piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 11


Przed nimi stała wściekła Minerwa McGonagall.
— W tej chwili do mojego gabinetu!
Wysyczała, ledwie nad sobą panując i ruszyła na siódme piętro. Draco bez słowa odstawił Hermionę i oboje poszli za dyrektorką. Wiedzieli, że mają poważne kłopoty. Panna Granger przeklinała w myślach Malfoya. Gdyby nie on spałaby już pewnie, a tak czeka ją niezbyt miła pogawędka z byłą nauczycielką Transmutacji. Wiedziała, że nie ujdzie im to na sucho. W końcu dotarli do gabinetu i oboje z Malfoyem zajęli fotele przed biurkiem McGonagall. Na chwilę zapadła cisza, ale była to ta zwiastująca burzę, o czym Prefekci przekonali się, gdy dyrektorka zabrała głos.
— Czy wy kompletnie powariowaliście?! Wałęsanie się nocą po zamku i zakłócanie ciszy nocnej jest absolutnie zakazane, a was było słychać w całej szkole! Czy wy nie wiecie, która jest godzina?! Nie spodziewałam się takiego zachowania po Prefektach Naczelnych, a szczególnie po pani, panno Granger. Zaraz na początku mówiłam wam, że macie być wzorem dla innych uczniów, a wy, co?!
Hermiona zarumieniła się i spuściła głowę. Wolała przyjąć wszystko w spokoju, niż wykłócać się i jeszcze bardziej zdenerwować nauczycielkę.
— Odejmuję obu domom po trzydzieści punktów, a co więcej dostajecie szlaban. Profesor Slughorn potrzebuje tojadu do eliksirów, rośnie on w Zakazanym Lesie i to jest wasze zadanie, znaleźć go. Za trzydzieści minut stawcie się w Sali Wejściowej. Profesor Horacy wszystko wam wyjaśni.
Hermiona zamarła. Równie mocno, jak latania bała się ciemności. Do tej pory pamiętała, jak podczas wyprawy po horkruksy niejednokrotnie musiała pełnić warty w nocy i kiedy jako mała dziewczyna zgubiła się w lesie i spędziła tam całą noc.
— Pani dyrektor, ale…
— Żadnych „ale”, panno Granger. Za pół godziny macie stawić się w Sali Wejściowej, żegnam.
Zakończyła Minerwa, wstając od biurka i dając im tym samym do zrozumienia, że mają bezzwłocznie opuścić jej gabinet. Para prefektów wstała i wyszła, kierując się na piąte piętro. Przez całą drogę nie odzywali się do siebie. Draco wolał milczeć, gdyż wiedział, że Granger jest na niego wściekła. Hermiona rzeczywiście była zła, ale jej strach przytłaczał wszystkie inne emocje. Próbowała sobie wmówić, że nie ma się czego bać, że nic się nie stanie, ale to było bez sensu.
— Czekoladowe żaby.
Draco podał hasło i oboje weszli do środka, po czym każde skierowało się do swojego pokoju. Hermionę przywitało radosne szczekanie Demona. Uśmiechnęła się i pogłaskała pupila.
— No maleńki czeka mnie ciężka noc.
Pies, czując niepokój właścicieli, aby dodać jej otuch, polizał ją po dłoni. Hermiona pochyliła się i wtuliła w ulubieńca siedzącego na łóżku. Po chwili jednak wstała, Musiała się jeszcze przebrać, bo przecież nie będzie ganiać po lesie w koszuli nocnej i szlafroku. Szybko narzuciła na siebie jakieś ubrania i wyszła z pokoju. W salonie czekał już na nią Draco.
— Idziemy?
Hermiona pokiwała tylko głową i ruszyli na szlaban. Po chwili byli już w Sali Wejściowej, gdzie czekał na nich profesor Eliksirów.
— Dobry wieczór, przejdźmy od razu do rzeczy, bo jest późno, a ja chciałbym się jeszcze dzisiaj położyć.
Draco prychną na te słowa pod nosem. Ten grubas miał sobie smacznie spać, a oni będą błąkać się w nocy po lesie za jakimś chwastem.
— Tojad rośnie w ciemnych zakamarkach, ma fioletowe kwiatki, których właśnie potrzebuję. Tylko uważajcie na jego liście, bo są trujące. To chyba tyle, życzę powodzenia.
Profesor przeszedł obok nich i po chwili zniknął w lochach. Para Prefektów natychmiast wyszła ze szkoły, kierując się do Zakazanego Lasu. Wokół panował mrok, co potęgowało strach Hermiony, więc wyciągnęła  różdżkę i szepnęła zaklęcie.
— Lumos.
Z końca magicznego patyka wypłynęła stróżka światła, co dało dziewczynie minimalne poczucie bezpieczeństwa. Szli tak dłuższą chwilę, gdy w końcu dotarli do granicy lasu. Hermiona zawahała się, co zauważył Draco i również się zatrzymał.
— Coś nie tak?
— Nie…
Malfoy spojrzał na nią i już wiedział, że kłamie. W jej czekoladowych oczach bardzo wyraźnie było widać strach.
— Nie umiesz kłamać, Granger, więc lepiej od razu powiedz, o co chodzi.
