na dodatek w
tak krótkim czasie. Każdy ma swoje granice. Ludzie nie są ze stali, aby bez
szwanku znieść tyle krzywd. Panna Granger nigdy nie przypuszczała, że będzie
musiała tak wiele wycierpieć. Wiedziała jednak, że to dopiero początek jej
koszmaru, jakim było życie bez najbliższych. Codzienne z coraz większym trudem
zmuszała się do wykonywania najprostszych czynności. Nawet wstanie z łóżka
stanowiło nie lada wyczyn. Czy w takim razie warto żyć? Warto zmagać się z tym
wszystkim skoro nie widzi się w tym najmniejszego sensu? Przecież tak niewiele
trzeba, aby zniknąć, przestać istnieć, nie czuć nic… Taka perspektywa dla
szatynki była niczym objawienie – zakończenie tego horroru, który niby był jej
życiem. Miała dość. Na ten moment liczyło się tylko to, aby przestać czuć, a na
to był jeden sposób. Spojrzała w dół na odłamki szkła. Jeden z nich był dość
spory, a kształtem przypominał nóż. Jak w amoku wyciągnęła rękę i podniosła go.
Skóra na jej palcach niemal natychmiast została przecięta, a z ran zaczęła się
sączyć krew. Hermiona jednak zignorowała ból, wpatrując się w odłamek. Szkło
był naprawdę ostre, wystarczająco ostre… „A gdyby tak…? Wciągnęła przed siebie
lewą rękę i położyła ją na udach tak, że jej wewnętrzna strona była na górze.
Wystarczył jeden płynny ruch, tylko jeden, aby ukrócić jej męki. Nigdy nie
popierała tak radykalnych środków, ale teraz sprawa wyglądała zupełnie inaczej.
Straciła wszystko, łącznie z chęcią do życia, więc dlaczego miałaby go nie
skończyć, teraz…? Drżącą ręką przysunęła szkło do lewego nadgarstka tak, że
spoczywało na jej żyłach. Przycisnęła je nieco mocniej, co spowodowało nacięcie
skóry. Krew bardzo powoli zaczęła spływać po jej ręce. Teraz tylko potrzebowała
odwagi. „W końcu uwolnię się od tego koszmaru…”
Witam :)
Wiem, wiem kolejny smutny rozdział,
jednak nic na to nie poradzę. Ta notka jest swego rodzaju momentem
kulminacyjnym, który ma sprowadzić historię i bohaterów na właściwy tor.
Dlatego też proszę o wyrozumiałość i cierpliwość :) Nie ukrywam, że osobiście
jestem z niej bardzo zadowolona, więc mam nadzieję, że i wam się spodoba. Jak
zwykle proszę o wyrażenie swoich opinii w komentarzach, które zawsze wprawiają
mnie w dobry nastrój :D
Pozdrawiam A♥
Ps: Zachęcam do obejrzenia teledysku do piosenki, którą podałam na początku
rozdziału, o ile ktoś jeszcze tego nie zrobił :)
Ps2: Chciałabym was również gorąco zachęcić do
zajrzenia na tego bloga: http://moja-historia-expecto-evans.blogspot.com/
Nie jest to, co prawda tematyka Potterowska, ale może
komuś z was przypadnie do gustu :)
Rozdział ! <3
OdpowiedzUsuńBożeeee ........
UsuńA spróbuj mi ją uśmiercić ! Nie chce końca opowiadania : c
To jest genialne <3 Smutny rozdział ale naprawdę genialny <3
Chcę już weekend :3
Boski rozdział ♥ Jestem wzruszona.
OdpowiedzUsuńSmutny, ale mam nadzieję, że wszystko idzie ku lepszemu.
Jestem pod wrażeniem. Piszesz genialnie !
Pozdrawiam i życzę weny.
Ps. Nie jestem w stanie wyrazić co czuję przy wszystkich tych rozdziałach. ♥♥♥
Jakie to smutne....
OdpowiedzUsuńJa mam tylko nadzieję, że zakończy sie happy endem..
