Przed nimi stała wściekła
Minerwa McGonagall.
— W tej chwili do mojego
gabinetu!
Wysyczała, ledwie nad sobą
panując i ruszyła na siódme piętro. Draco bez słowa odstawił Hermionę i oboje
poszli za dyrektorką. Wiedzieli, że mają poważne kłopoty. Panna Granger
przeklinała w myślach Malfoya. Gdyby nie on spałaby już pewnie, a tak czeka ją
niezbyt miła pogawędka z byłą nauczycielką Transmutacji. Wiedziała, że nie
ujdzie im to na sucho. W końcu dotarli do gabinetu i oboje z Malfoyem zajęli
fotele przed biurkiem McGonagall. Na chwilę zapadła cisza, ale była to ta
zwiastująca burzę, o czym Prefekci przekonali się, gdy dyrektorka zabrała głos.
— Czy wy kompletnie
powariowaliście?! Wałęsanie się nocą po zamku i zakłócanie ciszy nocnej jest
absolutnie zakazane, a was było słychać w całej szkole! Czy wy nie wiecie,
która jest godzina?! Nie spodziewałam się takiego zachowania po Prefektach
Naczelnych, a szczególnie po pani, panno Granger. Zaraz na początku mówiłam
wam, że macie być wzorem dla innych uczniów, a wy, co?!
Hermiona zarumieniła się i
spuściła głowę. Wolała przyjąć wszystko w spokoju, niż wykłócać się i jeszcze
bardziej zdenerwować nauczycielkę.
— Odejmuję obu domom po
trzydzieści punktów, a co więcej dostajecie szlaban. Profesor Slughorn
potrzebuje tojadu do eliksirów, rośnie on w Zakazanym Lesie i to jest wasze
zadanie, znaleźć go. Za trzydzieści minut stawcie się w Sali Wejściowej.
Profesor Horacy wszystko wam wyjaśni.
Hermiona zamarła. Równie
mocno, jak latania bała się ciemności. Do tej pory pamiętała, jak podczas
wyprawy po horkruksy niejednokrotnie musiała pełnić warty w nocy i kiedy jako
mała dziewczyna zgubiła się w lesie i spędziła tam całą noc.
— Pani dyrektor, ale…
— Żadnych „ale”, panno
Granger. Za pół godziny macie stawić się w Sali Wejściowej, żegnam.
Zakończyła Minerwa, wstając
od biurka i dając im tym samym do zrozumienia, że mają bezzwłocznie opuścić jej
gabinet. Para prefektów wstała i wyszła, kierując się na piąte piętro. Przez
całą drogę nie odzywali się do siebie. Draco wolał milczeć, gdyż wiedział, że
Granger jest na niego wściekła. Hermiona rzeczywiście była zła, ale jej strach
przytłaczał wszystkie inne emocje. Próbowała sobie wmówić, że nie ma się czego
bać, że nic się nie stanie, ale to było bez sensu.
— Czekoladowe żaby.
Draco podał hasło i oboje
weszli do środka, po czym każde skierowało się do swojego pokoju. Hermionę
przywitało radosne szczekanie Demona. Uśmiechnęła się i pogłaskała pupila.
— No maleńki czeka mnie
ciężka noc.
Pies, czując niepokój
właścicieli, aby dodać jej otuch, polizał ją po dłoni. Hermiona pochyliła się i
wtuliła w ulubieńca siedzącego na łóżku. Po chwili jednak wstała, Musiała się
jeszcze przebrać, bo przecież nie będzie ganiać po lesie w koszuli nocnej i
szlafroku. Szybko narzuciła na siebie jakieś ubrania i wyszła z pokoju. W salonie czekał już na nią Draco.
— Idziemy?
Hermiona pokiwała tylko głową
i ruszyli na szlaban. Po chwili byli już w Sali Wejściowej, gdzie czekał na
nich profesor Eliksirów.
— Dobry wieczór, przejdźmy od
razu do rzeczy, bo jest późno, a ja chciałbym się jeszcze dzisiaj położyć.
Draco prychną na te słowa pod
nosem. Ten grubas miał sobie smacznie spać, a oni będą błąkać się w nocy po
lesie za jakimś chwastem.
— Tojad rośnie w ciemnych
zakamarkach, ma fioletowe kwiatki, których właśnie potrzebuję. Tylko uważajcie
na jego liście, bo są trujące. To chyba tyle, życzę powodzenia.
Profesor przeszedł obok nich
i po chwili zniknął w lochach. Para Prefektów natychmiast wyszła ze szkoły,
kierując się do Zakazanego Lasu. Wokół panował mrok, co potęgowało strach
Hermiony, więc wyciągnęła różdżkę i szepnęła zaklęcie.
— Lumos.
Z końca magicznego patyka
wypłynęła stróżka światła, co dało dziewczynie minimalne poczucie
bezpieczeństwa. Szli tak dłuższą chwilę, gdy w końcu dotarli do granicy lasu.
Hermiona zawahała się, co zauważył Draco i również się zatrzymał.
— Coś nie tak?
— Nie…
Malfoy spojrzał na nią i już
wiedział, że kłamie. W jej czekoladowych oczach bardzo wyraźnie było widać
strach.
— Nie umiesz kłamać, Granger,
więc lepiej od razu powiedz, o co chodzi.
— Odwal się, Malfoy i chodź
lepiej! Nie mam zamiaru spędzić tu całej nocy.
Nie czekając na jego reakcje,
weszła do Zakazanego Lasu. Była Gryfonką i dlatego starała się nie okazywać
swoich słabości, a już tym bardziej przed Draconem. Szli tak wydeptaną ścieżką,
zagłębiając się coraz bardziej w zarośla. Otaczała ich coraz większa ciemność,
a jedynym źródłem światła były ich różdżki. Wiatr poruszał drzewami, przez co
do uszu Prefektów dochodziły złowieszcze szmery. Hermiona rozglądała się
nerwowo na wszystkie strony. Przez cały czas miała wrażenie, że ktoś ich
obserwuje, ale gdy spoglądała w danym kierunku, nie widziała niczego
podejrzanego. Szli już jakiś czas, szukając tojadu, jednak Draco nie odrywał
wzroku od Granger. Pomimo tego, że nie widział jej twarzy, wiedział, że
panicznie się boi.
