Panna Granger zaraz po
śniadaniu udała się do biblioteki, aby w spokoju napisać list do rodziców. Gdy
skończyła, w wyśmienitym humorze ruszyła do Sowiarni. Po kilku minutach była
już na miejscu, przywołała do siebie jedną ze szkolnych sów i podała jej list.
Ptak uszczypnął ją pieszczotliwe w palec, po czym wzniósł się w niebo. Hermiona
przyglądała się, jak sowa powoli znika za Zakazanym Lasem. Nagle usłyszała za
sobą tak dobrze znany jej głos.
— Witaj, Hermiono.
Panna Granger odwróciła
się gwałtownie i cofnęła o krok. Przed nią stał Ronald Weasley. Po jej plecach
przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Bała się, co jej przyjaciel może zrobić, ale
postanowiła, że nie da tego po sobie poznać.
— Jeśli chcesz znowu
prawić mi kazania, to daruj, ale się spieszę.
Już chciała wyjść, ale
chłopak zatrzasną drzwi i zatarasował jej drogę ucieczki.
— Nie, musimy
porozmawiać.
Hermiona postanowiła nie
wykłócać się z nim, woląc go nie denerwować.
— Niech będzie, o co
chodzi?
— Musisz się przestać
spotykać z Malfoyem.
Widząc, że Hermiona chce
coś powiedzieć, warknął, tracąc powoli panowanie nad sobą.
— Nie przerywaj mi! Czy
ty nie widzisz, że on niszczy to, co jest między nami?!
— Ron, o czym ty mówisz?
Hermiona była zdziwiona
i coraz bardziej przerażona. Na twarzy rudzielca malował się obłęd, a ona nie
miała, dokąd uciec.
— O naszej miłości! On
wszystko niszczy, zanim się pojawił, w naszym życiu wszystko szło dobrze!
— Ja-jakiej miłości?
— Hermiono, przestań
udawać. Oboje doskonale wiem, że się kochamy, możesz w końcu się do tego
przyznać.
— Kocham cię, Ron, ale
jak brata i nic poz…
Nie dokończyła, ponieważ
chłopak, przyciągną ją do siebie. Jedną ręką objął ją w pasie, a drugą wplótł
we włosy, po czym brutalnie wpił się w jej usta. Hermiona próbowała się wyrwać,
ale jej starania były bezskuteczne, Ron był zbyt silny. Po chwili jednak
chwyciła się ostatniej deski ratunku, kopnęła Weasleya z całej siły w krocze. W
efekcie ten poluźnił uścisk, co natychmiast wykorzystała, cofając się kilka
kroków.
— Nigdy więcej tego nie
rób! Nie kocham cię, zrozum!
— Więc to tak?! Wolisz
tego dupka ode mnie?! Co on ma, czego ja nie mam?! No, chyba że jesteś na tyle
płytka, że lecisz na jego kasę!
— Zrozum, to nie ma nic
wspólnego z Malfoyem. Ja cię po prostu nie kocham!
— Kłamiesz! On cię
omotał!
— Ron, przestań i wypuść
mnie stąd natychmiast!
Hermiona miała już łzy w
oczach. Nie wiedziała, co może się za chwilę stać. Jedyne, czego pragnęła to
uciec jak najdalej.
— Co, aż tak ci się do
niego spieszy?! Zachowujesz się jak zwykła dziwka!
— Nie masz prawa tak o
mnie mówić! Nie jestem żadną dziwką!
— Taa i może mi jeszcze
powiesz, że Malfoy zainteresował się tobą tak po prostu?! Przyznaj, że się z
nim przespałaś!
— O czym ty mówisz?! Jesteś
nienormalny! I wiesz, co ci powiem, masz rację wolę Dracona od ciebie!
Wykrzyczała mu to prosto
w twarz. Tego było już dla rudzielca za dużo. Uniósł rękę i uderzył Hermionę
prosto w nos. Dziewczyna pod wpływam ciosu upadła na podłogę. Z jej nos obficie
ciekła krew, a z oczu łzy bólu i żalu. Weasley podszedł do niej, pochylił się i
wysyczał tuż nad uchem.
— Gorzko tego pożałujesz,
dziwko.
Po tych słowach wyszedł,
trzaskając drzwiami. Hermiona leżała na podłodze, nie mogąc uwierzyć w to, co
się stało. Po chwili jednak zerwała się na równe nogi i ruszyła biegiem na
piąte piętro. Przez cały czas przed oczami miał twarz Rona. Nie mogła zrozumieć,
dlaczego aż tak się zmienił. Znała go od prawie ośmiu lat, uważała za
przyjaciela. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek dała mu do zrozumienia, że
kiedyś mogliby być razem, ale nie mogła sobie przypomnieć takiej sytuacji.
Owszem byli blisko, ale tak samo, jak z Harrym, obu chłopaków traktowała, jak
braci. W trójkę przeżyli wiele przygód, nie raz otarli się o śmierć, a teraz on
traktuje ją, jak pierwszą lepszą dziwkę. Po jej policzkach spływały strumienie
łez, mieszających się z krwią cieknącą z nosa. Chciała o wszystkim zapomnieć,
ale nie mogła, nie była w stanie, to zbyt bolało.
*****
Draco leżał na kanapie,
wpatrując się w ogień, gdy nagle usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Podniósł
się i jego oczom ukazała się Hermiona.
