Jeszcze
przez chwilę milczała, ale w końcu westchnęła ciężko i zaczęła opowiadać.
*****
Lizy
właśnie usiadła przy stole Slytherinu, zamierzając zjeść śniadanie. Nagle
jednak na jej ramieniu wylądowała sowa. Dziewczynka zdziwiła się nieco na jej
widok.
-
To na pewno do mnie?
Zapytała,
ale ptak w odpowiedzi zahuczał tylko, podsuwając jej bliżej trzymany w dziobie
list. Wzięła kopertę, a sowa natychmiast odleciała. Zaintrygowana panna Anes
pospiesznie wyciągnęła pergamin i zaczęła czytać.
Lizy
Muszę się z Tobą dzisiaj koniecznie
zobaczyć. To bardzo ważna i pilna sprawa.
Przyjdź o 12 do Hogsmade. W
kopercie masz dwie mapki. Jedna pomorze Ci wyjść z Hogwartu, a druga dojść na miejsce naszego
spotkania. To bardzo ważne, więc proszę Cię przyjdź córeczko.
Tata
Blondynka
była w szoku. Jeszcze nigdy nie dostała listu od ojca. Gdy żyła jej matka i
siostra korespondencja przychodziła nieustannie, ale wraz z ich śmiercią i
listy zniknęły. Ale teraz w jej sercu zatliła się iskierka nadziei. Może jednak
jest dla ojca czymś więcej niż ciężarem? Zapomniawszy o jedzeniu, od razu udała
się do swojego dormitorium. Tam w spokoju mogła obejrzeć przysłane przez ojca
mapki. Okazało się, że wyjście z zamku znajduje się w jakimś odległym korytarzu
lochów. Lizy nie za bardzo wiedziała, gdzie to jest, ale czuła lekki niepokój.
Nie lubiła zapuszczać się w podziemi zamku i miała nadzieję, że już nigdy nie
będzie musiała tego robić. Teraz jednak chęć spotkania z ojcem była silniejsza.
Pomimo tego, że miała jeszcze dużo czasu postanowiła już iść, aby w Hogsmade
być na czas. Zdjęła szkolne szaty i zarzuciła na siebie czarną bluzę z kapturem
oraz ciemne dżinsy. Nie chciała za bardzo rzucać się w oczy. W końcu uczniowie
młodszych klas nie mogli tak po prostu wychodzić z zamku. Zarzuciła jeszcze
tylko kaptur, aby ukryć blond włosy i zapakowawszy do kieszeni obie mapki, opuściła
salon Ślizgonów. Wyjęła jeden z pergaminów, po czym zaczęła zagłębiać się w
lochach. Szła bardzo długo, co chwilę skręcając w różne coraz to obskurniejsze
korytarze, aż w końcu według mapy była na miejscu. Odwróciła pergamin na drugą
stronę, gdzie znalazła wskazówki.
Po
prawej stronie, na ścianie jest jedna
wystająca cegła, naciśnij ją, a pokaże się przejście. Idź cały czas prosto, a na
końcu korytarza
znajdziesz wyjście, które znajduje
się niedaleko Hogsmade.
Spojrzała
w prawo i istotnie ujrzała wystającą cegłę. Niepewnie nacisnęła na nią i w jednej
chwili ściana po prostu zniknęła, ukazując tym samym ciemny tunel. Był ona
ciasny i ogólnie nie zachęcał wyglądem. Lizy jednak wzięła głęboki wdech i
weszła do środka. Tata nie posłałby ją w miejsce, gdzie mogłoby jej się coś
stać… prawda? Zrobiła kolejny krok i właśnie w tym momencie ściana za nią
ponownie się pojawiła, odcinając tym samym jedyne źródło światła. Poczuła jak
ogarnia ją panika. Próbowała ponownie otworzyć przejście, ale to było na nic,
bo ściana ani drgnęła. Spanikowana sięgnęła do kieszeni, ale nie poczuła tam
różdżki. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że zostawiła ją w dormitorium.
Zaczęła gorączkowo myśleć, co ma zrobić. Do zamku nie wróci, bo nie ma jak.
Jedyną jej alternatywą było dostanie się przez ten ciemny korytarz do Hogsmade.