— Odwal się, Malfoy i chodź lepiej! Nie mam zamiaru spędzić tu całej nocy.
Nie czekając na jego reakcje, weszła do Zakazanego Lasu. Była Gryfonką i dlatego starała się nie okazywać swoich słabości, a już tym bardziej przed Draconem. Szli tak wydeptaną ścieżką, zagłębiając się coraz bardziej w zarośla. Otaczała ich coraz większa ciemność, a jedynym źródłem światła były ich różdżki. Wiatr poruszał drzewami, przez co do uszu Prefektów dochodziły złowieszcze szmery. Hermiona rozglądała się nerwowo na wszystkie strony. Przez cały czas miała wrażenie, że ktoś ich obserwuje, ale gdy spoglądała w danym kierunku, nie widziała niczego podejrzanego. Szli już jakiś czas, szukając tojadu, jednak Draco nie odrywał wzroku od Granger. Pomimo tego, że nie widział jej twarzy, wiedział, że panicznie się boi.
— Czyżby Gryfonka bała się ciemności?
— Oczywiście, że nie!
Odparła gniewnie Hermiona, jednak panika w jej głosie zepsuła cały efekt.
— To dlaczego cała się trzęsiesz?
— Odwal się! Gdyby nie ty w ogóle by nas tu nie było!
— Jakbyś się tak nie darła, to by nas nie złapali.
— Więc teraz to moja wina?! Jesteś żałosny!
— Ja? To ty się boisz ciemności.
Hermiona była wściekła. Nienawidziła, gdy ktoś wytykał jej słabości, a tym bardziej że Malfoy miał rację.
— Odpieprz się!
Warknęła tylko Hermiona, po czym zboczyła ze ścieżki, przedzierając się przez gęste krzaki.
— Gdzie ty idziesz?
Spytał zdziwiony Draco. Nie raz słyszał, że jeśli w tym lesie zboczy się ze ścieżki to już po tobie. Nikt tak naprawdę nie wiedział, co kryje się w tych zaroślach.
— Szukać tego cholernego chwastu i tobie radziłabym to samo.
— Nie mam zamiaru zbaczać z drogi.
— Nikt ci nie każe.
— Granger, wracaj!
— Spieprzaj, Malfoy!
Hermiona była tak wściekła, że nie myślała racjonalnie. Po kilkunastu metrach pożałowała, że odłączyła się od Ślizgona. Otaczały ją nieprzeniknione ciemności, a każdy najmniejszy szelest wywoływał dreszcz na jej plecach, „Spokojnie, znajdę to zielsko i będę mogła stąd wyjść.”. Zaczęła przeczesywać zakamarki w poszukiwaniu tojadu. Nagle strumień światła z jej różdżki natrafił na fioletowe kwiaty, zaledwie kilka kroków od niej. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, podeszła bliżej i nazbierała wystarczająca ilość rośliny. Gdy podniosła głowę, ujrzała coś, co zmroziło jej krew w żyłach. Zaledwie dwa metry przed nią stała ogromna bestia. Jej łeb przypominał głowę lwa z tą różnicą, że był szary. Umięśnione przednie łapy kończyły się długimi i ostrymi pazurami. Tylna część ciała przypominała tułów kozła, ale najgorszy był ogon, który kończył się łbem smoka. Hermiona wiedziała, co to za zwierze i to napawało ją jeszcze większym lękiem. Niejednokrotnie miła okazje oglądać je przy wejściu do gabinetu dyrektora. Była na sto procent pewna, że stoi przed nią najprawdziwsza chimera. Z gardła Hermiony wyrwał się okrzyk przerażenia, na który potwór zareagował od razu. Jednym susem pokonał odległość dzielącą go od dziewczyny, po czym uderzyła ją potężną łapą. Siła ciosu była tak duża, że Hermiona została odrzucona na najbliższe drzewo. Uderzyła o jego pień i upadła na ziemię. Ręka, którą się zasłoniła przed ciosem, pulsowała bólem i była wygięta pod dziwnym kątem, a do tego długie szpony pozostawiły na niej głębokie rany, z których obficie ciekła krew. Hermiona była pewna, że nastał jej koniec. Czytała kiedyś o chimerach i wiedziała, że tylko raz udało się człowiekowi zabić tę bestię. Spojrzała do góry i ujrzała łeb potwora. Jego oczy błyszczały złowieszczo, a z rozwartego pyska wydobywał się charkot. Hermiona spuściła głowę, zamknęła oczy i czekała na śmierć. Nigdy nie myślała, że zginie w taki sposób. Tak wiele przeżyła, pokonała wszystkie przeciwności losu, pomogła nawet uratować świat czarodziei przed groźnym czarnoksiężnikiem, a teraz? Zostanie rozszarpana przez chimerę. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy bezsilności i żalu. Myślała o ludziach, których już nigdy nie zobaczy: o rodzicach, Pansy, Blaise, Ginny, Harrym i Draconie. Malfoy… już nigdy go nie spotka, a ostatnia ich rozmowa skończyła się awanturą. Ta myśl wywołała u niej jeszcze większy żal. Leżała tak załamana, czekając na śmierć.