— Czyżby Gryfonka bała się
ciemności?
— Oczywiście, że nie!
Odparła gniewnie Hermiona,
jednak panika w jej głosie zepsuła cały efekt.
— To dlaczego cała się
trzęsiesz?
— Odwal się! Gdyby nie ty w
ogóle by nas tu nie było!
— Jakbyś się tak nie darła,
to by nas nie złapali.
— Więc teraz to moja wina?!
Jesteś żałosny!
— Ja? To ty się boisz
ciemności.
Hermiona była wściekła.
Nienawidziła, gdy ktoś wytykał jej słabości, a tym bardziej że Malfoy miał
rację.
— Odpieprz się!
Warknęła tylko Hermiona, po
czym zboczyła ze ścieżki, przedzierając się przez gęste krzaki.
— Gdzie ty idziesz?
Spytał zdziwiony Draco. Nie
raz słyszał, że jeśli w tym lesie zboczy się ze ścieżki to już po tobie. Nikt
tak naprawdę nie wiedział, co kryje się w tych zaroślach.
— Szukać tego cholernego
chwastu i tobie radziłabym to samo.
— Nie mam zamiaru zbaczać z
drogi.
— Nikt ci nie każe.
— Granger, wracaj!
— Spieprzaj, Malfoy!
Hermiona była tak wściekła,
że nie myślała racjonalnie. Po kilkunastu metrach pożałowała, że odłączyła się
od Ślizgona. Otaczały ją nieprzeniknione ciemności, a każdy najmniejszy szelest
wywoływał dreszcz na jej plecach, „Spokojnie, znajdę to zielsko
i będę mogła stąd wyjść.”. Zaczęła przeczesywać zakamarki w poszukiwaniu tojadu. Nagle
strumień światła z jej różdżki natrafił na fioletowe kwiaty, zaledwie kilka
kroków od niej. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, podeszła bliżej i
nazbierała wystarczająca ilość rośliny. Gdy podniosła głowę, ujrzała coś, co
zmroziło jej krew w żyłach. Zaledwie dwa metry przed nią stała ogromna bestia.
Jej łeb przypominał głowę lwa z tą różnicą, że był szary. Umięśnione przednie
łapy kończyły się długimi i ostrymi pazurami. Tylna część ciała przypominała
tułów kozła, ale najgorszy był ogon, który kończył się łbem smoka. Hermiona
wiedziała, co to za zwierze i to napawało ją jeszcze większym lękiem.
Niejednokrotnie miła okazje oglądać je przy wejściu do gabinetu dyrektora. Była
na sto procent pewna, że stoi przed nią najprawdziwsza chimera. Z gardła
Hermiony wyrwał się okrzyk przerażenia, na który potwór zareagował od razu.
Jednym susem pokonał odległość dzielącą go od dziewczyny, po czym uderzyła ją
potężną łapą. Siła ciosu była tak duża, że Hermiona została odrzucona na
najbliższe drzewo. Uderzyła o jego pień i upadła na ziemię. Ręka, którą się zasłoniła
przed ciosem, pulsowała bólem i była wygięta pod dziwnym kątem, a do tego
długie szpony pozostawiły na niej głębokie rany, z których obficie ciekła krew.
Hermiona była pewna, że nastał jej koniec. Czytała kiedyś o chimerach i
wiedziała, że tylko raz udało się człowiekowi zabić tę bestię. Spojrzała do
góry i ujrzała łeb potwora. Jego oczy błyszczały złowieszczo, a z rozwartego
pyska wydobywał się charkot. Hermiona spuściła głowę, zamknęła oczy i czekała
na śmierć. Nigdy nie myślała, że zginie w taki sposób. Tak wiele przeżyła,
pokonała wszystkie przeciwności losu, pomogła nawet uratować świat czarodziei
przed groźnym czarnoksiężnikiem, a teraz? Zostanie rozszarpana przez chimerę.
Po jej policzkach zaczęły spływać łzy bezsilności i żalu. Myślała o ludziach,
których już nigdy nie zobaczy: o rodzicach, Pansy, Blaise, Ginny, Harrym i
Draconie. Malfoy… już nigdy go nie spotka, a ostatnia ich rozmowa skończyła się
awanturą. Ta myśl wywołała u niej jeszcze większy żal. Leżała tak załamana,
czekając na śmierć.
*****
Draco przemierzał las w
poszukiwaniu tojadu. Chciał to jak najszybciej mieć za sobą i wrócić do zamku.
Zastanawiał się też, czy dobrze zrobił, puszczając Granger samą. Ten las był
niebezpieczny nawet w dzień, a co dopiero w nocy. Z każdym krokiem coraz
bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że powinien zawrócić i odnaleźć
dziewczynę, gdy nagle usłyszał krzyk, który rozdarł panującą wokół ciszę. Jego
serce zabiło mocniej, ten głos na pewno należała do Hermiony. Puścił się
biegiem w stronę, z której dobiegł go krzyk, przeklinając się w myślach za to,
że ją zostawił. Już po raz drugi dopuścił do sytuacji, w której była zagrożona.