Jej tata potem na pewno coś wymyśli. Westchnęła ciężko, ale ruszyła przed
siebie, jedną rękę przez cały czas przytrzymując się zimnej ściany. Nie
widziała kompletnie nic, ale to nie przeszkadzało jej iść dalej. Była pewna, że
gdzieś tam czeka na nią wyjście. Droga dłużyła jej się strasznie. Nie miała
pojęcia, gdzie jest i jak daleko jeszcze do Hogsmade. Była bardzo wystraszona,
a serce waliło jej jak młotem. Nagle jednak jej ręka natrafiła na coś twardego
tuż przed nią. Przesunęła dłonią po nowo odkrytej rzeczy i okazało się, że jest
to ściana kończąca tunel. Zaczęła szukać klamki lub czegokolwiek, co
pozwoliłoby jej się wydostać z tego piekielnego korytarza. W końcu jej ręka
natrafiła na wypukłość. Pomyślała, że wyjście z tunelu może działać tak samo
jak wejście, dlatego też nacisnęła na cegłę. Jej tok rozumowania okazał się
słuszny, gdyż ściana natychmiast zniknęła ukazując tym samym wejście do
maleńkiego pomieszczenia, w którym znajdowała się tylko spróchniała drabina. Rozejrzała
się dookoła, ale nie znalazła nic innego, co przypominałoby wyjście. Z braku
innych pomysłów weszła ostrożnie na drabinę. Gdy dotarła na sam szczyt
zauważyła zasuwkę. Rozsunęła ją, po czym z trudem poniosła ciężką klapę. W
pierwszej chwili oślepiły ją jasne promienie słońca, przez co odruchowo
zasłoniła dłonią oczy. Po takim czasie w kompletnej ciemności każde światło
było drażniące. Dopiero po chwili przyzwyczaiła się do jasności i wyszła na
powierzchnie. Otrzepała ubrania i zatrzasnęła klapę. Rozejrzała się dookoła i zdała sobie sprawę, że jest w
lesie. Teraz już wiedziała, dokąd ma iść. Stąd do głównej drogi prowadzącej do
miasteczka było już niedaleko. Dlatego też już w o wiele lepszym humorze
ruszyła w kierunku szosy. Teraz zaczęła się zastanawiać jak wróci do zamku. Nie
miała pojęcia, w jaki sposób ponownie otworzyć przejście, a innego bezpiecznego
wejścia nie znała. W końcu jednak doszła do wniosku, że tata na pewno jej
pomoże, więc nie ma się, o co martwić. Z uśmiechem wyszła z lasku i skierowała
się w stronę Hogsmade. Była bardzo podekscytowana. Nie widziała ojca od
wakacji, a i wtedy zwykle nie było go w domu, a ona była zdana tylko na siebie.
Sama musiała sobie poradzić z tajemniczą śmiercią matki i siostry, które zginęły
w czerwcu ubiegłego roku. Nie było jej łatwo. Miała tylko swojego kota, który
przecież nie był w stanie zastąpić rodzica. Ojciec unikał jej i był strasznie
oschły. Ona jednak dała sobie radę. Szczególnie ostatnimi czasy pomogła jej w
tym Hermiona. Gdyby nie ona zapewne dusiłaby wszystko w sobie, powoli
pogrążając się w rozpaczy, a tak pomimo postawy ojca powoli wychodziła na
prostą. Zawsze była przekonana, że jej tata strasznie cierpi i dlatego chce być
sam, więc ona mu na to pozwoliła. Co z tego, że sama cierpiała i niejedną noc
przepłakała? Teraz jednak miało być inaczej. Ojciec najprawdopodobniej chciał
wszystko naprawić, a bynajmniej taką miała nadzieję. W końcu dotarła do
miasteczka. Wyciągnęła z kieszeni mapkę, aby sprawdzić, gdzie teraz ma się udać.
Ta wyraźnie wskazywała, że miała się spotkać z ojcem nieopodal Trzech Mioteł.
Ucieszyła się, gdyż wiedziała, gdzie to jest. Nie miała już za wiele czasu,
więc przyspieszyła kroku. W miasteczku nie było zbyt wielu ludzi, ulicy były
niemal puste, więc nie musiała się szczególnie ukrywać. W końcu dotarła w
pobliże pubu i ponownie sięgnęła po mapkę. Z tej wyraźnie wynikało, że musi
skręcić w lewo. Spojrzała w tamtym kierunki i ujrzała dość obskurną i
opustoszałą uliczkę. Dziwiła się, że ojciec wybrał takie miejsce, ale mapa nie
kłamała.
-
Tata wie, co robi.
Szepnęła
sama do siebie, po czym zaczęła iść w stronę owej uliczki. Zagłębiała się w
niej coraz bardziej, rozglądając się za ojcem, którego nigdzie nie widziała,
gdy nagle poczuła jak ktoś łapie ją w pasie i zakrywa usta dłonią.
-
Spróbuj krzyknąć choć raz, a zabiję cię od razu.
Usłyszała
gruby męski głos tuż przy swoim uchu. Jej serce zaczęło wybijać nienaturalnie
szybki rytm. Nie miała pojęci, co się dzieje, a tym bardziej, co ją teraz
czeka. Była przerażona. Czuła, że mężczyzna za nią nie żartuje, co przerażało
ją jeszcze bardziej.
-
Będziesz grzeczna?
Padło
pytanie, a ona sparaliżowana strachem pospiesznie skinęła głową. Co miała
zrobić? Była kompletnie bezbronna, nie miała nawet ze sobą różdżki, a poza ty
jakie ona miała szanse z dorosłym mężczyzną? Napastnik odwrócił ją w swoją
stronę i popchnął w stronę ściany. Z przerażeniem zorientowała się, że jest tu
jeszcze dwóch czarodziei, którzy aktualnie celują w nią różdżkami.