*****

Draco przemierzał las w poszukiwaniu tojadu. Chciał to jak najszybciej mieć za sobą i wrócić do zamku. Zastanawiał się też, czy dobrze zrobił, puszczając Granger samą. Ten las był niebezpieczny nawet w dzień, a co dopiero w nocy. Z każdym krokiem coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że powinien zawrócić i odnaleźć dziewczynę, gdy nagle usłyszał krzyk, który rozdarł panującą wokół ciszę. Jego serce zabiło mocniej, ten głos na pewno należała do Hermiony. Puścił się biegiem w stronę, z której dobiegł go krzyk, przeklinając się w myślach za to, że ją zostawił. Już po raz drugi dopuścił do sytuacji, w której była zagrożona. Przedzierał się przez zarośla, usiłując za wszelką cenę dosłyszeć jakiekolwiek oznaki życia Hermiony. Nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby ją stracić. Z każdym krokiem narastała w nim panika. W końcu do jego uszy dotarł dźwięk uderzenia, a zaraz po nim syk bólu. Nagle dostrzegł delikatne światło, które musiało wydobywać się z różdżki. Szybko pobiegł w tamtym kierunku. Gdy znalazł się na miejscu, zamarł. Pod drzewem leżała skulona Granger, a nad nią pochylała się ogromna chimera. Draco myślał gorączkowo, co może zrobić. Wiedział, że na tę bestię nie działają żadne zaklęcia. W końcu ujrzał ogromny głaz i postanowił chwycić się ostatniej deski ratunku. Wiedział, że nie jest w stanie zabić potwora, ale zawsze może go oszołomić. Skierował różdżkę na ogromną skałę i wypowiedział w myślach formułkę zaklęcia.
— Wingardium Leviosa.
Skamielina bezszelestnie poderwała się do góry i już po chwili była nad głową potwora. Draco wiedział, że nie zyskają zbyt wiele czasu, ale miał nadzieję, że wystarczająco, aby uciec. Wziął głęboki oddech, po czym cofnął zaklęcie. Kamień opadł na bestie, a ta runęła na ziemię. W tym czasie Draco szybko podbiegł do dziewczyny i złapał ją za rękę.
— Ałaaa!
Hermiona krzyknęła, ponieważ chłopak złapał ją za poharataną i złamaną rękę.
— Przepraszam, chodź szybko, nie mamy za wiele czasu.
Hermiona podała Draconowi drugą dłoń. Ten pomógł jej wstać i puścili się biegiem.
— Musimy uciec poza granicę lasu, ona dalej nie pójdzie.
Zaraz po słowach Hermiony do ich uszu dobiegł przeraźliwy ryk wściekłości, co mogło oznaczać tylko jedno; chimera się przebudziła.
— Szybciej!
Draco przyspieszył bieg, ciągnąc za sobą Granger, która w tym momencie dziękowała Merlinowi za to, że przez całe wakacje, co rano uprawiała jogging. Biegli tak, słysząc za sobą coraz bliższe dudnienie kopyt, gdy nagle Hermiona padła na ziemię, wyjąc z bólu. Bestia dogoniła ich i jednym machnięciem łapy podcięła nogi dziewczynie. Draco myślał, co może zrobić. Do chatki Hagrida było już bardzo blisko. Nagle ujrzał złamany pień. Bez zastanowienia rzucił na niego zaklęcia, a ten uderzył chimerę, odrzucając ją kawałek dalej od Prefektów. Draco podał towarzysze rękę i podciągnął ją do góry
— Granger, wstawaj jeszcze tylko kawałek.
Hermiona z trudem się podniosła  i podążyła za Draconem. Wiedziała, że gdyby nie świadomość, że może umrzeć, nigdy nie byłaby w stanie biec. Jej nogi bolały niemiłosiernie, każdy krok przypomniała wbijanie w nie setek sztyletów. Draco spoglądał na nią przez ramię i przeklinała siebie, że nie może jej pomóc. Gdyby wziął ją na ręce, nie byliby w stanie przedzierać się przez zarośla i spotkałaby ich pewna śmierć.
— Jeszcze tylko kawałek, wytrzymaj.
Przebiegli ostatnie dziesięć metrów i w końcu wydostali się z lasu, tuż obok chatki gajowego. Panna Granger natychmiast osunęła się na ziemie i gdyby nie refleks Dracona upadłaby na nią z łoskotem. Wziął ją na ręce i podbiegł do drzwi chatki. Zaczął w nie walić jedną pięścią, aż w końcu otworzył je Hagrid.
— Cholibka! Kogo tu niesie o… Hermiona, Malfoy! Co wy tu…?! Co się stało?!
— Później, niech pan profesor biegnie do pani dyrektor i powie, że Granger została zaatakowana przez chimerę, która jest w lesie, a ja zaniosę ją do Skrzydła Szpitalnego.
— Już pędzę, cholibka, ale się porobiło!
Półolbrzym popędził w stronę zamku, a zaraz z nim Draco. Granger potrzebowała natychmiastowej pomocy. Była coraz bardziej blada i traciła dużo krwi.
— Draco…
— Nic nie mów, oszczędzaj siły.
— Ale ja chciałam przeprosić.
— Za co?
— Że ci nie uwierzyłam, że na ciebie nawrzeszczałam. Masz rację, boję się ciemności. Kiedy tam leżałam, czekając na śmierć z myślą, że rozstałam się z tobą w gniewie, a już nigdy cię nie zobaczę…
— Już dobrze, to ja powinienem cię przeprosić. Już drugi raz przeze mnie jesteś w niebezpieczeństwie.
Gdy zobaczył, że dziewczyna już otwiera usta, żeby coś powiedzieć, dodał;
— Nic już nie mów, zaraz będziemy na miejscu.
Hermiona zamilkła, wtuliła się w Dracona i po chwili zemdlała. Ten biegł ile sił w nogach. W końcu dotarł do Skrzydła Szpitalnego, kopniakiem otworzył drzwi i jak burza wpadł do środka.
— Pani Pomfery, pani Pomfrey!