— O Granger, gdzie tak…
Ale nie dokończył, gdyż
dziewczyna kompletnie go ignorując, pobiegała do swojego pokoju, zatrzaskując
za sobą drzwi. Draco wstał i natychmiast skierował się w stronę jej sypialni,
po dwóch krokach jednak się zatrzymał. Na podłodze widniało kilka kropel krwi.
Draco przestraszył się nie na żarty. Szybko podszedł pod odpowiednie drzwi, po
czym zapukał, ale nikt nie odpowiadał, słychać było tylko stłumiony szloch.
— Granger, mogę wejść?
Znowu cisza, Draco nie
wahał się już, tylko wszedł do środka. Zastał tam Hermionę siedzącą na łóżku.
Ręce miała zaplecione wokół zgiętych kolan, w których ukryła twarz. Podszedł
bliżej, po czym usiadał na materacu tuż obok niej.
— Co się stało?
Cisza.
— Granger, odezwij się.
Jedyną reakcją był to,
że Hermiona zaczęła jeszcze głośniej płakać. Draco przysunął się jeszcze bliżej
i objął ją ramieniem, ta zaś od razu wtuliła się w niego, niczym małe dziecko.
Potrzebowała teraz bliskości i bezpieczeństwa. Siedzieli tak przez dobre dwadzieścia
minut, Draco przez cały czas gładził ją po plecach. W końcu trochę się
uspokoiła. Malfoy uniósł jej twarz, aby spojrzeć jej w oczy i się przeraził.
Miała cały siny i zapuchnięty nos, a do tego wszędzie było pełno krwi.
— Na Salazara, co ci się
stało?!
— B-bo ja p-poszłam do
Sowiarni, ch-chciałam wysłać li-lista do rodziców i-i on tam byłł.
Znowu się rozpłakała,
lecz tym razem Malfoyowi udało się ją szybciej uspokoić.
— Kto tam był?
— R-ron.
— To on ci to zrobił?!
Hermiona pokiwała tylko
głową, a po jej policzku spływało coraz więcej łez.
— Zabiję tego śmiecia!
Dracona ogarnęła furia i
chęć mordu. Już chciał wstać i od razu zabić rudzielca, ale powstrzymała go
ręka Hermiony.
— Draco, proszę, zostań
ze mną.
— Dobrze, spokojnie nie
dam cię więcej nikomu skrzywdzić, obiecuję. Powinnaś iść do pani Pomfrey.
— Nie, ja nie chcę.
Hermiona nie zamierzała stąd
wychodzić, a tym bardziej tłumaczyć komukolwiek, co się stało.
— To pokaż mi chociaż
ten nos.
Draco ujął jej podbródek
i podniósł do góry, aby dokładnie obejrzeć jej twarz.
— Złamany nie jest. Masz
tę maść na siniaki, o której kiedyś wspominałaś?
Hermionę trochę zaskoczyło
to, że Ślizgon pamięta, o czym mówiła dość dawno temu.
— Tak, w biurku.
— Dobra, to poczekaj tu
chwilę. Przyniosę coś, żeby ci to przemyć.
Skinęła tylko głową, a Draco
wstał i wyszedł. Najpierw jednak skierował się do swojej sypialni. Szybko
znalazł kawałek pergaminu i pióro, po czym napisał list do Zabiniego.
Bierz Pansy i w tym
momencie
przychodźcie do mnie.
To pilne chodzi o Granger,
Hasło to Czekoladowe
Żaby.
Draco
Wysłał list do Diabła,
po czym poszedł do łazienki. Wyczarował miskę, którą napełnił wodą, wziął
jeszcze tylko jakiś ręczniki i wrócił do pokoju współlokatorki. Hermiona
siedziała, tak jak ją zostawił, ale na szczęście już nie płakała. Podszedł do
łóżka, położył wszystko na szafce nocnej i usiadł obok niej.
— Pokaż to.
Hermiona posłusznie
podniosła głowę, a Draco najdelikatniej jak potrafił, zaczął zmywać krew z jej
twarzy. Nagle do pokoju wpadli Pansy i Blaise.
— Co się stało?
Zapytał zdyszany Zabini.
Było widać, że biegli przez całą drogę.
— Co wy tu robicie?
Odezwała się trochę
zaskoczona Hermiona.
— Draco wysłał mi list,
że mamy tu natychmiast przyjść i, że chodzi o ciebie, więc co się stało?
Panna Granger już otwierała usta, aby coś powiedzieć, ale
przerwał jej Draco.
— Pansy, zostaniesz z
Hermioną, tam jest maść na siniaki, zajmij się nią, proszę. Ty idziesz ze mną.
Tu wskazał na swojego
przyjaciela, po czym wstał z łóżka i skierował się w stronę drzwi, a za nim
Zabini.
— Ale gdzie wy idziecie?
Zapytała trochę
spanikowana Hermiona. Nie chciała, żeby Ślizgoni zrobili coś głupiego albo
wpakowali się w jakieś kłopoty z jej powodu.
— Spokojnie, niedługo
wrócimy, a ty grzecznie zostaniesz tutaj. Parkinson się tobą zajmie. Na obiad
nie musicie schodzić, przyniesiemy wam coś.
— Ale…
— Żadnych ale, masz mi
obiecać, że się stąd nie ruszysz, póki nie wrócę.
Powiedział Draco głosem
nieznoszącym sprzeciwu.
— Obiecuję.
Ślizgoni pospiesznie
opuścili pokój, po czym skierowali się na siódme piętro.
— Stary, możesz mi w
końcu powiedzieć, o co chodzi i gdzie my do cholery idziemy?
— Do wieży Gryffindoru.
— Co?!