-
Masz na nazwisko Anes?
Zapytał
jeden z mężczyzn, podchodząc do niej bliżej. Lizy przeniosła na niego zlękniony
wzrok. Był łysy, dość wysoki i barczysty, a jego twarz szpeciły liczne blizny. Nie
przypominała sobie, aby kiedykolwiek spotkała tego człowieka. Nie miała
pojęcia, czego oni mogą do niej chcieć.
-
Odpowiadaj, jak do ciebie mówię!
Ryknął
czarodziej, a ona przymknęła oczy, jeszcze bardziej kuląc się w sobie. Skinęła
niepewnie głową, nie chcąc się im jeszcze bardziej narażać.
-
To teraz gadaj, gdzie jest twój ojczulek?
-
J-ja… ja…
Zaczęła
się jąkać, nie będąc w stanie wypowiedzieć ani jednego sensownego słowa, czym
jeszcze bardziej zdenerwowała mężczyznę.
-
Dobrze ci radzę gówniaro, nie denerwuj mnie jeszcze bardziej, bo wtedy zrobi
się nieprzyjemnie, a tego byś nie chciała! Jesteś córką Wiktora Anesa?
Blondynka
po raz kolejny skinęła głową, czując, że nie jest w stanie nic powiedzieć.
Przerażenia paraliżowało ją, a serce łomotała się w piersi, niczym ptak
uwięziony w klatce.
-
W takim razie gadaj, gdzie on jest?!
Ryknął
mężczyzna, a po jej plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Co ona niby teraz
miała zrobić? Nawet nie wiedziała, o co tu właściwie chodzi i czego ci
mężczyźni chcą.
-
N-nie… wiem.
Odpowiedziała
w końcu zgodnie z prawdą, ale to wcale nie spodobało się jej napastnikom.
-
Ostrzegałem, żebyś mnie nie denerwowała.
Nim
Lizy zdążyła cokolwiek zrobić mężczyzna wymierzył jej dość mocny policzek.
Zachwiała się na nogach, a przed upadkiem ochroniła ją tylko znajdująca się z
tyłu ściana. Policzek palił ją żywym ogniem, a po brodzie zaczęła jej spływać
stróżka krwi, mieszając się ze łzami, których już nie potrafiła powstrzymać.
-
Kris, a może ta szuja znowu nas wykiwała?
Wtrącił
się w końcu jeden z mężczyzn, nadal celująco różdżką w Lizy.
-
Nie, nie zrobiłby tego. Już by zapomniał, co się stało z jego żoneczką i
córeczką? Kolejnego dzieciaka by nam wystawił?
Panna
Anes zamarła, a słowa tego mężczyzn odbijały się echem w jej głowie. „Już by
zapomniał, co się stało z jego żoneczką i córeczką?” Przecież to wszystko nie
mogło być prawdą! Czyżby ci mężczyźni mieli coś wspólnego ze śmiercią jej
bliskich? Ale nie to dręczyło ją najbardziej. „Kolejnego dzieciaka by nam
wystawił?” To nie mogła być…, ale czy na pewno? Wszystko świadczyło przeciwko
niewinność tych mężczyzn. W końcu nie odnaleziono zabójcy jej matki i siostry.
Ich śmierć była jedną wielką tajemnicą. O tym, że ojciec mógł mieć z tym coś
wspólnego nawet nie chciała myśleć.
-
Co zrobiliście mamie i Kate?
Zapytała
łamiącym się głosem, na co mężczyźni wybuchli pogardliwym, pozbawiony humoru
śmiechem.
-
Co, ojczulek się nie pochwalił, że zamiast sam załatwiać swoje sprawy wrobił w
nie żonkę i córeczkę? Twój ojciec to sukinsyn jakich mało i pogódź się z tym
mała. Gdybym wcześniej znal go choć trochę w życiu nie robiłbym z nim
interesów, ale teraz mam nauczkę, żeby nie ufać takim łajzą.
Każde
jego słowo niczym sztylet przebijało jej serce. Oni nie mogli mówić prawdy, nie
mogli… ale z drugiej strony, po co mieliby kłamać? Jak jednak miała w to
wszystko uwierzyć? Osoba, która kochała, jej najdroższy tatuś może nie był
idealny, ale przecież nie mógłby… nie to… to było niemożliwe!
-
Kłamiesz!
Krzyknęła,
zapłakana Lizy, która nie wytrzymała. Nie zważając na nic rzuciła się na
mężczyznę, okładając go po torsie drobnymi piąstkami. Co z tego, że był
straszy, większy i silniejszy? Teraz to nie było dla niej ważne. Ból, jaki
wypełnił jej serce był nie do zniesienia. Wszystkie rany, które zdążyły się
nieco zasklepić teraz na nowo krwawiły. Tyle czasu zajęło jej dojście do
siebie, a teraz w ciągu tych kilku chwil to wszystko miał legnąć w gruzach?