Przedzierał się przez zarośla, usiłując za wszelką cenę dosłyszeć jakiekolwiek
oznaki życia Hermiony. Nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby ją stracić. Z
każdym krokiem narastała w nim panika. W końcu do jego uszy dotarł dźwięk
uderzenia, a zaraz po nim syk bólu. Nagle dostrzegł delikatne światło, które
musiało wydobywać się z różdżki. Szybko pobiegł w tamtym kierunku. Gdy znalazł
się na miejscu, zamarł. Pod drzewem leżała skulona Granger, a nad nią pochylała
się ogromna chimera. Draco myślał gorączkowo, co może zrobić. Wiedział, że na
tę bestię nie działają żadne zaklęcia. W końcu ujrzał ogromny głaz i postanowił
chwycić się ostatniej deski ratunku. Wiedział, że nie jest w stanie zabić
potwora, ale zawsze może go oszołomić. Skierował różdżkę na ogromną skałę i
wypowiedział w myślach formułkę zaklęcia.
— Wingardium Leviosa.
Skamielina bezszelestnie
poderwała się do góry i już po chwili była nad głową potwora. Draco wiedział,
że nie zyskają zbyt wiele czasu, ale miał nadzieję, że wystarczająco, aby
uciec. Wziął głęboki oddech, po czym cofnął zaklęcie. Kamień opadł na bestie, a
ta runęła na ziemię. W tym czasie Draco szybko podbiegł do dziewczyny i złapał
ją za rękę.
— Ałaaa!
Hermiona krzyknęła, ponieważ
chłopak złapał ją za poharataną i złamaną rękę.
— Przepraszam, chodź szybko,
nie mamy za wiele czasu.
Hermiona podała Draconowi
drugą dłoń. Ten pomógł jej wstać i puścili się biegiem.
— Musimy uciec poza granicę
lasu, ona dalej nie pójdzie.
Zaraz po słowach Hermiony do
ich uszu dobiegł przeraźliwy ryk wściekłości, co mogło oznaczać tylko jedno;
chimera się przebudziła.
— Szybciej!
Draco przyspieszył bieg,
ciągnąc za sobą Granger, która w tym momencie dziękowała Merlinowi za to, że
przez całe wakacje, co rano uprawiała jogging. Biegli tak, słysząc za sobą
coraz bliższe dudnienie kopyt, gdy nagle Hermiona padła na ziemię, wyjąc z
bólu. Bestia dogoniła ich i jednym machnięciem łapy podcięła nogi dziewczynie.
Draco myślał, co może zrobić. Do chatki Hagrida było już bardzo blisko. Nagle
ujrzał złamany pień. Bez zastanowienia rzucił na niego zaklęcia, a ten uderzył
chimerę, odrzucając ją kawałek dalej od Prefektów. Draco podał towarzysze rękę
i podciągnął ją do góry
— Granger, wstawaj jeszcze
tylko kawałek.
Hermiona z trudem się
podniosła i podążyła za Draconem. Wiedziała, że gdyby nie świadomość, że
może umrzeć, nigdy nie byłaby w stanie biec. Jej nogi bolały niemiłosiernie,
każdy krok przypomniała wbijanie w nie setek sztyletów. Draco spoglądał na nią
przez ramię i przeklinała siebie, że nie może jej pomóc. Gdyby wziął ją na
ręce, nie byliby w stanie przedzierać się przez zarośla i spotkałaby ich pewna
śmierć.
— Jeszcze tylko kawałek,
wytrzymaj.
Przebiegli ostatnie dziesięć
metrów i w końcu wydostali się z lasu, tuż obok chatki gajowego. Panna Granger
natychmiast osunęła się na ziemie i gdyby nie refleks Dracona upadłaby na nią z
łoskotem. Wziął ją na ręce i podbiegł do drzwi chatki. Zaczął w nie walić jedną
pięścią, aż w końcu otworzył je Hagrid.
— Cholibka! Kogo tu niesie o…
Hermiona, Malfoy! Co wy tu…?! Co się stało?!
— Później, niech pan profesor
biegnie do pani dyrektor i powie, że Granger została zaatakowana przez chimerę,
która jest w lesie, a ja zaniosę ją do Skrzydła Szpitalnego.
— Już pędzę, cholibka, ale
się porobiło!
Półolbrzym popędził w stronę
zamku, a zaraz z nim Draco. Granger potrzebowała natychmiastowej pomocy. Była
coraz bardziej blada i traciła dużo krwi.
— Draco…
— Nic nie mów, oszczędzaj
siły.
— Ale ja chciałam przeprosić.
— Za co?
— Że ci nie uwierzyłam, że na
ciebie nawrzeszczałam. Masz rację, boję się ciemności. Kiedy tam leżałam,
czekając na śmierć z myślą, że rozstałam się z tobą w gniewie, a już nigdy cię
nie zobaczę…
— Już dobrze, to ja
powinienem cię przeprosić. Już drugi raz przeze mnie jesteś w
niebezpieczeństwie.
Gdy zobaczył, że dziewczyna
już otwiera usta, żeby coś powiedzieć, dodał;
— Nic już nie mów, zaraz
będziemy na miejscu.
Hermiona zamilkła, wtuliła
się w Dracona i po chwili zemdlała. Ten biegł ile sił w nogach. W końcu dotarł
do Skrzydła Szpitalnego, kopniakiem otworzył drzwi i jak burza wpadł do środka.
— Pani Pomfery, pani Pomfrey!
— Co tu się dzieje?
Średniego wzrostu kobieta
wyszła ze swojej sypialni w błękitnym, flanelowym szlafroku. Gdy ujrzała
zakrwawioną dziewczynę, zatkała usta dłońmi.
— Na Merlina, szybko połóż ją
na łóżku!
Draco wykonała polecenie.
Pielęgniarka natychmiast zaczęła oglądać rany Hermiony.
— Co się jej stało?
— Byliśmy na szlabanie w
Zakazanym Lesie i zaatakowała ją chimera.
— Wielkie nieba to cud, że w
ogóle żyje! Panie Malfoy, teraz proszę wyjść, muszę się nią zająć.
— Nigdzie nie idę!
— Niech pan zaczeka za
drzwiami, zaraz jak skończę, wyjdę do pana.