— Co tu się dzieje?
Średniego wzrostu kobieta wyszła ze swojej sypialni w błękitnym, flanelowym szlafroku. Gdy ujrzała zakrwawioną dziewczynę, zatkała usta dłońmi.
— Na Merlina, szybko połóż ją na łóżku!
Draco wykonała polecenie. Pielęgniarka natychmiast zaczęła oglądać rany Hermiony.
— Co się jej stało?
— Byliśmy na szlabanie w Zakazanym Lesie i zaatakowała ją chimera.
— Wielkie nieba to cud, że w ogóle żyje! Panie Malfoy, teraz proszę wyjść, muszę się nią zająć.
— Nigdzie nie idę!
— Niech pan zaczeka za drzwiami, zaraz jak skończę, wyjdę do pana.
Malfoy pochylił się nad Hermioną i delikatnie pocałował ją w czoło.
— Trzymaj się, Granger.
Po tych słowach niechętnie opuścił skrzydło. Chodził w kółko pod drzwiami, czekając, aż pani Pomfrey go zawoła. Dalej nie mógł sobie darować tego, że znowu zostawił Granger i wpakował ją w coś takiego. Ostatnio obiecał, że nie pozwoli jej już nigdy więcej skrzywdzić, a teraz, co? Jego ulubiona Gryfonka leży poharatana przez jakąś mitologiczną bestię w Skrzydle Szpitalnym. W końcu po dwudziestu minutach drzwi się otworzyły.
— Panna Granger śpi, więc…
— Obiecuje, że jej nie obudzę. Błagam, niech pani pozwoli mi z nią zostać.
Gdy kobieta zobaczyła błagalny wyraz twarzy Ślizgona, serce jej zmiękło.
— Dobrze, tylko proszę być cicho.
Odsunęła się i wpuściła go do środka. Draco od razu podszedł do łóżka Hermiony. Nadal była blada, ale nie tak jak wcześniej, jej lewa ręka została już opatrzona.
— Straciła sporo krwi, ale jej stan jest stabilny. Poskładałam jej wszystkie kości i opatrzyłam rany. Przyjdę tu za dwie godziny, aby podać jej te eliksiry.
Tu wskazała na kilka buteleczek stojących na szafce nocnej.
— Ja to mogę zrobić, nie zamierzam się stąd ruszać.
— Skoro tak to niech będzie.
Kobieta odwróciła się i poszła do swojej sypialni, gdy znajdowała się już w drzwiach, zatrzymał ją głos Dracona.
— Pani Pomfrey, dziękuję za wszystko.
— Nie ma za co kochany, tylko dbaj o nią.
Po tych słowach zniknęła. Draco usiadł na krześle obok łóżka Granger i ujął jej dłoń w swoje.
— Będę.
Siedział tak, gładząc delikatnie kciukami skórę Hermiony. Wyglądała tak niewinni i była taka bezbronna. Nie mógł zrozumieć, jak takiej kruszynie może dziać się tyle złych rzeczy. Każda krzywda wyrządzone tej drobnej dziewczynie to dla niego jak ukłucie sztyletem prosto w serce. Musiał przyznać sam przed sobą, że bardzo zżył się z tą irytującą Gryfonką. Nie mógł patrzeć na jej cierpienie, podczas gdy sam pozostawał bezsilny i nie potrafił jej pomóc. Przez cały czas miał też wyrzuty sumienie z powodu, że sam ją kiedyś krzywdził i niejednokrotnie doprowadzał do łez. Dlatego też był jej tak wdzięczny, że wybaczyła mu to wszystko i dała czystą kartę. Trwał tak, wpatrując się w dziewczynę, gdy nagle drzwi otworzyły się, a w nich stanęła Minerwa McGonagall w towarzystwie jakiegoś mężczyzny.
— Panie Malfoy, zapraszam do mojego gabinetu.
— Czy mogłaby pani mówić ciszej? Granger śpi, a pani Pomfrey mówiła, żeby jej nie budzić.
Dyrektorka popatrzyła z niedowierzaniem na chłopaka. Każdy w szkole wiedział, że para Prefektów była odwiecznymi wrogami. Owszem widziała, że ostatnio normalnie rozmawiali, ale nadal był to dla niej szok.
— W każdym razie zapraszam do siebie.
— Przykro mi, ale nie zamierzam nigdzie iść, nie mogę jej zostawić.
— Panie Malfoy…
— Czy nie możemy porozmawiać przed drzwiami, bardzo proszę.
Kobieta westchnęła zrezygnowana, ale się zgodziła. Draco wyszedł za nią i jej towarzyszem, po czym zamknął drzwi.
— Panie Malfoy, to jest Rafael Krans, szef Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, ma do pana kilka pytań.
— Witaj chłopcze, przejdźmy od razu do rzeczy, w której części lasu widzieliście ową chimerę?
— Po prawie dwudziestu minutach marszu główną ścieżka Granger skręciła w lewo i tam została zaatakowana, ale ta bestia goniła nas do granicy lasu, więc nie wiem, gdzie teraz może być.
— Ile miała wzrostu?
— Nie wiem.
— Spróbuj sobie przypomnieć, chłopcze.
Dracona coraz bardziej denerwował starszy mężczyzna. Chciał teraz siedzieć przy Hermionie, a nie odpowiadać na jakieś bezsensowne pytania.
— Przepraszam pana bardzo, ale byłem zbyt zajęty ratowaniem życia mojej koleżanki, żeby zwracać uwagę, jak wygląda ta chimera.
— Doskonale cię rozumiem, ale gdybyś powiedział coś więcej, łatwiej by nam było ją schwytać.
— Powiedziałem już wszystko, co pamiętam, a teraz przepraszam, muszę podać Granger eliksiry. Żegnam.
Malfoy odwrócił się i wszedł do skrzydła, zamykając za sobą drzwi. Hermiona nadal spała. Draco wziął pierwszą butelkę z eliksirem. Nie chcąc obudzić Gryfonki, delikatnie rozchwiał jej usta i wlał w nie powoli lek. To samo uczynił z pozostałymi fiolkami. Ponownie usiadł na krześle i ujął dłoń dziewczyny w swoje. Był już bardzo zmęczony, więc położył głowę obok jej poduszki i nawet nie wiedział, kiedy zasnął.