Początkowo mężczyzna był w zbyt wielkim szoku, aby w jakikolwiek sposób
zareagować na atak dziewczynki. Po chwili jednak odepchnął ją od siebie i z
całej siły uderzył w brzuch. Lizy jęknęła żałośnie, po czym upadła na ziemię,
zwijając się z bólu.
-
Nie pozwalaj sobie gówniaro! Twój tatuś nieźle nam zaszedł za skórę i widzę, że
ty też masz taki zamiar. Wiedz tylko jedno, z nami się nie zadziera.
Warknął,
po czym mocno kopnął ją w brzuch.
-
Skończysz tak samo jak twoja matka gówniaro, jeśli twój ojczulek nie raczy się
do nas pofatygować!
Ponownie
się zamachnął, aby kopnąć leżącą dziewczynkę. Lizy zamknęła oczy, z których
ciurkiem leciały łzy i w napięciu czekała na kolejny cios. Nic takiego jednak
nie nastąpiło. Nagle usłyszała głos Hermiony. Nie była pewna, czy to jej
wyobraźnia, czy Gryfonka jest tu naprawdę. Była zbyt zlękniona i rozżalona, aby
zawracać uwagę na to, co ją otacza. Jej świat po raz kolejny runął i tym razem
nie miała nadziei na odbudowanie go…
*****
-
Resztę już widziałaś…
Zakończyła
swoją opowieść Lizy, pociągając nosem. Przez cały czas łzy bezwiednie spływały
po jej policzkach. Wydarzenia z przed kilku godzin paliły ją niczym rozżarzony
węgiel, budząc bolesne wspomnienia. Teraz było jednak o wiele gorzej.
Świadomość, że jej ojciec mógł mieć coś wspólnego ze śmiercią matki i siostry
bolała i to bardzo. Jedyna bliska jej osoba, z którą była spokrewniona, miała
się okazać zwykłym zdrajcą? Czy ktokolwiek byłby się w stanie pogodzić z czymś
takim, a tym bardziej dwunastoletnia dziewczynka? To było za dużo, o wiele za
dużo jak dla jednego dziecka. Załamana Lizy ukryła twarz w dłoniach, zanosząc
się szlochem. To było jedyne, co w tym momencie była w stanie zrobić, by choć w
minimalnym stopniu ukoić swój ból. Za to Hermiona, wpatrywała się w blondynkę,
nawet nie ukrywając swojego szoku i poruszenia. Nie wiedziała, co ma
powiedzieć. W tej chwili wszystkie słowa wydawały się banalna, żałosne. W końcu
przysunęła się bliżej Lizy i po prostu ją do siebie przytuliła. To było jedyne,
co przyszło jej do głowy. Poza tym Ślizgonka nie potrzebowała żadnych słów
pocieszenia, tylko bliskości drugiej osoby i poczucia, że nie jest z tym
wszystkim sama. W jednej chwili straciła ostatnią osobę z rodziny. Była
rozdarta i zrozpaczona. Ile jeszcze zdoła znieść i, co najważniejsze, co teraz
się z nią stanie? Co ma zrobić i jak postąpić? Panna Anes miała w głowie
kompletny mętlik.
-
Lizy, musisz o tym powiedzieć Aurorom.
Powiedziała
po dłuższym czasie Hermiona, gdy poczuła, że dziewczynka nieco się uspokoiła.
Wiedziała, że to nie jest odpowiedni moment, ale aby zapewnić jej
bezpieczeństwo musieli działać i to jak najszybciej.
-
Ale… co ja wtedy zrobię? Nie chcę iść do domu dziecka…
Załkała
żałośnie, mocniej przytulając się do szatynki. Nie wyobrażała sobie mieszkania
w sierocińcu, nawet przez dwa miesiące wakacji. Dla niej to nie wchodziło w
grę, a wiedziała, że jeśli powie o wszystkim jej ojciec poniesie karę, a ona
zostanie sama. Nie wiedziała, co ma zrobić. W jej wieku powinna wieść
beztroskie życie, a nie podejmować decyzje, które miały zmienić wszystko.
-
Obiecuje ci, że tam nie trafisz. Zrobię wszystko, żeby tak się nie stało, ale
musisz złożyć zeznania. Tym ludziom nie może to ujść na sucho. Kochanie, nie
będziesz bezpieczna, póki oni są na wolności.
Mówiła
pewnie, a zarazem łagodnie. Musiała jakoś pocieszyć Lizy. Nie znaczyło to
jednak, że te słowa nie były prawdziwe, o nie. Nie miała zamiaru pozwolić oddać
Ślizgonkę do sierocińca. W jej głowie pojawiła się pewne myśl, której jeszcze
nie miała zamiaru jej zdradzać. Musiała to przemyśleć. Teraz najważniejsze było
przekonanie Lizy do przesłuchania, bo bez tego wszyscy mieli związane ręce. Nie
chciała jednak na nią naciskać, dlatego po prostu czekała. Dopiero po dłuższym
czasie Lizy podniosła głowę i otarła wierzchem dłoni łzy.