Blaise popatrzał na przyjaciela,
jakby ten postradał zmysły.
— Musimy znaleźć
Weasleya.
— Możesz mówić jaśniej,
jeśli łaska.
— Ten śmieć uderzył
Granger.
— COO?!
— Stary, nie wiem, nie
chciałem jej wypytywać, Wróciła cała zapłakana, a jak do niej poszedłem, to
miała rozwalony nos. Zapytałem, kto jej to zrobił i powiedziała, że on.
— Co za gnida!
— Dobra, pospieszmy się.
I puścili się biegiem.
Po chwili byli już pod portretem Grubej Damy.
— Hasło.
— Na Salazara i jak my
tam teraz wejdziemy?!
Draco był coraz bardziej
wściekły. Jedyne, co go obchodziło to dorwanie pewnego rudzielca.
— Tak.
Tu Blaise wskazał na
grupkę rozchichotanych dziewcząt, które właśnie do nich podeszły. Nim Draco
zdołał cokolwiek powiedzieć, Zabini już wcielał swój plan w życie.
— Witam, śliczne panie.
Gryfonki zachichotały,
wpatrując się w chłopaków, jak w obrazek.
— Moje drogie, mamy do
was z Draconem ogromną prośbę, możecie nas wpuścić do waszego salony?
— Raczej nie powinnyśmy
tego robić.
Odezwała się jedna z
dziewcząt.
— No, ale chyba możecie
dla nas zrobić wyjątek. My tak ładnie prosimy, a poza tym na pewno wam się
jakoś odwdzięczymy.
Nastolatki wahały się
chwilę, ale uroczemu uśmiechowi Zabiniego żadna by się nie oparła, więc i one
wymiękły
— No dobrze, Pałka
Lukrecjowa.
Portret odsłonił wejście
do Pokoju Wspólnego, po czym dwójka Ślizgonów wpadła tam jak burza. Stanęli na
środku pomieszczenie i odezwał się Draco.
— Gdzie jest Weasley?!
Wszyscy patrzyli na nich
szeroko otwartymi oczami. Nie co dzień można spotkać Ślizgonów w Wieży
Gryffindoru. Uczniowie tych dwóch domów unikają się jak ognia i nie łączy ich
nic poza kłótniami.
— Czego tu chcecie?
Zapytał jeden z
odważniejszych chłopaków.
— Głuchy jesteś, pytałem
gdzie jest Weasley!
— W dormitorium.
— Przyprowadź go tu.
— Nie będziesz mi
rozkazywał!
— Dobrze ci radzę, rób,
co mówię, bo jak nie to porozmawiamy inaczej!
Gryfon widząc twarz
Dracona, na której wypisana była furia i żądza mordu odwrócił się i poszedł po
starszego kolegę. Po chwili ze schodów zszedł Ron w towarzystwie Pottera.
Podeszli bliżej do Ślizgonów. Rudzielec już chciał coś powiedzieć, ale Draco mu
na to nie pozwolił. Uniósł pięść i uderzył go z całej siły w twarz, a ten pod
wpływem uderzenia osunął się na ziemie.
— Dotknij ją jeszcze
raz, a gwarantuje ci, że to będzie ostatnia rzecz, jaką zrobisz!
— Nie rozumiem, o co ci
chodzi.
Draco, choć zwykle był
opanowany i starał się nie okazywać swoich emocji, nie wytrzymał. Widząc twarz
chłopak, na której gościł złośliwy uśmiech, kopnął go w brzuch, na co ten
zwinął się, kaszląc przy tym.
— Powtórzę jeszcze raz,
tknij tylko Granger swoimi parszywymi łapami, a pożałujesz, że się urodziłeś!
— Zaraz, co się stało
Hermionie?
Odezwał się Harry, który
do tej pory był tak zszokowany całą sytuacją, że stał z boku, ale gdy usłyszał
o pannie Granger, od razu oprzytomniał.
— Widzę, że łasica nie
pochwalił się, jaki to z niego damski bokser.
— O czym ty mówisz,
Malfoy?
— O tym, że twój
pieprzony przyjaciel rozwalił jej nos!
Pottera zatkał. „Nie to nie możliwe…”, spojrzał na Rona,
ale ten nie zaprzeczył.
— Gdzie ona jest?
— U siebie, Pansy się
nią zajmuje i lepiej, żeby nikt tam teraz nie przychodził.
Powiedział Draco, po
czym zwrócił się do rudzielca.
— A ty zbliż się tylko
do niej, a gwarantuję, że cię zabiję. Blaise, idziemy.
Przyjaciele odwrócili
się, wymieli Harry’ego i skierowali się w stronę wyjścia. W tym momencie z
ziemi podniósł się Weasley. Już chciał się rzucić na Malfoy, lecz powstrzymał
go kolejny cios w twarz, ale tym razem wymierzony przez Wybrańca. Chłopak upadł
się na podłogę, a dwaj Ślizgoni słysząc huk, ponownie się odwrócili.
— Odbiło ci?!
Wrzeszczał Ron na swojego
najlepszego przyjaciela.
— Mnie?! Ty chyba
żartujesz?! Jak mogłeś podnieść rękę na Hermionę?!
— Normalnie! Ona jest
zwykłą szlamowatą dziwką!
Po tych słowach Draco
nie wytrzymał i rzucił się na leżącego Gryfona. Okładali się nawzajem
pięściami, oboje byli silni, ale było widać, że to Draco jest górą. Po chwili Blaise
i Harry zaczęli rozdzielać bijących się, co nie było takie łatwe. Dopiero po
jakiś pięciu minutach im się to udało.