*****

Draco spał przy łóżku Granger w niezbyt wygodniej pozycji. Spędził tu całą noc. Nagle poczuł, że ktoś niezwykle delikatnie przeczesuje jego włosy. Uchylił powieki i podniósł głowę, napotykając uśmiechniętą twarz Hermiony, która widząc, że już nie śpi, odezwała się.
— Dzień dobry.
— Dzień dobry, długo nie śpisz?
— Jakieś półgodziny.
— Czemu mnie nie obudziłaś?
— Nie miałam sumienia, tak słodko spałeś.
Hermiona posłała mu uroczy uśmiech. Rozczuliło ją to, że Malfoy spędził tu całą noc. Złość na niego sprzed kilkunastu godziny wyparowała. Miała dziwne wrażenie, że on jej nie okłamuje i, że jest dla niego ważna. Tym bardziej że ten zimny i egoistyczny arystokrata, zawsze myślący tylko o sobie, nie dość, że uratował jej życie, to jeszcze czuwał przy jej łóżku.
— Lepiej powiedz, jak się czujesz?
— Dobrze, pani Pomfrey jak zwykle spisała się na medal. Mam nadzieję, że wypuści mnie jak najszybciej. Nie chcę narobić sobie zaległości.
— Granger, o mało nie zginęłaś, a ty się martwisz o lekcje?
— No, ale dzięki tobie jednak żyje.
Malfoy trochę się zmieszał. On miał wyrzuty sumienia, że zostawił ją samą i przez niego była w niebezpieczeństwie, a ona mówi, że zawdzięcza mu życie.
— To moja wina, nie powinienem cię zostawiać. Doskonale wiedziałem, jak to się może skończyć.
— Czy ty możesz się przestać o wszystko obwiniać? Miałam kłopoty nie przez ciebie, ale przez swoją cholerną dumę.
— Ale…
Jednak nie dokończył, gdyż do Skrzydła Szpitalnego wpadli Blaise i Pansy.
— Na Salazara, Hermiona! Jak się czujesz?! Wszystko w porządku?
Pansy podbiegła do przyjaciółki i mocna ją uścisnęła, a zaraz po niej Blaise.
— W porządku, ale skąd wiecie, że tu jestem?
— Cała szkoła już gada tylko o tym, że zaatakowało cię stado jakiś krwiożerczych bestii w Zakazanym Lesie i o mało nie zginęłaś.
— Cudownie, nie dość, że wszyscy już wszystko wiedzą to jeszcze to wyolbrzymiają!
— Jak to w Hogwarcie, tu się nic przed nikim nie ukryje.
Odezwał się Zabini, na co wszyscy zaśmiali się krótko. Siedzieli i rozmawiali tak chwilę, po czym znowu odezwał się Blaise.
— My się będziemy już zbierać, wpadniemy jeszcze po śniadaniu. Draco, idziesz z nami?
— Nie, zostaję.
— Idź, siedziałeś tu całą noc, ja sobie poradzę.
— Niech będzie, ale wrócę tu.
Draco pocałował Hermionę w czoło i wyszedł za dwójką przyjaciół.
— Stary, powiedz nam, co się stało, bo jak mniemam połowa tego, co ludzie mówią to bzdury.
Draco opowiedział im wszystko w skrócie, a oni słuchali go z oczami wielkości galeonów, gdy skończył, odezwał się Blaise.
— Nasza Gryfoneczka zawsze musi się wpakować w jakieś kłopoty. Jak nie zgraja napalonych facetów to znowu mitologiczna bestia.
Doszli już do Wielkiej Sali, gdy Draco usłyszał, że ktoś go woła.
— Malfoy!
Odwrócił się, ku niemu biegł zdyszany Harry wraz z Ginny.
— O Potter, stęskniłeś się?
— Daj spokój, powiedz mi lepiej, co z Hermioną?
Harry był bardzo zdenerwowany. Gdy tylko usłyszał o wypadku przyjaciółki, od razu postanowił pogadać z Ślizgonem, gdyż słyszał, że właśnie on z nią był i uratował jej życie.
— Jest w Skrzydle Szpitalnym, czuje się już całkiem dobrze, pije eliksiry, więc niedługo powinna dojść do siebie.
Harry’emu kamień spadł z serca, tak strasznie się o nią martwił. Szczególnie że ostatnio niewiele czasu spędzali razem i bał się, że już tego nie nadrobią.
— Dziękuję ci.
— Za co?
Draco był zdziwiony zachowaniem Pottera. Co prawda po wojnie zakopali topór wojenny, ale bez przesady.
— Że jesteś przy Hermionie.
Powiedział Harry i wszedł z Ginny do sali, a zaraz za nimi trójka Ślizgonów.

*****

Hermiona właśnie jadła śniadanie przyniesione jej przez jednego ze skrzatów, gdy nagle drzwi do skrzydła otworzyły się, a przez nie wszedł Ron Weasley. Panna Granger momentalnie zbladła, Jej ostatnie spotkanie z rudzielcem nie należało do przyjemnych. Odłożyła tacę z jedzeniem i ze strachem patrzyła, jak jej były przyjaciel zmierza w jej kierunku. Podszedł do niej i próbował pocałować w policzek, ale ta szybko się cofnęła.
— Czego chcesz?
— Może trochę grzeczniej, przyszedłem cię odwiedzić. Nie cieszysz się, że mnie widzisz?
Hermiona z sekundy na sekundę bała się coraz bardziej. Na twarzy Weasleya widniał złowieszczy uśmiech szaleńcu, a on sam wyglądał, jakby był obłąkany.
— Wyjdź stąd!
— O nie, tak dobrze to nie ma, nie po to tu przyszedłem.
Mówiąc to, Ron wsunął rękę pod kołdrę i położył ją na kolanie dziewczyny. Hermiona usiłowała strącić jego dłoń, ale ten złapał ją za przedramię i boleśnie ścisnął. Poczuła silny ból, pielęgniarka poskładała jej rękę, lecz nadal była obolała.
— Ron, to boli, zostaw mnie!
— To ma boleć, masz cierpieć tak samo, jak ja, gdy mnie zostawiłaś dla tego bogatego gnojka!
— My nigdy nie byliśmy razem. Czy ty nie możesz zrozumieć, że nic do ciebie nie czuję?!
— Zamknij się!
Łzy napłynęło do oczu panny Granger, a po chwili zaczęły spływać po policzkach. Modliła się, aby ktoś tu teraz przyszedł.
— Daj mi spokój, proszę…
— Obiecałem ci dziwko, że gorzko tego pożałujesz, a ja zawsze dotrzymuję słowa.