-
Zgadzam się, powiem im wszystko. Zrobię to dla mamy i Kate.
Teraz
brzmiała nieco pewniej, a w jej oczach można było dostrzec determinacje. Emocje
nieco opadły i teraz zaczęła trzeźwo myśleć. Straciła dwie najważniejsze dla
siebie osoby, przez człowieka, którego uznawała za ojca. Tak naprawdę nigdy nie
był dla niej dobry. Już dawno temu pomiędzy nimi pojawił jakiś mur, którego ona
nie potrafiła pokonać, a Wiktor Anes nawet się nie starał. Więc dlaczego teraz po tym wszystkim ona
miałaby go kryć? Gdzieś w głębi jej serca tliła się iskierka nadziei, że to
wszystko jest jednym, wielkim kłamstwem, co niestety było mało prawdopodobne.
Poza tym wierzyła, że Hermiona mówi prawdę i nie pozwoli jej oddać do domu
dziecka. Panna Granger jeszcze nigdy jej nie zawiodła, więc była pewna, że i
tym razem tego nie zrobi. Chciała pożegnać się z przykrą przeszłością, a
jedynym sposobem na to było przyczynienie się do ukarania jej ojca. Musiała to
zrobić, dla mamy i siostry. Teraz to był jej priorytet, a resztą miała zamiar
martwic się później. Hermiona popatrzyła na nią z podziwem i ulgą. Pomimo tego,
że los zakpił z niej okrutnie ona nadal potrafiła znaleźć w sobie siłę, aby
walczyć o lepsze życie, mimo, iż miała zaledwie 12 lat. Była z niej bardzo
dumna.
-
W takim razie chodźmy. Tylko wiesz, że ja tam z tobą nie będę mogła wejść?
-
Wiem, dam sobie radę. To dla mamy i Kate.
-
Obie byłyby z ciebie bardzo dumne.
Hermiona
ponownie przytuliła się do Lizy, aby dodać jej otuchy. W końcu w tej małej
obudziła się wola walki. Trwały tak dłuższą chwilę, póki panna Anes nie
odsunęła się od Gryfonki.
-
Chodźmy, chcę to już mieć za sobą.
Była
pewna swego, im szybciej załatwi tę sprawę, tym szybciej zacznie wszystko od
nowa. Szatynka wstała i podała Ślizgonce rękę. Ta chętnie ją ujęła, po czym
obie opuściły sypialnie. Korytarze przemierzały w milczeniu. Każda była
pogrążona we własnych myślach. Lizy psychicznie przygotowywała się do tego, co
ma nastąpić. Wiedziała, że nie będzie łatwo. Była niemal pewna, że czeka ją
konfrontacja z ojcem. Tego chyba bała się najbardziej. Jej determinacja jednak
była na tyle silna, iż wiedziała, że da radę. Na siódme piętro dotarły dość
szybko. Hermiona podała hasło i pojawiły się schody. Gdy znalazły się przed
drzwiami spojrzała na Lizy badawczo. Ta jednak powoli skinęła głową. Hermiona
uśmiechnęła się blado, po czym zapukała.
-
Proszę!
Usłyszały,
po czym Gryfonka nacisnęła klamkę i weszły do środka. Obie zdziwiły się, widząc
tam trzech Aurorów. Czyżby spędzili tu całe popołudnie? Na widok dwóch dziewcząt
poderwali się ze swoich miejsc.
-
Chcę złożyć zeznania.
Powiedziała
Lizy, a wszyscy nie mogli uwierzyć, że stoi przed nimi ta sama dziewczynka,
która zaledwie kilka godzin temu nie była w stanie wypowiedzieć nawet słowa.
Mężczyźni przez chwilę stali zaskoczeni, wpatrując się w uczennice. Jako
pierwszy otrząsnął się Carl.
-
W takim razie zapraszam z nami. Napastnicy są już w Ministerstwie i tam też
musimy panienkę zabrać.
Lizy
skinęła tylko głową, po czym odwróciła się w stronę Hermiony.
-
Dziękuję, że jesteś.
Przytuliła
się do niej mocno, a szatynka pocałował ją w czubek głowy. Ślizgonka po raz
ostatni spojrzała na pannę Granger, po czym podeszła do Aurorów. Hermiona miała
łzy w oczach, ale za wszelką cenę starała się je powstrzymać. Nie mogła się
teraz rozkleić, dla Lizy musiała być silna. Po chwili Ślizgonka i Aurorzy po
kolei zniknęli w zielonych płomieniach, a gabinecie pozostała tylko Miona i
dyrektorka.