O kurde :cc Tak przypuszczałam, że ona sobie coś zrobi.. Ale teraz będzie tylko lepiej prawda? Już nie mogę się doczekac kolejnego rozdziału ♥
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział, mam nadzieję, że Hermionie nic się nie stanie.
OdpowiedzUsuń-------
clover.
http://hgranger-dmalfoy.blogspot.com/
O mój Boże ! Jestem w szoku... Płakać mi się chce. Błagam, dodaj jak najszybciej rozdział, bo nie wytrzymam dłużej tej niepewności.
OdpowiedzUsuńDramione True Love <3
nieeeeeeeeeeeeee one nie możee ale co do Draco dobrze mu tak ale ja bym przywaliła tej flądrze głupiej a cormak to też jest jakiś nienormalny pasuje do dafne :D
OdpowiedzUsuńPierwsza? ;D
OdpowiedzUsuńJejkuuuuuuuu nie no ganialne! Kocham twoj blog, szkoda ze niedlugo sie konczy. ;'(
Nie spodziewalam sie ze Herm dojdziee do tak radykalnych czynow.. i teraz ta mysl beda dwa samobojstwa [jej i Draco ] czy Malfoy lub kto inny ja uratuje ?? ??
Weny zycze
~Diablica.
Rozdział wspaniały <3 nie mogę się doczekać następnego. Oby Draco powrócił do Miony <3
OdpowiedzUsuńNo to mam nadzieję, że Draco się w końcu otrząśnie!!!
OdpowiedzUsuńDobrze, że zdał sobie sprawę jak bardzo ranił Mionę swym zachowaniem ale teraz niech w końcu zachowa się jak facet.
Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, bo mam nadzieję, ze Herm ktoś uratuje (a swoją drogą ciekawe kto?)
No i trzymam za słowo, że teraz to już wszystko będzie powoli się wyjaśniać i zmierzać ku (mam nadzieję :)) szczęśliwemu zakończeniu...
Pozdrawiam
Ojejej rozdział jest cudowny! Ja tAm uwielbiam takie smutne notki ;) straaasznie żal mi hermiony. Godryku mam nadzieje że jej nie usmiercisz! Szczerze liczę na to że draco sie opamieta i ją znajdzie i ją uratuje!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę weny i przepraszam za błędy bo z telefonu piszę :)
Oli Fajna
dark-family-dtb.blogspot.com
A no i jeszcze chciałabym dodać, że jak czytam twoje opowiadanie, to jakoś tak mi się cieplej na sercu robi. Poprawiasz mi humor ;) Bardzo chętnie bym z tobą popisała... może chciałabyś się ze mną jakoś skontaktować?
UsuńPowiem szczerze, że bardzo chętnie :)
Usuń4558811 - to moje gg, a to mail lafindelavieharrypotter@gmail.com. Pisz, gdzie Ci wygodnie :)
Ja się nie zgadzam, ja jestem na nie. To jest za smutne, za bardzo emocjonalne i ja po prostu się nie zgadzam.
OdpowiedzUsuńDraco ma ją tam znaleźć, pomóc, zabić Luciusza i musi być happy end, bo my - fanki - tego nie przeżyjemy.
To chyba jeden z najmutniejszych rozdziałów ;_________;
Weny, czekam nn,
Y♥
O kurde :O Niech ten tleniony idiota w końcu się opamięta!!
OdpowiedzUsuńJedno słowo. Szok. Hermiona i samobólstwo? I to przez podcięcie sobie żył? No tego to bym sie nigdy nid spodziewala. Ale któż by jej sie dziwił... Draco debil. Widzi że z nią jest coś nie tak, chce do niej wrócić to czemu tego do jasnej cholery nie zrobi? Eh ci faceci. Co do rozdzialu. Kolejny wylewacz łez. Choć może mniej smutniejszy niż ostatni ale i tak sie popłakałam szczególnie od tej akcji z Cormaciem. Wrrr jak ja go nie nawidze! Mam nadzieje ze jednak wszystko dobrze sie skonczy. Ze podczas krwawienia Hermiony na pomoc przybedzie Draco i wszystko skonczy sie szczesliwie. Chyba zwariuje jesli moj jedrn z ukochanych blogów skończy sie katatrofą.