*****

Draco siedział na śniadaniu, ale nie był w stanie nic przełknąć. Odczuwał dziwny niepokój. Nie wiedział, czym był spowodowany, ale z sekundy na sekundę rósł. Odruchowo przeczesał wzrokiem stół Gryffindoru i nigdzie nie zauważył Weasleya, co mu się nie spodobało. Każdy wiedział, że rudzielec to żarłok i za nic w świecie nie opuściłby posiłku bez powodu. Jego myśli z prędkością światła popędziły do Hermiony. Wiedział, że to bez sensu, ale musiał do niej iść i to w tej chwili. Szybko wstał od stołu, nie zwracając na nic uwagi.
— A ty dokąd? Dopiero przyszliśmy.
Zapytał Blaise, patrząc podejrzliwie na przyjaciela.
— Muszę coś sprawdzić.
Draco pospiesznym krokiem opuścił salę. Szybko pokonał drogę dzielącą go od Skrzydła Szpitalnego. Zatrzymał się przed drzwiami i już wiedział, że jego obawy były słuszne, gdyż usłyszał głos znienawidzonego rudzielca.
— Obiecałem ci dziwko, że gorzko tego pożałujesz, a ja zawsze dotrzymuję słowa.
Krew w Draconie niebezpiecznie zawrzała. Ten śmieć miał czelność przychodzić do Granger i grozić jej, nawet gdy ta leżała w szpitalu. Draco bez namysłu wparował do skrzydła. Szybkim krokiem podszedł do Hermiony i stanął po przeciwnej stronie łóżka niż Weasley. Zagarnął do siebie zapłakaną dziewczynę, po czym spojrzał pogardliwie na chłopaka.
— Ty jesteś głuchy, czy aż tak głupi? Której części nie zrozumiałeś w zdaniu, że masz się do niej nie zbliżać?
Hermiona odetchnęła z ulgą. W ramionach Dracona czuła się bezpiecznie i wiedziała, że teraz nic jej już nie grozi.
— Co z ciebie nagle taki obrońca szlam, Malfoy? Już żadna cię nie chce?
— Nie obrażaj kogoś, kto jest o wiele więcej wart od ciebie. Granger jest wartościową i utalentowaną czarownicą w przeciwieństwie do ciebie, śmieciu. Powiedz mi, jakim trzeba być sukinsynem, żeby najpierw uderzyć kobietę, a potem nachodzić ją, gdy leży bezbronna w szpitalu? Jesteś zwykłym zerem, Weasley.
Pogarda w głosie Dracona wywołała jeszcze większą wściekłość u Rona, przez co zacisnął on mocniej rękę na nadgarstku Hermiony.
— Ałaa…
— Puść ją w tej chwili.
— Nie będziesz mi rozkazywał!
— Radzę ci, zrób, co mówię, bo jak nie to porozmawiamy inaczej.
— Przestań mi grozić! Myślisz, że jesteś ode mnie lepszy?! Ty jesteś zwykłym mordercą, który powinien gnić w Azkabanie!
Ron puścił rękę Hermiony i zerwał się z krzesła. Był wściekły, nienawidził, gdy ktoś traktował go z góry, a to właśnie zawsze robił Malfoy. W dodatku odbił mu ukochaną, to było już dla niego za dużo.
— Wyjdź stąd i odpieprz się od Granger, to gwarantuję ci, że nawet nie będę z tobą rozmawiał.
Draco postanowił, że nie da się sprowokować temu tępakowi. On potrafił panować nad emocjami w przeciwieństwie do tego idioty.
— Ona jest moja! Rozumiesz, moja! Nie masz do niej żadnych praw!
— Nie traktuj mnie jak rzecz!
Warknęła Hermiona, ta sytuacja coraz bardziej ją denerwowała. Jak ktoś, kto najpierw poniża ją i bije, teraz ma czelność mówić, że ją kocha i rościć sobie do niej jakieś prawa.
— Słyszałeś, wynoś się stąd.
W tym momencie do pomieszczenia weszła pani Pomfrey.
— Co tu się dzieje?
— Ten idiota zakłóca spokój chorej, prawda Granger?
Powiedział Draco, uśmiechając się złośliwie do rudzielca, który zrobił się jeszcze bardziej czerwony.
— Tak.
— Panie Weasley, proszę natychmiast opuścić skrzydło, panna Granger potrzebuje spokoju.
Ron chcąc nie chcąc, musiał posłuchać pielęgniarki. Zanim jednak odszedł, warknął do Hermiony tak, aby starsza kobieta go nie usłyszała.
— To jeszcze nie koniec, szmato.
Po czym wyszedł. Malfoy zdał sobie sprawę, że ten człowiek nie tylko jest głupi, ale i niebezpieczny. Wiedział, że na pewno nie może tu zostawić Granger, bo nie będzie jej w stanie upilnować przez cały czas.
— Proszę pani, kiedy Hermiona może wyjść?
— Myślę, że pod koniec tygodnia wszystko powinno być już w porządku.
— A nie mógłbym jej zabrać teraz? Mamy prywatne dormitorium, więc będzie miała spokój, a ja dopilnuję, aby nie ruszała się z łóżka.
— Nie wiem, czy to dobry pomysł. A jak się pani czuje, panno Granger?
— Wspaniale!
Odpowiedziała z entuzjazmem Hermiona. O wiele bardziej wolała leżeć w swoim łóżku niż w tym ponurym miejscu. Poza tym u siebie czułaby się o wiele bezpieczniej niż tutaj.
— Niech będzie. W takim razie proszę za mną, panie Malfoy, dam panu maści dla panny Granger i wytłumaczę, jak jest stosować.