Malfoy pochylił się nad Hermioną
i delikatnie pocałował ją w czoło.
— Trzymaj się, Granger.
Po tych słowach niechętnie
opuścił skrzydło. Chodził w kółko pod drzwiami, czekając, aż pani Pomfrey go
zawoła. Dalej nie mógł sobie darować tego, że znowu zostawił Granger i wpakował
ją w coś takiego. Ostatnio obiecał, że nie pozwoli jej już nigdy więcej
skrzywdzić, a teraz, co? Jego ulubiona Gryfonka leży poharatana przez jakąś
mitologiczną bestię w Skrzydle Szpitalnym. W końcu po dwudziestu minutach drzwi
się otworzyły.
— Panna Granger śpi, więc…
— Obiecuje, że jej nie
obudzę. Błagam, niech pani pozwoli mi z nią zostać.
Gdy kobieta zobaczyła
błagalny wyraz twarzy Ślizgona, serce jej zmiękło.
— Dobrze, tylko proszę być
cicho.
Odsunęła się i wpuściła go do
środka. Draco od razu podszedł do łóżka Hermiony. Nadal była blada, ale nie tak
jak wcześniej, jej lewa ręka została już opatrzona.
— Straciła sporo krwi, ale
jej stan jest stabilny. Poskładałam jej wszystkie kości i opatrzyłam rany.
Przyjdę tu za dwie godziny, aby podać jej te eliksiry.
Tu wskazała na kilka
buteleczek stojących na szafce nocnej.
— Ja to mogę zrobić, nie
zamierzam się stąd ruszać.
— Skoro tak to niech będzie.
Kobieta odwróciła się i
poszła do swojej sypialni, gdy znajdowała się już w drzwiach, zatrzymał ją głos
Dracona.
— Pani Pomfrey, dziękuję za
wszystko.
— Nie ma za co kochany, tylko
dbaj o nią.
Po tych słowach zniknęła.
Draco usiadł na krześle obok łóżka Granger i ujął jej dłoń w swoje.
— Będę.
Siedział tak, gładząc
delikatnie kciukami skórę Hermiony. Wyglądała tak niewinni i była taka
bezbronna. Nie mógł zrozumieć, jak takiej kruszynie może dziać się tyle złych
rzeczy. Każda krzywda wyrządzone tej drobnej dziewczynie to dla niego jak
ukłucie sztyletem prosto w serce. Musiał przyznać sam przed sobą, że bardzo
zżył się z tą irytującą Gryfonką. Nie mógł patrzeć na jej cierpienie, podczas
gdy sam pozostawał bezsilny i nie potrafił jej pomóc. Przez cały czas miał też
wyrzuty sumienie z powodu, że sam ją kiedyś krzywdził i niejednokrotnie
doprowadzał do łez. Dlatego też był jej tak wdzięczny, że wybaczyła mu to
wszystko i dała czystą kartę. Trwał tak, wpatrując się w dziewczynę, gdy nagle
drzwi otworzyły się, a w nich stanęła Minerwa McGonagall w towarzystwie
jakiegoś mężczyzny.
— Panie Malfoy, zapraszam do
mojego gabinetu.
— Czy mogłaby pani mówić
ciszej? Granger śpi, a pani Pomfrey mówiła, żeby jej nie budzić.
Dyrektorka popatrzyła z
niedowierzaniem na chłopaka. Każdy w szkole wiedział, że para Prefektów była
odwiecznymi wrogami. Owszem widziała, że ostatnio normalnie rozmawiali, ale
nadal był to dla niej szok.
— W każdym razie zapraszam do
siebie.
— Przykro mi, ale nie
zamierzam nigdzie iść, nie mogę jej zostawić.
— Panie Malfoy…
— Czy nie możemy porozmawiać
przed drzwiami, bardzo proszę.
Kobieta westchnęła
zrezygnowana, ale się zgodziła. Draco wyszedł za nią i jej towarzyszem, po czym
zamknął drzwi.
— Panie Malfoy, to jest
Rafael Krans, szef Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, ma do
pana kilka pytań.
— Witaj chłopcze, przejdźmy
od razu do rzeczy, w której części lasu widzieliście ową chimerę?
— Po prawie dwudziestu
minutach marszu główną ścieżka Granger skręciła w lewo i tam została
zaatakowana, ale ta bestia goniła nas do granicy lasu, więc nie wiem, gdzie
teraz może być.
— Ile miała wzrostu?
— Nie wiem.
— Spróbuj sobie przypomnieć,
chłopcze.
Dracona coraz bardziej
denerwował starszy mężczyzna. Chciał teraz siedzieć przy Hermionie, a nie
odpowiadać na jakieś bezsensowne pytania.
— Przepraszam pana bardzo,
ale byłem zbyt zajęty ratowaniem życia mojej koleżanki, żeby zwracać uwagę, jak
wygląda ta chimera.
— Doskonale cię rozumiem, ale
gdybyś powiedział coś więcej, łatwiej by nam było ją schwytać.
— Powiedziałem już wszystko,
co pamiętam, a teraz przepraszam, muszę podać Granger eliksiry. Żegnam.
Malfoy odwrócił się i wszedł
do skrzydła, zamykając za sobą drzwi. Hermiona nadal spała. Draco wziął
pierwszą butelkę z eliksirem. Nie chcąc obudzić Gryfonki, delikatnie rozchwiał
jej usta i wlał w nie powoli lek. To samo uczynił z pozostałymi fiolkami.
Ponownie usiadł na krześle i ujął dłoń dziewczyny w swoje. Był już bardzo
zmęczony, więc położył głowę obok jej poduszki i nawet nie wiedział, kiedy
zasnął.
*****
Draco spał przy łóżku Granger
w niezbyt wygodniej pozycji. Spędził tu całą noc. Nagle poczuł, że ktoś
niezwykle delikatnie przeczesuje jego włosy. Uchylił powieki i podniósł głowę,
napotykając uśmiechniętą twarz Hermiony, która widząc, że już nie śpi, odezwała
się.