— Smoku, chodźmy już
lepiej.
— Nie waż się tak mówić
o Granger, rozumiesz?!
Draco kompletnie
ignorował przyjaciela i w dalszym ciągu wyrywał się do rudego. Blaise'owi
jednak po chwili udało się wyciągnąć go na korytarz.
— Idziemy do Skrzydła
Szpitalnego.
— Nigdzie nie idę, nic
mi nie jest.
— Czy ty chcesz, żeby
Hermiona dostała zawału jak cię zobaczy?
Draco musiał przyznać
kumplowi racje, gdyby Granger zobaczyła go z podbitym okiem i rozciętą wargą,
nie byłaby zachwycona.
— Dobra, byle szybko,
musimy wracać do Granger.
Blaise uśmiechnął się
pod nosem. Teraz był już pewny, że jego przyjaciel się zakochał. Postanowił
jednak nie poruszać tego tematu teraz, bo wiedział, że i tak wszystkiego się
wyprze. W końcu dotarli do Skrzydła Szpitalnego. Pani Pomfrey szybko opatrzyła Dracona,
po czym już mieli iść na piąte piętro, gdy Blaise zatrzymał się przy schodach.
— Co ty robisz?
Zapytał zniecierpliwiony
Malfoy, chciał jak najszybciej wrócić do Hermiony i zobaczyć jak się czuje.
— Mieliśmy przynieść
dziewczynom obiad. Ja wiem, że ci się spieszy do naszej Gryfoneczki, ale chyba
nie chcesz, żeby nam obie padły z głodu.
— Byle szybko.
Zeszli do Wielkiej Sali,
gdzie trwał już posiłek. Podeszli do stołu Slytherinu, wzięli kilka udek
kurczak i jakąś sałatkę, po czym ruszyli na piąte piętro. Nie odzywali się
przez całą drogę, każdy z nich pogrążony był we własnych myślach. W końcu
dotarli do portretu starego czarodzieja, a Draco podał hasło. Weszli do środka
i od razu skierowali się do pokoju Hermiony. Zastali tam obie dziewczyny, siedzące
na łóżku. Panna Granger leżała Pansy na kolanach, a ta delikatnie gładziła ją
po plecach, jej twarz wyglądał już o wiele lepiej.
— Jesteśmy.
Odezwał się Blaise, gdy
tylko przekroczyli próg. Hermiona od razu podniosła się i spojrzała badawczo na
obu chłopaków. Była pewna, że coś zrobili i musiała się dowiedzieć, co.
— Gdzie wy byliście tyle
czasu?
— Mieliśmy coś do
załatwienia.
Stwierdził Draco,
zbliżając się do łóżka. Odłożył na stolik przyniesione jedzenie, po czym usiadł
obok Hermiony. Blaise poszedł w jego ślady i zajął miejsce obok Pansy.
— Jak się czujesz?
Zapytał Draco, patrząc
zatroskanym wzrokiem na Hermionę.
— Dobrze, ale nie
zmieniaj tematu, gdzie byliście?
— Czy ty musisz wszystko
wiedzieć?
— Tak.
— Byliśmy po wasz obiad.
— I zajęło wam to tyle
czasu? Uzwaja, bo ci uwierzę, poza tym sam mówiłeś, że macie coś do
załatwienia, a jedzenie przyniesiecie nam przy okazji, więc?
Draco zaśmiał się w
duchu. Ta dziewczyna była tak inteligentna i spostrzegawcza, że nic nie dało
się przed nią ukryć, a tym bardziej ją oszukać.
— Granger, Granger ty
lepiej nie zadawaj tylu pytań, tylko weź się za jedzenie.
— Ale…
— Nie ma żadnego ale,
masz mnie słuchać i być grzeczna.
Hermiona zrobiła
naburmuszoną minę i skrzyżowała ręce na piersi. Draco zaśmiał się tylko i wyczarował
talerz. Odwrócił się i nałożył na niego kurczak oraz sałatkę, po czym ponownie
zwrócił się w stronę dziewczyny. Cmoknął ją czule w policzek, podając posiłek.
— Już się nie gniewaj,
kiedyś ci powiem.
Hermiona chcąc nie chcąc,
wzięła talerz i uśmiechnęła się do Dracona. Dwójka Ślizgonów przyglądała się im
z zainteresowaniem. Po chwili wymienili porozumiewawcze spojrzenia i
jednocześnie wstali z łóżka, kierując się w stronę wyjścia.
— A wy gdzie?
Zapytała Hermiona,
patrząc pytająco na przyjaciół.
— Wpadniemy jeszcze na
obiad, a potem mamy dużo do zrobienia.
Powiedział Blaise, po
czym oboje z Pansy zniknęli za drzwiami. Hermiona zabrała się za jedzenie, była
już bardzo głodna. Draco cały czas się jej przyglądał. Jej nos nadal był
delikatnie opuchnięty, ale nie wyglądał już tak źle, jak wcześniej. Krew go zalewała
na samą myśl, że ten śmieć mógł ją skrzywdzić. Nie mieściło mu się w głowie,
jak można zrobić coś takiego jakiejkolwiek kobiecie. Owszem sam nie traktował ich
najlepiej, ale nigdy na żadną nie podniósł ręki. Miał swój honor w odróżnieniu
od tego sukinsyna. Hermiona skończyła jeść i spojrzała na Dracona.
— Coś nie tak?
Zapytała, wyrywając
blondyna z zamyślenia.