Draco poszedł za panią Pomfrey do jej gabinetu. Po mniej więcej dziesięciu minutach wrócił.
— To jak, idziemy?
— Chyba o czymś zapomniałeś.
— Leki mam w kieszeni, więc raczej nie.
— Przecież nie będę paradować po całym zamku w samej bieliźnie.
Fuknęła Hermiona. Pielęgniarka wyrzuciła jej ubrania, gdyż były całe poszarpane i do niczego się już nie nadawały.
— Podejrzewam, że męskiej części by to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie.
Draco uśmiechną się łobuzersko i zabawnie poruszył brwiami, czym jeszcze bardziej zirytował Hermionę.
— Malfoy!
— Już dobra, mała, poczekaj chwilę.
— Nie jestem mała!
— Dla mnie jesteś.
Hermiona nic już nie powiedziała, tylko pokręciła z politowaniem głową. Draco zaśmiał się krótko, po czym machną jakby od niechcenia różdżką. Po chwili do jego wystawionej dłoni przyleciał satynowy szlafrok.
— Chyba żartujesz!
— Granger, nie marudź, tylko zakładaj to cudeńko. Pamiętaj, że zawsze mogę powiedzieć pani Pomfrey, że jednak musisz tu zostać.
— Nienawidzę cię.
Draco uśmiechnął się złośliwie i podał jej szlafrok, po czym skrzyżował ręce na piersi, patrząc wyczekująco na dziewczynę.
— Mógłbyś się odwrócić?
— Muszę?
Zapytał z nadzieją w głosie.
— Tak!
— Bez nerwów.
Draco niechętnie się odwrócił, lecz po chwili uśmiech ponownie zagościł na jego twarzy. W stojącym naprzeciwko niego lustrze miał doskonały widok na Granger. Ta zupełnie nieświadoma tego, że ją obserwuje, wstała z łóżka. Miała na sobie jedynie czarną bieliznę, która niewiele zakrywała. Malfoy zlustrował ją od góry do dołu. Jak na swój wzrost nogi miał szczupłe i długie, choć teraz były owinięte w bandaże i tak prezentowały się całkiem nieźle. Dość wyraźne wcięcie w talii również dodawało jej uroku, lecz nie to najbardziej przykuło uwagę chłopaka. Na jego twarzy pojawił się jeszcze szerszy uśmiech na widok jędrnych pośladków dziewczyny, opiętych jednie przez koronkowe figi. Gdy Hermiona założyła już szlafrok, odwróciła się i w lustrze napotkała wzrok blondyna.
— Ty świnio!
Draco odwrócił się i posłał jej jeden ze swoich rozbrajających uśmiechów.
— Wybacz, Granger, nie mogłem się powstrzymać, a swoją drogą to niezłe masz ciałko.
— Zboczeniec!
— Schlebiasz mi.
Draco odszedł do Hermiony, wziął ją na ręce i skierował się w stronę wyjścia.
— Czy ty myślisz, że ja nie umiem chodzić?
— Wiesz, że czasami się zastanawiam.
Za tą uwagę oberwał w pierś, na co zaśmiał się tylko i ruszył na piąte piętro. Przemierzali korytarze, a wszystkie spojrzenia skierowane były w ich stronę. Chłopcy pożądliwie zerkali na półnagą Hermionę, a dziewczyny zabijały ją wzrokiem. Ta zarumieniła się i wtuliła w tors Dracona tak, że loki zakrywały jej twarz. W końcu dotarli na miejsce, chłopak podał hasło i przeszedł przez portret, kierując się do sypialni Granger. Gdy byli już w środku od razu położył ją na łóżku, na którym siedział już jej pies.
— Demon, stęskniłeś się, prawda?
Doberman w odpowiedzi szczeknął radośnie i trącił właścicielką nosem.
— Dobra, Granger, kładź się i pokaż nogi.
— Co?!
— Spokojnie, muszę cię posmarować tym czymś.
Hermiona niepewnie położyła się przed Draconem. Ten odwinął opatrunki, po czym sięgnął po maść. Zaczął ją delikatnie wcierać w skórę dziewczyny. Dotyk jego chłodnych palców sprawiła jej dużą przyjemność.
— Połóż się teraz na brzuchu.
Bez słowa wykonała polecenie Dracona i znowu poczuła jego dłonie na swoim udzie. Nagle zaczęło ją dręczyć jedno pytanie.
— Malfoy…
— Tak…?
— Czy te rany są głębokie?
— Tak, ale dzięki tej maści nie zostaną po nich żaden blizny.
Hermiona odwróciła głowę i spojrzała zaskoczona na Dracona, ten jednak uśmiechnął się tylko i wrócił do swojego zajęcia.
— Skąd wiedziałeś, że chcę o to zapytać?
— Może nie znam cię zbyt długo, ale wystarczająco, aby to wiedzieć.
— Czyli jestem przewidywalna.
— O nie, na pewno nie, łatwiej przewidzieć pogodę na następny miesiąc niż to, co ty zrobisz. Szczerze to nigdy nie wiem, co ci przyjdzie do głowy i jak w danej sytuacji się zachowasz, ale muszę przyznać, że to mi się chyba w tobie podoba najbardziej.
Tu Draco zrobił małą pauzę, patrzył prosto w oczy Hermiony, na której twarzy pojawił się delikatny rumieniec, a na ustach uśmiech.
— Dobra, skończyłem, możesz się położyć normalnie i musisz to wypić.
— Co to?
— Eliksir Słodkiego Snu i nawet nie próbuj dyskutować, masz to wypić i koniec.
Hermiona bez słowa wypiła płyn i już po chwili znajdowała się w krainie Morfeusza.