OdpowiedzUsuńCałuję Diabełek :*
Wiedziałam że się potnie, wiedziałam! Czekam na next.
OdpowiedzUsuńOMG! Nienawidzę Cię, jak mogłaś skończyć w tym momencie. Według mnie ona się zacznie ciąć i wpadnie Draco? Uwielbiam <333
OdpowiedzUsuńAle z tego Cormaca kawał sku*wysyna... (przepraszam, że sie źle wyrazam, ale aż się we mnie gotuje).
OdpowiedzUsuńPieprzona Dafne! Strzelić avadą zanim zniesie jaja.
Tak bardzo mi szkoda Hermionu ;c Mam nadzieję, że jednak nie uda jej się popełnic samobójstwa! :(
A Draco niech sie w końcu opamięta!
NIE!! Błagam ona musi żyć!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że przeżyje a Draco się opamięta!!
Wspaniały rozdział :D Czekam z niecierpliwością na kolejny :)
Bardzo fajny rozdział tylko końcówka nie taka :(
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że oni obydwoje się opamiętają jak najszybciej.
Pozdrawiam,
HH
Rozdział wspaniały.
OdpowiedzUsuńJak mogłaś skończyć w takim momencie?!
Hermiona musi przeżyć!!!
Mam nadzieję, że Draco pójdzie po rozum do głowy i jakoś odzyska Mionę.
Dafne i Cormac mnie tak wkurzają, że nie mogę.
Podoba mi się zachowanie Lizy i Reszty przyjaciół Miony.
Mam nadzieje że w jakiś sposób Hermiona stanie się z powrotem dawną sobą.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Liczę na happy end i życzę weny.
Pozdrawiam
Hermione Granger
Najlepszy Twój rozdział. Nie mam słów, ale wiedz, że w te kilka zdań wkładam wszystkie uczucia, którymi mnie zaczarowałaś.
OdpowiedzUsuńSą takie rozdziały, których nie da się skomentować, bo zabierają całe racjonalne myślenie.
Dziękuję Ci za chwilę zapomnienia.
Lumossy
Draco ją uratuje, albo ktoś, nie wiem kto ale ktoś. Ona nie może się zabić, no. Draco mam nadzieję, że zmądrzeje, rozdział super, chyba najlepszy ze wszystkich, życzę weny i czekam na nexta.
OdpowiedzUsuńOj kobieto, kończyć w takim momencie?! Tak się nie robi XD Rozdział genialny, ale jak Hermiona się zabije, to naślę na Ciebie stado dementorów :P Podobało mi się, że Draco mógł poczuć, co czuje Hermiona kiedy Dafne się do niego ślini. Ale pamiętaj, że to opowiadanie MUSI zakończyć się happy endem :) Pozdrawiam i życzę dużo weny :*
OdpowiedzUsuń~Ania
Skończy w takim momencie! rozdział smutny, ale wspaniały! ;) nie mogę sie doczekać kolejnego <3
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. Co prawda smutny, ale bardzo fajnie opisałaś uczucia Hermiony. Ciekawe jak dalej się to potoczy. Ale blaaagam. Nie zabijaj jej :C
OdpowiedzUsuńJejuu jaki boski rozdział.
OdpowiedzUsuńTroche smutny ale boskii ;d
kto uratuje Mione( nie dopuszczam do siebie myśli że ona umrze, błagam nie rób mi tego!)