— Dzień dobry.
— Dzień dobry, długo nie
śpisz?
— Jakieś półgodziny.
— Czemu mnie nie obudziłaś?
— Nie miałam sumienia, tak
słodko spałeś.
Hermiona posłała mu uroczy
uśmiech. Rozczuliło ją to, że Malfoy spędził tu całą noc. Złość na niego sprzed
kilkunastu godziny wyparowała. Miała dziwne wrażenie, że on jej nie okłamuje i,
że jest dla niego ważna. Tym bardziej że ten zimny i egoistyczny arystokrata,
zawsze myślący tylko o sobie, nie dość, że uratował jej życie, to jeszcze
czuwał przy jej łóżku.
— Lepiej powiedz, jak się
czujesz?
— Dobrze, pani Pomfrey jak
zwykle spisała się na medal. Mam nadzieję, że wypuści mnie jak najszybciej. Nie
chcę narobić sobie zaległości.
— Granger, o mało nie
zginęłaś, a ty się martwisz o lekcje?
— No, ale dzięki tobie jednak
żyje.
Malfoy trochę się zmieszał.
On miał wyrzuty sumienia, że zostawił ją samą i przez niego była w
niebezpieczeństwie, a ona mówi, że zawdzięcza mu życie.
— To moja wina, nie
powinienem cię zostawiać. Doskonale wiedziałem, jak to się może skończyć.
— Czy ty możesz się przestać
o wszystko obwiniać? Miałam kłopoty nie przez ciebie, ale przez swoją cholerną
dumę.
— Ale…
Jednak nie dokończył, gdyż do
Skrzydła Szpitalnego wpadli Blaise i Pansy.
— Na Salazara, Hermiona! Jak
się czujesz?! Wszystko w porządku?
Pansy podbiegła do
przyjaciółki i mocna ją uścisnęła, a zaraz po niej Blaise.
— W porządku, ale skąd
wiecie, że tu jestem?
— Cała szkoła już gada tylko
o tym, że zaatakowało cię stado jakiś krwiożerczych bestii w Zakazanym Lesie i
o mało nie zginęłaś.
— Cudownie, nie dość, że
wszyscy już wszystko wiedzą to jeszcze to wyolbrzymiają!
— Jak to w Hogwarcie, tu się
nic przed nikim nie ukryje.
Odezwał się Zabini, na co
wszyscy zaśmiali się krótko. Siedzieli i rozmawiali tak chwilę, po czym znowu
odezwał się Blaise.
— My się będziemy już
zbierać, wpadniemy jeszcze po śniadaniu. Draco, idziesz z nami?
— Nie, zostaję.
— Idź, siedziałeś tu całą
noc, ja sobie poradzę.
— Niech będzie, ale wrócę tu.
Draco pocałował Hermionę w
czoło i wyszedł za dwójką przyjaciół.
— Stary, powiedz nam, co się
stało, bo jak mniemam połowa tego, co ludzie mówią to bzdury.
Draco opowiedział im wszystko
w skrócie, a oni słuchali go z oczami wielkości galeonów, gdy skończył, odezwał
się Blaise.
— Nasza Gryfoneczka zawsze
musi się wpakować w jakieś kłopoty. Jak nie zgraja napalonych facetów to znowu
mitologiczna bestia.
Doszli już do Wielkiej Sali,
gdy Draco usłyszał, że ktoś go woła.
— Malfoy!
Odwrócił się, ku niemu biegł
zdyszany Harry wraz z Ginny.
— O Potter, stęskniłeś się?
— Daj spokój, powiedz mi
lepiej, co z Hermioną?
Harry był bardzo
zdenerwowany. Gdy tylko usłyszał o wypadku przyjaciółki, od razu postanowił
pogadać z Ślizgonem, gdyż słyszał, że właśnie on z nią był i uratował jej
życie.
— Jest w Skrzydle Szpitalnym,
czuje się już całkiem dobrze, pije eliksiry, więc niedługo powinna dojść do
siebie.
Harry’emu kamień spadł z
serca, tak strasznie się o nią martwił. Szczególnie że ostatnio niewiele czasu
spędzali razem i bał się, że już tego nie nadrobią.
— Dziękuję ci.
— Za co?
Draco był zdziwiony
zachowaniem Pottera. Co prawda po wojnie zakopali topór wojenny, ale bez
przesady.
— Że jesteś przy Hermionie.
Powiedział Harry i wszedł z
Ginny do sali, a zaraz za nimi trójka Ślizgonów.
*****
Hermiona właśnie jadła
śniadanie przyniesione jej przez jednego ze skrzatów, gdy nagle drzwi do
skrzydła otworzyły się, a przez nie wszedł Ron Weasley. Panna Granger momentalnie
zbladła, Jej ostatnie spotkanie z rudzielcem nie należało do przyjemnych.
Odłożyła tacę z jedzeniem i ze strachem patrzyła, jak jej były przyjaciel
zmierza w jej kierunku. Podszedł do niej i próbował pocałować w policzek, ale
ta szybko się cofnęła.
— Czego chcesz?
— Może trochę grzeczniej,
przyszedłem cię odwiedzić. Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
Hermiona z sekundy na sekundę
bała się coraz bardziej. Na twarzy Weasleya widniał złowieszczy uśmiech
szaleńcu, a on sam wyglądał, jakby był obłąkany.
— Wyjdź stąd!
— O nie, tak dobrze to nie
ma, nie po to tu przyszedłem.
Mówiąc to, Ron wsunął rękę
pod kołdrę i położył ją na kolanie dziewczyny. Hermiona usiłowała strącić jego
dłoń, ale ten złapał ją za przedramię i boleśnie ścisnął. Poczuła silny ból, pielęgniarka
poskładała jej rękę, lecz nadal była obolała.