24 komentarze:

  1. Świetne, czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Szybko wstawiaj kolejny. Weny =D

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny :D Ja chce już następny !! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale się dzieje, kurde, kurde :D
    A Ron jest podłą świnią, o! Ależ ja go nie lubię.. ughhh,
    Draco jest jak zwykle świetny ♥ taki kochany ♥
    czekam na nexta i zapraszam do siebie, na 5 rozdział :)
    droga-do-milosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest super :) jejku chyba przeczytam ten rozdział po raz setny :D Draco bohaterem Hermiony i wgl jak można tak ludzi podglądać ;) śmiaąłm się jak czytałam ten fragment :) Na prawdę świetny rozdział Pozdrawiam :)




    Ps : Zapraszam do mnie na ron-hermiona-draco-dramione.blogspot.com lub na panstwowesley.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne :) Czekam na next! :) Weny ! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam zaszczyt zaprosić na nowy Rozdział 11 „ Trudna rola żony” na bloga: http://pokochac-lotra.blogspot.com ! Życzę przyjemnej lektury.

    OdpowiedzUsuń
  8. Zawsze jak czytam takie opowieści o Draco i Hermionie to płacze. Świetnie piszesz, masz super wyobraźnie i to co piszesz powinno zostać zekranizowane. Życzę weny. I szybko wstawiaj kolejny wpis już nie mogę się doczekać <3 Ola ;3

    OdpowiedzUsuń
  9. Oj uwielbiam twoje opowiadanie (pisałam to już chyba milion razy, ale co tam :D) Kocham, kocham, kocham <33 Draco jest cudownie cudowny...
    Jedyne co mogę zarzucić to literówki, ale mi tam i tak nie przeszkadzają. Dodawaj szybo nowy rozdział. Pozdrawiam i życzę weny.
    czarodziejskie-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie zawiodłam się jak zawsze ;D Wspaniały rozdział <3
    Nienawidzę Rona... wrr ;/ Avadą go!! :D
    Czekam na kolejny rozdział! ;*

    OdpowiedzUsuń
  11. Boskie . Kocham twoje opowiadanie ! Jesteś genialna ale naj naj naj to chyba kocham tego Demona ! ^^ Urocze psisko . No i diabeł śmieszny i Pansy cudna i SMOK ohhh chyba nie muszę nic mówić kociak . Uwielbiam Cię ! I dzięki za informacje o notce,

    OdpowiedzUsuń
  12. Śliczne jak zwykle mam wielką nadzieje że z kończy się Happy end 'em

    OdpowiedzUsuń
  13. Podoba mi się taki opiekuńy Malfoy, aż uśmiech sam się pojawia przy czytaniu ! :D
    Natomiast Ron, aż szkoda pisać :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny, cudowny. Ale gnojek z tego Rona.No nic czytam dalej.

    J.K.

    OdpowiedzUsuń
  15. Piękny rozdział.. Ron.. ta świnia mnie wkurrrr. rza ! :-( ;-/
    Z tym lustrem - świetna akcja! młaaaa :-3
    Bosko jak zawsze!
    Draconek chyba zajmie się nienagannie śliczną gryfoneczką ! :-3 <3
    A teraz by było idealnie z taką scenerią! 'Hermionka się budzi a u jej boku, głowa Blondasa , ale siedzącego na podłodze, ze słodkim wyrazem twarzy' Albo coś takiego :-3 Ale nic- trza iść dalej :-D
    BOSKO, BOSKO, BOSKO !!!!!!!!
    CzytelniczkaGreen.

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetny, Ron grrryy to straszny człowiek, . Draco widać że ślizgon.
    Pozdrawiam,
    Tsuki

    OdpowiedzUsuń
  17. Skarbie, nie jesteś okropna ! Zrób to dla mnie i innych czarodziejów i zabij Wieprzleja! Oki?... =^.^=

    OdpowiedzUsuń
  18. Noo była adrenalina w sumie :) Ron mnie coraz bardziej denerwuje..
    Pozdrawiam,
    http://saveyourself-kt.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Czytam od wczoraj i jednym słowem SUPER! Długie rozdziały,draco tak słodko się troszczy o Hermionę aww :3 A ron to dupek jak moż na bić kobietę a na dodatek grozić.No zabierając się za dalsze czytanie

    OdpowiedzUsuń
  20. Ale akcja, a Weasley to debil ,kompletne zero.

    OdpowiedzUsuń
  21. Widzę fragment z "Trzy metry nad niebem"? ☺

    OdpowiedzUsuń
  22. "Prychnął" nie "prychną", "strużka" nie "stróżka", "nieraz" nie "nie raz", "naprawdę" nie "na prawdę", "nie każe" nie "nie karze", "tylna nie "tylnia", "półolbrzym" razem, "pół godziny" osobno, "czułaby" razem, "machnął" a nie "machną".
    Pozdrawiam :)
    Btw, bardzo podoba mi się jak stopniowo pokazujesz pogłębiające się szaleństwo Rona. Ciekawa jestem do czego się jeszcze posunie i jak się to skończy, zwłaszcza, że Hermiona nikomu tego nie zgłosiła, np dyrektorce, a przecież ona od razu wywaliłaby Rona ze szkoły na zbity pysk.

    OdpowiedzUsuń