— Nie dlaczego?
— Bo cały czas mi się
przyglądasz.
— A co nie mogę?
Skończyłaś już?
— Tak.
Draco jednym machnięciem
różdżki sprawił, że talerz zniknął.
— To co, może teraz coś
mocniejszego?
— W sumie, czemu nie.
Draco przywołał do
siebie butelkę wina i dwa kieliszki, po czym rozlał do nich alkohol, podając
jeden dziewczynie.
— Zdecydowanie za dużo
ostatnio piję.
Stwierdziła Hermiona,
upijając łyk alkoholu, dzięki któremu po jej ciele rozeszła się przyjemna fala
ciepła.
— Mamy na ciebie zły
wpływ.
— Na to wygląda.
Malfoy wypił zawartość
swojego kieliszka i położył się, zakładając ręce za głowę.
— Draco…
— Yhy…
— Powiedz mi, gdzie
byliście z Blaise’em.
— Nie dasz mi spokoju,
póki ci tego nie powiem, prawda?
Hermiona uśmiechnęła się
niewinne i pokiwała głową.
— Dobra, niech będzie.
Draco podniósł się,
siadając naprzeciwko dziewczyny.
— Byliśmy z Diabłem w
Wieży Gryffindoru.
— Co?! Ale po co?
Hermiona zrobiła duże
oczy. Jakoś nie mogła sobie wyobrazić tych dwóch Ślizgonów w Pokoju Wspólnym
Gryfonów. Była pewna, że nie poszli tam tak po prostu.
— Musieliśmy z kimś
porozmawiać.
— Z kim?
Hermiona miała
przeczucie, o kogo chodzi, ale wolała to usłyszeć na pewno.
— Nie ważne.
— Malfoy!
— No dobra, z Weasleyem.
— Ale, ale… opowiedz mi
wszystko po kolei!
Draco nie protestował i
powiedział jej wszystko, począwszy od przejścia przez portret aż do wizyty w Skrzydle
Szpitalnym.
— Ale nic ci nie jest?
Dracona lekko zszokowało
jej pytanie. Spodziewał się raczej awantury, że wtrącają się nieproszeni, a tymczasem
ona jakby się o niego martwiła.
— Co się tak patrzysz?
Draco otrząsnął się z
szoku.
— Po prostu zaskoczyłaś
mnie.
— Czym?
— Myślałem, że się
wściekniesz, a nie będziesz o mnie martwić.
— Miałabym być zła o to,
że stanąłeś w mojej obronie? To bez sensu.
— W sumie masz rację. A
czuję się całkiem nieźle, rudzielec pewnie jest w gorszym stanie. W ogóle gdzie
jest Demon?
— Chyba w salonie,
poczekaj, Demon!
Zawołała Hermiona, a po
chwili drzwi otworzył się, a przez nie wpadł doberman i od razu wskoczył na
łóżko.
— I jest moja zguba.
Hermiona pogłaskała psa
po głowie jednak ten, odsunął się, zeskoczył z materaca i powędrował do szafy,
z której wygrzebał smycz i przyniósł ją w psyku właścicielce, robiąc maślane
oczka.
— Ktoś tu chyba liczy na
spacer.
Zaśmiał się Draco.
— Na to wygląda, a
możesz poszedłbyś z nami?
Hermiona dopiero po
chwili zdała sobie sprawę, że zaprosiła Malfoy na spacer i zarumieniła się
delikatnie. Draco widząc to, uśmiechnął się szeroko.
— Bardzo chętnie, to jak
za piętnaście minut w salonie? Bo chyba musimy się przebrać.
Hermiona spojrzał
najpierw na Dracona, a potem na siebie. Oboje byli umazani krwią.
— Wypadałoby.
— To do zobaczenia.
Draco wstał i opuścił
sypialnie. Hermiona podeszła do szafy, wyjęła czyste ubrania, przebrała się, po czym
zaplotła włosy w warkocz. Zapięła jeszcze tylko Demona na smycz i już była
gotowa. Wyszła z pokoju, a Draco już na nią czekał.
— Skoro już jesteś, to
chodźmy.
I wyszli, kierując się w
stronę błoni. Przemierzali korytarze, gawędząc wesoło, aż w końcu dotarli na
błonia. Spacerowali wzdłuż brzegu jeziora, nadal rozmawiając i co chwilę
wybuchając śmiechem. Naprawdę dobrze czuli się w swojej towarzystwie. Tak jakby
to, co kiedyś ich dzieło, przestało istnieć, a wszelkie urazy i krzywdy zostały
zapomniane. Przechadzali się tak dłuższy czas, podczas gdy Demon biegał gdzieś,
ponieważ Hermiona spuściła go ze smyczy, gdy doszli do starego dębu i odezwał
się blondyn.
— Może usiądziemy?
— W sumie czemu nie.
Para opadła na ziemię
obok siebie, opierając się o gruby pień drzewa. Wzrok obojga utkwiony był w
tafli jeziora. Na chwilę każde z nich odpłynęło do swojej krainy marzeń i
rozmyślań, w końcu ciszę przerwała Hermiona.
— Lubię tu przychodzić,
zawsze mnie to wycisza, tym bardziej że od tak dawna nie miała okazji, aby się
tu znaleźć.
— Też często tu
przesiaduję, szczególnie jak muszę coś przemyśleć. Niewiele osób tu przychodzi,
co czyni to miejsce wyjątkowym. Nie każdy potrafi docenić spokój, który tu
panuje.