— Ron, to boli, zostaw mnie!
— To ma boleć, masz cierpieć
tak samo, jak ja, gdy mnie zostawiłaś dla tego bogatego gnojka!
— My nigdy nie byliśmy razem.
Czy ty nie możesz zrozumieć, że nic do ciebie nie czuję?!
— Zamknij się!
Łzy napłynęło do oczu panny
Granger, a po chwili zaczęły spływać po policzkach. Modliła się, aby ktoś tu
teraz przyszedł.
— Daj mi spokój, proszę…
— Obiecałem ci dziwko, że
gorzko tego pożałujesz, a ja zawsze dotrzymuję słowa.
*****
Draco siedział na śniadaniu,
ale nie był w stanie nic przełknąć. Odczuwał dziwny niepokój. Nie wiedział,
czym był spowodowany, ale z sekundy na sekundę rósł. Odruchowo przeczesał
wzrokiem stół Gryffindoru i nigdzie nie zauważył Weasleya, co mu się nie
spodobało. Każdy wiedział, że rudzielec to żarłok i za nic w świecie nie
opuściłby posiłku bez powodu. Jego myśli z prędkością światła popędziły do
Hermiony. Wiedział, że to bez sensu, ale musiał do niej iść i to w tej chwili.
Szybko wstał od stołu, nie zwracając na nic uwagi.
— A ty dokąd? Dopiero
przyszliśmy.
Zapytał Blaise, patrząc
podejrzliwie na przyjaciela.
— Muszę coś sprawdzić.
Draco pospiesznym krokiem
opuścił salę. Szybko pokonał drogę dzielącą go od Skrzydła Szpitalnego.
Zatrzymał się przed drzwiami i już wiedział, że jego obawy były słuszne, gdyż
usłyszał głos znienawidzonego rudzielca.
— Obiecałem ci dziwko, że
gorzko tego pożałujesz, a ja zawsze dotrzymuję słowa.
Krew w Draconie
niebezpiecznie zawrzała. Ten śmieć miał czelność przychodzić do Granger i
grozić jej, nawet gdy ta leżała w szpitalu. Draco bez namysłu wparował do
skrzydła. Szybkim krokiem podszedł do Hermiony i stanął po przeciwnej stronie
łóżka niż Weasley. Zagarnął do siebie zapłakaną dziewczynę, po czym spojrzał
pogardliwie na chłopaka.
— Ty jesteś głuchy, czy aż
tak głupi? Której części nie zrozumiałeś w zdaniu, że masz się do niej nie
zbliżać?
Hermiona odetchnęła z ulgą. W
ramionach Dracona czuła się bezpiecznie i wiedziała, że teraz nic jej już nie
grozi.
— Co z ciebie nagle taki
obrońca szlam, Malfoy? Już żadna cię nie chce?
— Nie obrażaj kogoś, kto jest
o wiele więcej wart od ciebie. Granger jest wartościową i utalentowaną
czarownicą w przeciwieństwie do ciebie, śmieciu. Powiedz mi, jakim trzeba być
sukinsynem, żeby najpierw uderzyć kobietę, a potem nachodzić ją, gdy leży
bezbronna w szpitalu? Jesteś zwykłym zerem, Weasley.
Pogarda w głosie Dracona
wywołała jeszcze większą wściekłość u Rona, przez co zacisnął on mocniej rękę
na nadgarstku Hermiony.
— Ałaa…
— Puść ją w tej chwili.
— Nie będziesz mi rozkazywał!
— Radzę ci, zrób, co mówię,
bo jak nie to porozmawiamy inaczej.
— Przestań mi grozić!
Myślisz, że jesteś ode mnie lepszy?! Ty jesteś zwykłym mordercą, który powinien
gnić w Azkabanie!
Ron puścił rękę Hermiony i
zerwał się z krzesła. Był wściekły, nienawidził, gdy ktoś traktował go z góry,
a to właśnie zawsze robił Malfoy. W dodatku odbił mu ukochaną, to było już dla
niego za dużo.
— Wyjdź stąd i odpieprz się
od Granger, to gwarantuję ci, że nawet nie będę z tobą rozmawiał.
Draco postanowił, że nie da
się sprowokować temu tępakowi. On potrafił panować nad emocjami w
przeciwieństwie do tego idioty.
— Ona jest moja! Rozumiesz,
moja! Nie masz do niej żadnych praw!
— Nie traktuj mnie jak rzecz!
Warknęła Hermiona, ta
sytuacja coraz bardziej ją denerwowała. Jak ktoś, kto najpierw poniża ją i
bije, teraz ma czelność mówić, że ją kocha i rościć sobie do niej jakieś prawa.
— Słyszałeś, wynoś się stąd.
W tym momencie do
pomieszczenia weszła pani Pomfrey.
— Co tu się dzieje?
— Ten idiota zakłóca spokój
chorej, prawda Granger?
Powiedział Draco, uśmiechając
się złośliwie do rudzielca, który zrobił się jeszcze bardziej czerwony.
— Tak.
— Panie Weasley, proszę
natychmiast opuścić skrzydło, panna Granger potrzebuje spokoju.
Ron chcąc nie chcąc, musiał
posłuchać pielęgniarki. Zanim jednak odszedł, warknął do Hermiony tak, aby
starsza kobieta go nie usłyszała.
— To jeszcze nie koniec,
szmato.
Po czym wyszedł. Malfoy zdał
sobie sprawę, że ten człowiek nie tylko jest głupi, ale i niebezpieczny. Wiedział,
że na pewno nie może tu zostawić Granger, bo nie będzie jej w stanie upilnować
przez cały czas.
— Proszę pani, kiedy Hermiona
może wyjść?
— Myślę, że pod koniec
tygodnia wszystko powinno być już w porządku.