Ever
http://dramione-milosc-bez-konca.blogspot.com/
Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee, nie rób tego!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział chce jeszcze!!!;-)
Zdecydowanie to Twój najlepszy rozdział. Dużo się dzieje, świetnie opisane emocje bohaterów. Widać, że z rozdziału na rozdział jesteś co raz lepsza w pisaniu :) Co do samej fabuły: nie bedę oryginalna. NIE RÓB Z TEGO SAD ENDU, PROSZĘ. Twoje opowiadanie zawsze bardzo się wyróżniało wśród innych Dramione. I choć było lekkie i.przyjemne, ale ze zdarzającymi się gorszymi momentami dla bohateró, to nigdy nie było nudnealbo przesłodzone. Dlatego jeszcze raz prpszę, nie zrób z tego kiczowatego melodramatu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę Ci, abyśnie cierpiała na brak weny :)
Przepraszam za literówki. Jak piszę na telefonie to tak mam :D
UsuńRozdział smutny ale cudowny.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa co będzie dalej
Pozdrawiam i życzę weny ;*
Ja sądzę że nie bez powodu dałaś te bransoletki i że to właśnie Pan lub Ginny zobaczą że coś jej grozi. A co do rozdziału bardzo wzruszający .
OdpowiedzUsuńO w dupe !
OdpowiedzUsuńJesteś genialna ;)
Jak ja nienawidze wywłoki Greengrass i sukinsyna Mclaggena;/
Rozdział jest naprawdę świetny .
Mam nadzieje ,że jej przyjaciółki uratuja ją przed tym co zamierza zrobić.
Draco sam sobie to zrobił.
Trzeba było walczyć o te miłość.
Pozdrawiam ;*
NIEEEEEE!!!!! NIE POZWALAM!!!! NIEEEEEEEE!!! ROZUMIESZ??? NIE MOŻESZ, NIE MOŻESZ, NIE MOŻESZ MI TEGO ZROBIĆ!!! NIE MOŻESZ!!! JAK TO PISZĘ TO ŁZY MI PŁYNĄ PO TWARZY!!!
OdpowiedzUsuńOdkryłam twojego twojego bloga niedawno i to wystarczyło, żebym zarwała kilka nocy!!! Jeszcze nigdy nie spałam tylko 4 godzin w nocy. Kocham, kocham, kocham twojego bloga!!! A ty teraz wyskakujesz z takim rozdziałem!!!! Nie wierze...!!!!
Ogólnie mam kilka uwag do twojego stylu pisania. Najbardziej rażą mnie w oczy błędy. Zastanawiam się, czy nie szukasz bety ;) Jakby co, to ja jestem chętna na tą 'posadę' ;)
jeszcze tylko mała prośba... Mogłabyś zajrzeć na mojego bloga? Co prawda nie jest o HP, ale myślę, że historia mogłaby ci się spodobać ;) piszę go z koleżanką i na razie nie mamy wielu czytelników...
notselfsame.blogspot.com
pozdrawiam serdecznie i CZEKAM, CZEKAM, CZEKAM na kolejny rozdział :)
Raving
Przepraszam, przepraaszam, przepraszam, ale zle mi sie wpisal adres bloga!!!! Powinno byc
Usuńnot-selfsame.blogspot.com
Mam nadzieje, ze zajrzysz ;)
Pozdrawiam
~Raving
PS. Przepraszam za brak polskich znakow ale jestem na telefonie ;)
oby tak dalej świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział. Naprawdę cudownie opisujesz emocja, aż czytelnik może wczuć się w przeżycia bohaterów. Te wszystkie emocje, które odczuwa Miona o Draco są jednocześnie niesamowicie bolesne i smutne, ale także piękne na swój unikalny sposób. Mam nadzieję, że nie uśmiercisz Hermiony tylko Smok przybędzie na ratunek, jak jej własny rycerz na czarnym koniu. Wiem jestem optymistką, ale nic na to nie poradzę :D Także błagam, pisz szybko następny rozdział, bo umrę z ciekawości. Życzę dużo weny i pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńLumos
Cóż to w końcu jedna z głównych bohaterów więc nie może się zabić :) Super rozdział, życzę weny i czekam nn :) Z.
OdpowiedzUsuńI teraz Draco wpada z odsieczą do jej dormitorium i ratuje !!!
OdpowiedzUsuńBłagam.