— Dziwne, oboje lubimy
to miejsce, a nigdy się tu nie spotkaliśmy.
— To nawet lepiej,
kiedyś skończyłoby się to niemałą awanturą albo znowu byś mi złamała nos tak
jak na trzecim roku.
Draco zaśmiał się na to
wspomnienie. Pamiętał, jaki był wtedy wściekły i jak nienawidził Granger. Teraz
to uczucie wydawał mu się tak odległe i nierealne, bo w końcu jak można nie
znosić tak niezwykłej dziewczyny, jak ona.
— Należało ci się, przez
ciebie mieli zabić Hardodzioba.
— No, ale żyje, święta
trójca zbawców świata jak zwykle spisała się na medal.
Hermiona od razu
pomyślała o swoich przyjaciołach, czyli i o Ronie na wspomnienie, którego po
jej plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz i od razu posmutniała.
— Nie myśl o tym
śmieciu, nie warto. Wiem, że to musi boleć, kiedy przyjaciel okazuje się takim
sukinsynem, ale smutek nic tu nie da. Musisz mu pokazać, że jesteś silna, bo
wtedy najbardziej mu dopieczesz. Nic tak nie denerwuje człowiek, jak szczęście
osoby, której stara się zadać ból.
— Skąd wiesz, o czym
myślę?
Hermionę bardzo zastanawiało to, dlaczego Malfoy za
każdym razem bezbłędnie odgaduje, o czym w danej chwili myśli. To nie było
normalne.
— Masz to wypisane na
twarzy, a szczególnie w oczach. Normalnie błyszcza w nich wesołe iskierki, a
gdy coś cię trapi, ten ogień gaśnie, pozostawiając pustkę i smutek. Swoją drogą
masz niezwykłe oczy.
Draco sam nie wiedział,
czemu to powiedział. Nie, żeby kłamał, naprawdę fascynowały go piękne,
czekoladowe oczy Hermiony, ale on nigdy nie prawił nikomu komplementów, chyba
że chciał zaciągnąć trochę bardziej oporną panienkę do łóżka. Z nią jednak było
inaczej, zrobił to nie dla własnej korzyści, lecz aby poprawić jej humor. Ta
dziewczyna wywoływała w nim takie uczucia i emocje, jakich nigdy nie zaznał:
empatię, troskę i współczucie, co było bardzo niepodobne do Malfoyów. Z reguły
byli oni zimni i nieczuli, ale nie on. Hermiona słysząc słowa chłopak,
uśmiechnęła się delikatnie, a na jej twarz zagościł delikatny rumieniec, co nie
uszło jego uwadze.
— Dzięki.
Siedzieli tak aż do
kolacji, czas szybko im mijał, gdy byli razem. W końcu zorientowali się, że już
pora posiłku. Draco wstał i z uroczym uśmiechem na twarzy podał dłoń Hermionie.
Ta ujęła ją, po czym wstała i ruszyli do zamku, w dalszym ciągu trzymając się
za ręce. Nieświadomie potrzebowali swojej bliskości i żaden z nich nie chciało
cofnąć dłoni. Przez całą drogę nie odzywali się do siebie, każde było pogrążone
we własnych rozmyślaniach. Gdy byli już przed wejściem do szkoły, Hermiona
zatrzymała się gwałtownie.
— O co chodzi?
— Demon! Zapomnieliśmy o
Demonie!
Panna Granger była
bardzo wystraszona, „Jak ja mogłam o nim
zapomnieć?!”. Odwróciła się i podążyła z powrotem na błonia, nawołując
nieustannie psa. W jej ślady poszedł Malfoy.
— Gdzie on jest?!
Gdy po kwadransie ich
poszukiwania nie przynosiły rezultatu, w Hermionie zaczęła narastać panika.
— Spokojnie, zaraz go
znajdziemy, na pewno nic mu nie jest.
Draco otoczył ją ramieniem,
po czym ruszyli w stronę jeziora, nadal nawołując psa. Gdy dotarli do drzewa,
przy którym jeszcze niedawno siedzieli, zastali tam śpiącego dobermana. Hermiona
natychmiast podbiegła do ulubieńca, upadła na kolana i mocno się w niego
wtuliła, na co ten natychmiast się obudził i spojrzał na nią zaspanymi oczami.
— Demon! Jesteś, tak się
bałam.
Draco przyglądał się z
rozczuleniem tej scenie. Wiedział, że ten zwierzak bardzo wiele znaczy dla
Granger. Po chwili Hermiona oderwała się od pupilka, zapięła go na smycz, po
czym podeszła do młodego arystokraty.
— Wracajmy już do zamku.
Draco pokiwał tylko
głową i ku zaskoczeniu Hermiony ponownie ją objął, po czym ruszyli do zamku.
Gdy byli już w Sali Wejściowej, zauważyli, że kolacja dobiegła końca.
— Na Merlina,
spóźniliśmy się.
Odezwała się
zrezygnowana Hermiona, była już dość głodna.
— Zrobimy tak, weź
Demona i idźcie na piąte piętro, a ja pójdę po coś do kuchni i zjemy u siebie.
Hermiona z szerokim
uśmiechem na ustach przytaknęła i zaczęła wchodzić po schodach. Draco odprowadził
ją wzrokiem, po czym ruszył do lochów. W końcu znalazł się przed obrazem
martwej natury, pogłaskał gruszkę i jego oczom ukazało się wejście do kuchni.
Od razu, gdy wszedł do środka, znalazło się przed nim kilka skrzatów,
proponujących gorliwie swoje usługi.