— A nie mógłbym jej zabrać
teraz? Mamy prywatne dormitorium, więc będzie miała spokój, a ja dopilnuję, aby
nie ruszała się z łóżka.
— Nie wiem, czy to dobry
pomysł. A jak się pani czuje, panno Granger?
— Wspaniale!
Odpowiedziała z entuzjazmem
Hermiona. O wiele bardziej wolała leżeć w swoim łóżku niż w tym ponurym
miejscu. Poza tym u siebie czułaby się o wiele bezpieczniej niż tutaj.
— Niech będzie. W takim razie
proszę za mną, panie Malfoy, dam panu maści dla panny Granger i wytłumaczę, jak
jest stosować.
Draco poszedł za panią
Pomfrey do jej gabinetu. Po mniej więcej dziesięciu minutach wrócił.
— To jak, idziemy?
— Chyba o czymś zapomniałeś.
— Leki mam w kieszeni, więc
raczej nie.
— Przecież nie będę paradować
po całym zamku w samej bieliźnie.
Fuknęła Hermiona.
Pielęgniarka wyrzuciła jej ubrania, gdyż były całe poszarpane i do niczego się
już nie nadawały.
— Podejrzewam, że męskiej
części by to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie.
Draco uśmiechną się
łobuzersko i zabawnie poruszył brwiami, czym jeszcze bardziej zirytował
Hermionę.
— Malfoy!
— Już dobra, mała, poczekaj
chwilę.
— Nie jestem mała!
— Dla mnie jesteś.
Hermiona nic już nie
powiedziała, tylko pokręciła z politowaniem głową. Draco zaśmiał się krótko, po
czym machną jakby od niechcenia różdżką. Po chwili do jego wystawionej dłoni
przyleciał satynowy szlafrok.
— Chyba żartujesz!
— Granger, nie marudź, tylko
zakładaj to cudeńko. Pamiętaj, że zawsze mogę powiedzieć pani Pomfrey, że
jednak musisz tu zostać.
— Nienawidzę cię.
Draco uśmiechnął się
złośliwie i podał jej szlafrok, po czym skrzyżował ręce na piersi, patrząc
wyczekująco na dziewczynę.
— Mógłbyś się odwrócić?
— Muszę?
Zapytał z nadzieją w głosie.
— Tak!
— Bez nerwów.
Draco niechętnie się
odwrócił, lecz po chwili uśmiech ponownie zagościł na jego twarzy. W stojącym
naprzeciwko niego lustrze miał doskonały widok na Granger. Ta zupełnie
nieświadoma tego, że ją obserwuje, wstała z łóżka. Miała na sobie jedynie
czarną bieliznę, która niewiele zakrywała. Malfoy zlustrował ją od góry do
dołu. Jak na swój wzrost nogi miał szczupłe i długie, choć teraz były owinięte
w bandaże i tak prezentowały się całkiem nieźle. Dość wyraźne wcięcie w talii
również dodawało jej uroku, lecz nie to najbardziej przykuło uwagę chłopaka. Na
jego twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech na widok jędrnych pośladków dziewczyny,
opiętych jednie przez koronkowe figi. Gdy Hermiona założyła już szlafrok,
odwróciła się i w lustrze napotkała wzrok blondyna.
— Ty świnio!
Draco odwrócił się i posłał
jej jeden ze swoich rozbrajających uśmiechów.
— Wybacz, Granger, nie mogłem
się powstrzymać, a swoją drogą to niezłe masz ciałko.
— Zboczeniec!
— Schlebiasz mi.
Draco odszedł do Hermiony,
wziął ją na ręce i skierował się w stronę wyjścia.
— Czy ty myślisz, że ja nie
umiem chodzić?
— Wiesz, że czasami się
zastanawiam.
Za tą uwagę oberwał w pierś,
na co zaśmiał się tylko i ruszył na piąte piętro. Przemierzali korytarze, a
wszystkie spojrzenia skierowane były w ich stronę. Chłopcy pożądliwie zerkali
na półnagą Hermionę, a dziewczyny zabijały ją wzrokiem. Ta zarumieniła się i
wtuliła w tors Dracona tak, że loki zakrywały jej twarz. W końcu dotarli na
miejsce, chłopak podał hasło i przeszedł przez portret, kierując się do
sypialni Granger. Gdy byli już w środku od razu położył ją na łóżku, na którym
siedział już jej pies.
— Demon, stęskniłeś się,
prawda?
Doberman w odpowiedzi
szczeknął radośnie i trącił właścicielką nosem.
— Dobra, Granger, kładź się i
pokaż nogi.
— Co?!
— Spokojnie, muszę cię
posmarować tym czymś.
Hermiona niepewnie położyła
się przed Draconem. Ten odwinął opatrunki, po czym sięgnął po maść. Zaczął ją
delikatnie wcierać w skórę dziewczyny. Dotyk jego chłodnych palców sprawiła jej
dużą przyjemność.
— Połóż się teraz na brzuchu.
Bez słowa wykonała polecenie
Dracona i znowu poczuła jego dłonie na swoim udzie. Nagle zaczęło ją dręczyć
jedno pytanie.
— Malfoy…
— Tak…?
— Czy te rany są głębokie?
— Tak, ale dzięki tej maści
nie zostaną po nich żaden blizny.
Hermiona odwróciła głowę i
spojrzała zaskoczona na Dracona, ten jednak uśmiechnął się tylko i wrócił do
swojego zajęcia.
— Skąd wiedziałeś, że chcę o
to zapytać?
— Może nie znam cię zbyt
długo, ale wystarczająco, aby to wiedzieć.
— Czyli jestem przewidywalna.
— O nie, na pewno nie,
łatwiej przewidzieć pogodę na następny miesiąc niż to, co ty zrobisz. Szczerze
to nigdy nie wiem, co ci przyjdzie do głowy i jak w danej sytuacji się
zachowasz, ale muszę przyznać, że to mi się chyba w tobie podoba najbardziej.