Rozdział cudowny! Czekam na następny/M.G
To jest świetne! Ale gdy do pokoju wpadnie Draco, wszystko będzie zepsute... Takie... Nudne, przewidywalne. Zaskocz nas :D
OdpowiedzUsuńweny/ Mei
Cidownu aczkolwiek smutny rozdzial! Jesli to Draco wpadnie do pokoju będe szczesliwa! Oby oni sie w koncu pogodzili! Mam nadzieje że preferujesz szczęsliwe zakonczenia! Z niecierpliwoscią czekam na dalej
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Czarna Róża
Coś cudownego... Mam nadzieję, że Hermiona przeżyje. Od początku tego rozdziału czułam dziwne napięcie, a przy samym końcu nastąpił moment kulminacyjny. Rozdział wspaniały, coś genialnego ! W momencie w którym Hermiona podcięła sobie żyły, na moim ciele pojawiły się dreszcze, naprawdę. Jesteś pełna podziwu dla Ciebie i Twojego stylu pisania. Bardzo chciałabym pisać kiedyś tak, jak Ty, ale do tego jeszcze długa droga. Emocje w tym rozdziale były tak namacalne, że czułam się jakbym to ja tam była. Czytałam wszystkie rozdziały i naprawdę widzę, jak bardzo się rozwijałaś z rozdziału na rozdział. Mam do Ciebie małą prośbę :) Czy mogłabyś mnie informować o nowych rozdziałach na moim blogu ? http://dorcas-meadowes-jej-historia.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńByłabym bardzo, ale to bardzo wdzięczna. Szkoda, że jeszcze kilka rozdziałów i koniec tej historii, ale niestety wszystko co dobre szybko się kończy :)
Pozdrawiam serdecznie ;*
Czarna Róża
to chyba najdłuższy Twój rozdział! chce już happy end ;( bo końcówka przygnębiająca...
OdpowiedzUsuńJesteś cudowna <3 Pisz dalej prosze Twoje opowiadanie jest najlepszym jakie czytałam ;)
OdpowiedzUsuńPrawie sie poplakalam.. Czemu Draco tak zrb.. ok troche przesadzone z ta Greengrass..mam jej dosc. wredna jedza >:( I Hermionka.. taka smutna ;((( az mi smutno. zrob cos z tym w nastepnym rozdziale ! :c
OdpowiedzUsuńP.J.M
PS Sory za bledy , pisane z telefonu :)
nie ma lepszego natchnienia niż samo życie....;-) ale samobójstwa bym nie proponowała jako rozwiązania problemów...
OdpowiedzUsuńmiałam chęć dodać jeszcze, że chyba dosyć frapującym w tym momencie byłoby "samobójstwo" symboliczne Hermiony - takie tam towarzysko-społeczne (całkowita zmiana środowiska); skutek byłby dla znajomych i otoczenia ten sam, jakby przestała żyć - tyle że zostałaby/powstałaby jeszcze jakaś nadzieja dla Hermiony...:)
UsuńHermiona, uspokój się, ŻYJ! Jak możesz tak męczyć i kończyć w tym momencie?... :( Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńA tymczasem zapraszam na bloga ~ http://dramione3.blogspot.com/
Draco musi ją uratować, albo ktoś innyy !!!!!!!!!!!!!!!! Jezu co to sie dzieje, niech się już wszytsko wyjaśnia !!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki <3
Nienawidzę Cię za ostatnie rozdziały :( Płaczę ciągle, tak dobrze opisujesz to wszystko, że siedzę zapłakana i przeżywam to tak jakby działo się naprawdę ;c
OdpowiedzUsuńZnów płaczę, ale rozdział boski.
OdpowiedzUsuńOna musi żyć !! MUSI !!!
OdpowiedzUsuń"Pojawi się" nie "objawi", "nie męczyły jej" a nie "ją".
OdpowiedzUsuńTo też obstawiałam..pytanie tylko..czy ktoś ją zdąży uratować czy nie..fajnie by było gdyby Draco to zrobił..ale nie wiem..
ozdrawiam :)