— Co panu podać?
— Czym możemy panu
służyć?
— Czego pan sobie życzy?
— Kolacje do dwóch osób.
Stworzenia natychmiast
rozbiegły się po pomieszczeniu, spełniając rozkaz młodego Malfoya. Już po
chwili stała przed nim taca wypełniona jedzeniem. Draco za pomocą jednego
machnięcia różdżki sprawił, że lewitował obok niego, po czym odwrócił się i już
chciał wyjść, lecz się rzucił jeszcze przez ramię;
— Dzięki.
Opuścił kuchnię,
kierując się na piąte piętro. Przez całą drogę zastanawiało go, co się z nim
dzieje. Zimny i nieczuły arystokrata nagle dziękuje skrzatom, którymi kiedyś
pomiatał i traktował je nawet nie jak zwierzęta. Malfoy bardzo się zmienił,
zawsze twierdził, że to zadanie zabicia Dumbledore’a, które powierzył mu Czarny
Pan, aby ukarać jego rodzinę za błędy ojca, tak wpłynęło na jego światopogląd,
ale w głębi duszy zdawał sobie sprawę, że powód był zupełnie inny. Gdy niecały
rok temu w jego domu pojawiła się Granger i inni, coś w nim pękło. Widok zmaltretowanego
ciała dziewczyny i ciotki czerpiącej taką przyjemność z jej bólu i cierpienia
wzbudził w nim współczucie, ale i obrzydzenie do siebie i wszystkiego, co go
otaczało. Od tej pory nie mógł wytrzymać w towarzystwie tych wszystkich
śmierciożerców. Nawet własna rodzina wywoływała u niego mdłości, poza matką
oczywiście. Miał dziwne wrażenie, że ona myśli tak samo, jak on. Właśnie ona
była jedynym powodem, dla którego młody Malfoy nie porzucił tego wszystkiego
wcześniej, bał się o jej życie. Od Voldemorta nie odchodzi się tak po prostu, a
nie chciał stracić jedyne osoby, która go kochała. Gdy Potter zabił Riddle’a,
wszystko się zmieniło, mógł swobodnie mówić, co myśli i uwolnić się od swojego
ojca, zacząć żyć po swojemu. Nie było to jednak takie łatwe, każdy przykleił mu
już łatkę śmierciożercy i nikt nie wierzył w jego przemianę. Wszyscy patrzyli
na niego podejrzliwie, jakby w obawie, że może im coś zrobić. Jedyna Granger
zadawała się dać mu drugą szansy. Nawet jeśli nie ufała mu w pełni, to nie
okazywała tego. Draco był jej bardzo za to wdzięczny. Ona jako jedna z
nielicznych uwierzyła w to, że ludzie się zmieniają, pomimo tylu krzywd i
upokorzeń, jakich doświadczyła z jego strony. Draco nawet nie wiedział, kiedy
znalazł się przed portretem starca, Podał hasło i wszedł do salonu, a za nim
wleciała taca z jedzenie. Na kanapie czekała już Granger.
— Jestem.
Hermiona odwróciła się i
posłała idącemu w jej stronę Draconowi uroczy uśmiech. Ten postawił posiłek na
stoliku i usiadł obok niej. Zabrali się za jedzenie, każde z nich było już dość
głodne. Gdy skończyli Draco machnął różdżką i wszystko zniknęło.
— Wiesz co, ja pójdę się
wykąpać, jestem zmęczona.
Stwierdziła Hermiona, po
czym wstała z kanapy, kierując się do swojego pokoju. Zabrała z niego czystą
bieliznę, piżamę oraz szlafrok i poszła do łazienki. Nalała pełną wannę wody,
do której dolała cytrynowego płyn do kąpieli, rozebrała się i zanurzyła po
szyję w wodzie. Musiała odreagować dzisiejszy dzień, a to był idealny sposób.
Cała ta sytuacja zaczęła ją przerastać. Do tej pory nie mogła pojąć, jak Ron
mógł się tak zmienić. Chyba że był takie zawsze, a ona tego nie dostrzegała.
Wiedziała jedno, rudzielec stał się nieobliczalny, a jej strach potęgowały
ostatnie słowa chłopaka - „Gorzko tego
pożałujesz dziwko.” . Jedyne, co było dla niej pocieszeniem to obecność
Dracona, Blaise’a i Pansy. Hermiona miała dziwne przeczucie, że może im ufać, a
poza tym aktualnie byli jej jedynym wsparciem. Jej przyjaźń z Harrym i Ginny
już po wojnie osłabła, spędzali coraz mniej czasu razem, a teraz w szkole tym
bardziej. Było jej przykro z tego powodu, ale jako osoba silna nie dawała tego
po sobie poznać. Dzięki Ślizgonom zapominała o swoich problemach. Po
półgodzinnej kąpieli w końcu wyszła z wanny, ogarnęła się i opuściła łazienkę.
W salonie na kanapie nadal siedział Draco. Hermiona po chwili zastanowienia
podeszła do niego od tyłu, przytuliła się i pocałowała go w policzek.
— Dziękuje ci za
wszystko.
Draco był wniebowzięty,
zresztą jak przy każdym bliższym kontakcie z Granger, przez jego ciało
przeszedł przyjemny dreszcz. Odwrócił głowę i napotkał czekoladowe oczy
dziewczyny. Trwali tak wpatrując się w siebie, ich twarze dzieliła bardzo mała
odległość, czuli swój oddech na wargach, gdy romantyczne chwile przerwało
szczekanie Demona. Hermiona dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, co robi.