Tu Draco zrobił małą pauzę,
patrzył prosto w oczy Hermiony, na której twarzy pojawił się delikatny
rumieniec, a na ustach uśmiech.
— Dobra, skończyłem, możesz
się położyć normalnie i musisz to wypić.
— Co to?
— Eliksir Słodkiego Snu i
nawet nie próbuj dyskutować, masz to wypić i koniec.
Hermiona bez słowa wypiła
płyn i już po chwili znajdowała się w krainie Morfeusza.
Świetne, czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńSuper. Szybko wstawiaj kolejny. Weny =D
OdpowiedzUsuńPiękny :D Ja chce już następny !! ;)
OdpowiedzUsuńAle się dzieje, kurde, kurde :D
OdpowiedzUsuńA Ron jest podłą świnią, o! Ależ ja go nie lubię.. ughhh,
Draco jest jak zwykle świetny ♥ taki kochany ♥
czekam na nexta i zapraszam do siebie, na 5 rozdział :)
droga-do-milosci.blogspot.com/
To jest super :) jejku chyba przeczytam ten rozdział po raz setny :D Draco bohaterem Hermiony i wgl jak można tak ludzi podglądać ;) śmiaąłm się jak czytałam ten fragment :) Na prawdę świetny rozdział Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPs : Zapraszam do mnie na ron-hermiona-draco-dramione.blogspot.com lub na panstwowesley.blogspot.com
Świetne :) Czekam na next! :) Weny ! :*
OdpowiedzUsuńMam zaszczyt zaprosić na nowy Rozdział 11 „ Trudna rola żony” na bloga: http://pokochac-lotra.blogspot.com ! Życzę przyjemnej lektury.
OdpowiedzUsuńZawsze jak czytam takie opowieści o Draco i Hermionie to płacze. Świetnie piszesz, masz super wyobraźnie i to co piszesz powinno zostać zekranizowane. Życzę weny. I szybko wstawiaj kolejny wpis już nie mogę się doczekać <3 Ola ;3
OdpowiedzUsuńOj uwielbiam twoje opowiadanie (pisałam to już chyba milion razy, ale co tam :D) Kocham, kocham, kocham <33 Draco jest cudownie cudowny...
OdpowiedzUsuńJedyne co mogę zarzucić to literówki, ale mi tam i tak nie przeszkadzają. Dodawaj szybo nowy rozdział. Pozdrawiam i życzę weny.
czarodziejskie-dramione.blogspot.com
Nie zawiodłam się jak zawsze ;D Wspaniały rozdział <3
OdpowiedzUsuńNienawidzę Rona... wrr ;/ Avadą go!! :D
Czekam na kolejny rozdział! ;*
Boskie . Kocham twoje opowiadanie ! Jesteś genialna ale naj naj naj to chyba kocham tego Demona ! ^^ Urocze psisko . No i diabeł śmieszny i Pansy cudna i SMOK ohhh chyba nie muszę nic mówić kociak . Uwielbiam Cię ! I dzięki za informacje o notce,
OdpowiedzUsuńKiedy next ?
OdpowiedzUsuńJak dobrze pójdzie to jeszcze dzisiaj :)
UsuńŚliczne jak zwykle mam wielką nadzieje że z kończy się Happy end 'em
OdpowiedzUsuńPodoba mi się taki opiekuńy Malfoy, aż uśmiech sam się pojawia przy czytaniu ! :D
OdpowiedzUsuńNatomiast Ron, aż szkoda pisać :D
Świetny, cudowny. Ale gnojek z tego Rona.No nic czytam dalej.
OdpowiedzUsuńJ.K.
Piękny rozdział.. Ron.. ta świnia mnie wkurrrr. rza ! :-( ;-/
OdpowiedzUsuńZ tym lustrem - świetna akcja! młaaaa :-3
Bosko jak zawsze!
Draconek chyba zajmie się nienagannie śliczną gryfoneczką ! :-3 <3
A teraz by było idealnie z taką scenerią! 'Hermionka się budzi a u jej boku, głowa Blondasa , ale siedzącego na podłodze, ze słodkim wyrazem twarzy' Albo coś takiego :-3 Ale nic- trza iść dalej :-D
BOSKO, BOSKO, BOSKO !!!!!!!!
CzytelniczkaGreen.
Świetny, Ron grrryy to straszny człowiek, . Draco widać że ślizgon.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki
Skarbie, nie jesteś okropna ! Zrób to dla mnie i innych czarodziejów i zabij Wieprzleja! Oki?... =^.^=
OdpowiedzUsuńNoo była adrenalina w sumie :) Ron mnie coraz bardziej denerwuje..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://saveyourself-kt.blogspot.com
Czytam od wczoraj i jednym słowem SUPER! Długie rozdziały,draco tak słodko się troszczy o Hermionę aww :3 A ron to dupek jak moż na bić kobietę a na dodatek grozić.No zabierając się za dalsze czytanie
OdpowiedzUsuńAle akcja, a Weasley to debil ,kompletne zero.
OdpowiedzUsuńWidzę fragment z "Trzy metry nad niebem"? ☺
OdpowiedzUsuń"Prychnął" nie "prychną", "strużka" nie "stróżka", "nieraz" nie "nie raz", "naprawdę" nie "na prawdę", "nie każe" nie "nie karze", "tylna nie "tylnia", "półolbrzym" razem, "pół godziny" osobno, "czułaby" razem, "machnął" a nie "machną".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Btw, bardzo podoba mi się jak stopniowo pokazujesz pogłębiające się szaleństwo Rona. Ciekawa jestem do czego się jeszcze posunie i jak się to skończy, zwłaszcza, że Hermiona nikomu tego nie zgłosiła, np dyrektorce, a przecież ona od razu wywaliłaby Rona ze szkoły na zbity pysk.