-
Proszę mnie powiadomić, kiedy to wszystko się skończy, dobrze?
Zapytała
szatynka, patrząc błagalnie na Minervę. W tym momencie nawet sam Voldemort nie
byłby w stanie jej odmówić.
-
Oczywiście.
-
Dziękuję i do widzenia.
Uśmiechnęła
się życzliwie, po czym opuściła gabinet. Była nieobecna, gdyż po pierwsze
martwiła się o Lizy, a po drugie myślała o tym, co zamierza zrobić. Wiedziała,
że to odmieni jej życie, ale była w stanie zaryzykować. Czuła, że musi postąpić
tak, a nie inaczej. Może i to, co zamierzała było nieco szalone, ale nie dbała
o to. Gdy tylko zajdzie tak potrzeba wcieli swój plan w życie. Nie spieszyła
się zbytnio, dlatego też dotarcie na piąte piętro zajęło jej nieco dłużej niż
zwykle. W końcu jednak znalazła się przed portretem starego czarodzieja. Podała
hasło i weszła do salonu. Spojrzała w stronę kanapy, na której siedział Draco.
Nagle w jej głowie pojawiła się myśl, że chyba powinna mu powiedzieć o swoich
planach. Byli razem, więc nie chciała niczego przed nim ukrywać. Miała jednak
dziwne przeczucie, że ta rozmowa nie będzie należała do przyjemnych. „Raz się
żyję.”, pomyślała jednak biorąc głęboki wdech. Draco usłyszał skrzypienie
drzwi, ale nie oderwał wzroku od ognia. Wiedział, kto przyszedł i, że Gryfonka
zaraz do niego podejdzie. Nie pomylił się, gdyż po chwili poczuł jak kanapa tuż
obok niego nieco się ugina.
-
Musimy porozmawiać.
Powiedziała
Hermiona, a jej głos zabrzmiał nieco niepewnie, przez co Smok natychmiast
przeniósł na nią wzrok, marszcząc przy tym brwi.
-
Coś z Lizy?
To
pierwsze, co przyszło mu do głowy. Szatynka zgodnie z prawdą skinęła głową, w
końcu głównie chodziło o pannę Anes.
-
Tak, powiedziała w końcu, czego chcieli ci faceci.
I
opowiedziała blondynowi pokrótce to, co powiedziała jej Lizy. Arystokrata
słuchał, w skupieniu analizując wszystko, co usłyszał, aż w końcu, gdy Hermiona
umilkła on zabrał głos.
- Czyli ten cały Wiktor, czy jak mu
tam, zalazł za skórę tym zbirom, wystawił im swoją żonę i córkę, a teraz to
samo chciał zrobić z Lizy?
Podsumował wszystko, a szatynka
ponownie skinęła głową.
- Nie wiem, co konkretnie ich łączy,
ale to na pewno nic zgodnego z prawem. Jestem pewna, że każdego z nich czeka
odsiadka w Azkabanie i to nie krótka.
- Należy się im, a szczególnie temu
Anesowi. Jak można coś takiego zrobić własnej rodzinie?
Zapytał
Smok, przeczesując palcami włosy. Sam miał za ojca potwora, ale żeby zrobić coś
takiego? To nie mieściło mu się w głowie. Nigdy nie mógł pojąć, co kieruje
takimi ludźmi i chyba nigdy tego nie zrozumie.
-
Owszem, ale wtedy Lizy trafi do domu dziecka. Poza nim nie ma nikogo z rodziny.
-
Lepszy sierociniec, niż życie z kimś takim.
-
Niby tak, ale ona strasznie nie chce tam trafić. Dlatego wpadłam na pewien
pomysł…
Urwała
nagle, chcąc jak najlepiej dobrać słowa. Musiała to dobrze przedstawić, aby
uniknąć niepotrzebnych awantur. Ślizgon przez cały czas obserwował swoją
dziewczynę, która przygryzała nerwowo dolną wargę i już wiedział, że coś jest
nie tak. Widać było, że czymś się denerwuje. Teraz tylko pozostawała kwestia, w
co tym razem wpakowała się ta nieprzewidywalna Gryfonka.
-
Dobra Granger, powiedz otwarcie, o co ci chodzi, bo zaczynam się bać.
Powiedział
w końcu Smok, gdy cisza zbytnio się przedłużała. Brązowooką wzięła głęboki wdech
i w zaczęła mówić.
-
Jeśli zajdzie taka potrzeba, a to jest bardziej niż pewne, mam zamiar adoptować
Lizy.
Wyrzuciła
z siebie, po czym spojrzała na Dracona. Jego twarz nie wyrażała absolutnie nic,
co nie wróżyło niczego dobrego.
-
Żartujesz.
Bardziej
stwierdził niż zapytał, a po jego głosie można było poznać, że jest pewien,
jaką uzyska odpowiedz. Nawet Granger nie mogła być tak głupia, aby wymyślić coś
takiego.