Natychmiast puściłaś chłopaka i się wyprostowała.
— To yyy… dobranoc,
Draco. Demon, chodź.
Odwróciła się i szybkim
krokiem poszła do swojego pokoju, a za nią pobiegł doberman.
— Dobranoc Granger,
słodkich snów.
Malfoy siedział jeszcze
chwilę w salonie, po czym wstał, wziął ze swojej sypialni bieliznę i szare
spodnie dresowe, służące mu za piżamę. Poszedł do łazienki, gdzie wziął szybka
kąpiel. Gdy wrócił do pokoju, od razu położył się i już po chwili opadł w
ramiona Morfeusza.
Uwielbiam, po prostu uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńChyba tylko tyle mogę powiedzieć. Czekam na więcej konfrontacji z Ronem, bo nie ukrywam dają mi jakąś nie uzasadnioną satysfakcję xD Pozdrawiam i życzę weny. Czy jest jakaś nikła szansa, że dodasz rozdział z prędkością błyskawicy??? Prrooooszę!
czerodziejskie-dramione.blogspot.com
No jak mi się uda to specjalnie dla Ciebie rozdział pojawi się jutro :)
UsuńOhh! <3
OdpowiedzUsuńBoski rozdział!:D Ron'a to ja nienawidzę.. wrr;/
Za to Draco <3 Z rozdziału, na rozdział staje się coraz lepszy. :D
Dodaj jakieś pikantne sceny z Draco i Mioną.. proszę! :D
A także zgadzam się z koleżanką u góry.. dodaj jak najszybciej nowy rozdział <3
zgadzam sie z tb
UsuńCudowne :)
OdpowiedzUsuńMimo tego, że to jest Dramione, najbardziej lubie Demona :D
Czekam na kolejny ;)
Jestem ciekawa jak rozwinie się dalsza akcja Dramione.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze świetny (love love love)
To jest świetne i piękne i wgl nie ma takiego przymiotnika żeby okreslic twój rozdział :D jeśli mam być z Toba szczera to tylko przyszkadza mi jedna zamiast gryfonka piszesz gryfonak a jako ze jestem wzrokowcem to często rzuca mi się to w oczy ;) po za tym jest świetnie i cóż czekam na dalszy rozwój akcji :) pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńKocham ! Jesteś genialna! To najlepszy blog jakiego czytam ! Czekam na next !~ Czarna
OdpowiedzUsuńUbustwiam twojego bloga*-* Czasami pojawiają się błędy,myślę że jeśli przeczytasz każdy rozdział przed opublikowanie to błędy znikną.Rozdział świetny(jak zwykle zresztą)aron to dupek i tyle;)czekam na nowy rozdział;3
OdpowiedzUsuń*opublikowaniem
OdpowiedzUsuńA Ron to niedobry cham! Jak można uderzyć dziewczynę, no jak?!
OdpowiedzUsuńMm fajnie było nad jeziorem :D Demon połączy Draco i Hermione :D
no i na końcu było bliiiiiiiiiiisko xd
świetny rozdział! ;)
u mnie już 4- droga-do-milosci.blogspot.com
Pozdrawiam M.
Twoje opowiadanie bardzo mi się podoba. Rozdziały są długie i bardzo ciekawe, ale proszę... Uważaj na te końcówki. Masz w nich mnóstwo błędów i przeszkadza to trochę w czytaniu. To jedyna moja uwaga ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny, Asix :D
SuPer, i te rozmowy. CZytam dalej.
OdpowiedzUsuńJ.K.
Jesteś świetna !!! A opowiadanie niesamowicie wciąga !!! :))
OdpowiedzUsuńPięknie ! <3
OdpowiedzUsuńJakiż on uroczy i kochany !
Draco oczywiście ! :-3
Bosko, w sumie myslalam, ze moze sie to zakonczyc jakas imprezka, gdzie i Pansy z Blaise' em zbliza sie do siebie, no ale w koncu Hermionka troche przeszla! Odpoczynek najpierw ! :-)
CzytelniczkaGreen.
Nienawidzę Rona, jaki śmieć. A Draco tak kochany.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki
Hej
OdpowiedzUsuńSuper opowiadanie, mega ciekawe i świetnie napisane.
Ron to świnia! Nie cierpię go!
Może jednak Harry bardziej zainteresuje się przyjaciółką.
Kocham Diabła! Czytając sceny z nim w roli głównej, albo wybuchałam śmiechem, albo nie mogłam przestać się uśmiechać...
Będę z pewnością czytać dalej...
Pozdrawiam
Jak Ron mógł uderzyć Mionę? I niby on ją kocha!? Widzę, że Dramiona się rozkręca....
OdpowiedzUsuńJedyne co mnie nurtowało, to dlaczego oni jako Naczelni Prefekci nie wykorzystają swoich przywilejów, szczególnie, że Ron sobie zasłużył.. No, ale akcja ładnie się rozkręca i dobrze :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://saveyourself-kt.blospot.com
Zgodze się z koleżanką powyżej, tak to rozdział fajny. A widzę, że akcja Dramione się rozkręca.
OdpowiedzUsuń"Oczom" nie "oczą"..."poszedłbyś" a nie "poszedł byś", to nieszczęsne "naprawdę" zamiast "na prawdę".
OdpowiedzUsuńI tym sposobem przeczytałam 8 rozdziałów, jest 4 rano :P
Zakochałam się w tym opowiadaniu, jest cudowne..tylko te nieszczęsne byki ahh :(