-
Nie, mówię śmiertelnie poważnie. Powiedziałam ci, bo uznałam, że powinieneś wiedzieć,
ale decyzję już podjęłam.
Nie
wierzył w to, co słyszy. Czyli jednak Granger była na tyle głupia. Jak ona
sobie to w ogóle wyobrażała? Ot tak adoptuje dwunastolatkę i wszystko będzie
pięknie? Gryfoni i ta ich cholerna chęć zbawienia całego świata.
-
I jak ty to sobie wyobrażasz? Jeszcze nawet nie skończyłaś szkoły, nie masz
pracy, dochodów i ty chcesz adoptować dziecko?
-
Ona mnie potrzebuje!
Warknęła
poirytowana Gryfonka. Wiedziała, że tak będzie, była pewna, że on tego nie
zrozumie. Nie miała jednak zamiaru odpuścić. To była tylko i wyłącznie jej
decyzja, którą zresztą już podjęła.
-
Dziewczyno zejdź na ziemię. Nikt przy zdrowych zmysłach nie powierzy opieki nad
dzieckiem dwudziestolatce, która nawet nie skończyła szkoły. Ty nawet nie wiesz,
w co się pakujesz.
-
Specjalista się znalazł. Doskonale wiem, co robię!
-
A ja myślę, że jest wręcz odwrotnie i po prostu po raz kolejny bawisz się w
zbawcę świata!
Teraz
był już naprawdę wkurzony. Czy do tej dziewczyny nic nie docierało? Próbował
wyperswadować jej to po dobroci, ale jak widać nic mu z tego nie wyszło i teraz
stracił już cierpliwość.
-
Oczywiście, bo lepiej tak jak ty być nieczułym draniem, który ma wszystko i
wszystkich gdzieś! Czy ty kiedykolwiek myślałeś o kimś, poza sobą?!
Zabolało
i to bardzo. Tyle razy udowodnił jej, że potrafi troszczyć się o innych, a w
szczególności o nią, a ona co? Wykrzykuje mu prosto w twarz, że jest nieczułym
draniem. W takim razie jaki sens ma to, że cały czas się stara, skoro ona
postrzega go tak samo? Z kamiennym wyrazem twarzy podniósł się z kanapy, nie
spuszczając wzroku Gryfonki której
policzki były zaczerwienione ze złości.
-
Czyżby? W takim razie nie będę cię zmuszał do przebywania w towarzystwie
takiego potwora jak ja.
Jego
głos był lodowaty, a oczy puste i już wiedziała, że przesadziła. Nim jednak
zdążyła cokolwiek powiedzieć Draco odwrócił się na pięcie i wyszedł z salonu.
Musiał ochłonąć, koniecznie. Poza tym, w tej chwili nie miał ochoty siedzieć tu
z ukochaną, która ma o nim takie zdanie. Nie zamierzał się przednią płaszczyć,
czy też narzucać. Tym razem to nie on zawinił. Chciał dla niej jak najlepiej i,
co mu z tego przyszło?
-
Draco…
Szepnęła
Hermiona, ale dokładnie w tym momencie Smok wyszedł z salonu, trzaskając przy
tym drzwiami. Dopiero teraz dotarł do niej sens wypowiedzianych słów. Zraniła
go, widziała to w jego oczach. Najgorsze jednak było to, że nic z tego, co
powiedziała nie było prawdą. Po tym zimnym draniu, którym był kiedyś nie
zostało już nic i ona najlepiej o tym wiedziała.
-
Nich to wszystko szlag trafi!
Zaklęła
pod nosem, ukrywając twarz w dłoniach. Czemu ona czasami nie może się ugryźć w
język? Przez swoją niewyparzoną gębę sprawiła przykrość chłopakowi, którego
kochała ponad wszystko. Ten dzień już chyba gorzej nie mógł się skończyć…
Witam :)
Oto oddaje w wasze łapki kolejny
rozdział :) Szczerze, to sama nie wiem, co mam o nim myśleć. Jak dla mnie nie jest
najgorszy, ale zdarzało mi się pisać lepsze. Tak czy siak opinię, co do tej
notki pozostawiam wam i mam nadzieje, że zechcecie się nią ze mną podzielić w
komentarzach :D
Pozdrawiam A♥
pierwsz! lecę czytać :*
OdpowiedzUsuńLecę czytać !!!
OdpowiedzUsuńBoski rozdział !!! Cała ta akcja z Lizzy... Poprostu geniusz ! Cieszczę sie że Mionie i Draco nie układa się jak w jakiejś bajce, tylko są kłótnie :D
UsuńRozdział genialny!! Hermiona chce ją zaadoptować ? Mam nadzieję, że draco będzie ją wspierał!
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny!! :)
tak myślałam że będzie chciała ją adoptować :D szkoda że sie pokłócili :(
OdpowiedzUsuńNie, nie, nie! Mówiłam już? Nie!
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się i jeśli Draco nie wróci i nie przeprosiw trybie natychmiastowym to... ech :<
Życzę weny,
Y♥
Rozdział?
OdpowiedzUsuńŚwietny, szkoda że taki krótki.
Chyba ,że mi się tak tylko wydawało bo przeczytałam go w niecałe kilka minut.
Z jednej strony popieram Draco a z drugiej Hermionę..
Szkoda mi Lizzy.
Bardzo Ci dziękuje za informowanie mnie o wszystkich rozdziałach *w*
Pozdrawiam,Nana ;3
super rozdział! fajny zwrot akcji,tak myslalam ze Hermiona bedzie chciala ją adoptować! mam nadzieje ze sie pogodzą ;(
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie : www.xsectumsempraa.blogspot.com
Cudowny rozdział czekam z niecierpliwością na następny Z.
OdpowiedzUsuńTak podejrzewałam, że Hermiona zechcę ją zaadoptować i w tym miejscu popieram Draco. Jak dla mnie to nieodpowiedni pomysł :P I tu mam kolejne przypuszczenie, pewnie w przyszłości zostanie ich córką.
OdpowiedzUsuńNie lubię jak oni się kłócą, ewidentnie Hermiona przesadziła i niepotrzebnie tak się uniosła. :/ Powinna go porządnie przeprosić. If you know what i mean :P
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
-----
clover.
http://hgranger-dmalfoy.blogspot.com/
bardzo ciekawy rozdział :)
OdpowiedzUsuńNiesamowity rozdział.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Lizy opowiedziała wszystko Hermionie.
Szkoda, że Smok i Hermiona tak się pokłócili, a ona powiedziała za dużo.
Mam nadzieję, że Miona przeprosi Draco i się pogodzą.
Liczę na happy end ;P
Ciekawe czy Lizy zostanie zaadoptowana przez Mionę i czy Lucjusz jeszcze coś wymyśli.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Hermione Granger
SUPER!!!!! Jak dla mnie jest to jeden z najlepszych rozdziałów w ostatnim czasie bardzo mi się podoba. Życzę weny i z niecierpliwością czekam na następny
OdpowiedzUsuńLittle Monster
Nie podoba mi się końcówka.. ;C Draco ma rację co do tej adopcji , to szalony pomysł. Jednak Miona chce dla niej jak najlepiej , powinien to uszanować. Jestem rozdarta..
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i życzę weny! :)
Podzielam zdanie Draco. Hermiona ostro przegięła.. Powiedzieć mu coś takiego ? O Jezu..
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszystko szybko się wyjaśni :)
Dramione True Love :)
super! mam nadzieję że Draco nie da się za szybko przeprosić :), niech teraz Hermiona się stara! - Gośka.
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały <3 mam nadzieję, że szybko się pogodzą , choć może lepiej by była jakaś dramatyczna akcja przed tym ?? hmmmmm czeeeekam <3 :*
OdpowiedzUsuńBiedny Draco...
OdpowiedzUsuńAle ma chłopak rację Granger nie powinna adoptować Lizy. Lubię tą małą ale nie ....
Świetny rozdział <3 <3 <3
Nie jestem przekonana w 100% do całego tego wątku z Lizzy. Fabuła jest świetna, ale moim zdaniem za bardzo się roztkliwiasz się nad nią. To znaczy, chodzi mi o to, że całe podejście Hermiony do tej dziewczynki jest takie nienaturalne, jakby tamta nie miała 12 lat, tylko 5, a Hermiona była jej matką. No nie wiem, ja to słabo odbieram. I szczerze, mam nadzieję, że Hermiona jej nie adoptuje. Team Draco! :D
OdpowiedzUsuńRozdział jest super, tylko szkoda, że troszkę krótki :) I jak ja nie mogę znieść myśli, że za 10 rozdziałów koniec! Nawet sobie nie wyobrażasz :c
Życzę weny :)
Ooo tak ;) Zgadzam się z Ronnie w 100 % Team Draco!!! Tak czy inaczej piszesz świetnie. Czekam na kolejny rozdział :**
Usuńdark-family-dtb.blogspot.com
Macie racje, muszę bardziej popracować nad postacią Lizy i jej relacją z Hermioną. Mam nadzieję, że uda mi się to poprawić w kolejny rozdziałach :)
UsuńWchłoniemy wszystko, co nam dasz :)
UsuńCo nie zmienia faktu, że wszystkie uwagi mile widziane, bo wtedy przynajmniej wiem, nad czym muszę popracować :)
UsuńHermiona mnie wkurzyła, wiem że ma dobre serce, ale niech nie przesadza. Mam nadzieję, że nie dojdzie do adopcji. Rozdział fajny choć mam nadzieję że Draco i Herm dojdą do porozumienia. Życzę weny i czekam na nexta ;)
OdpowiedzUsuńEch, rozdział świetny.... biedna Lizy ;( ... Ale na swoim asku dostałaś pytanie, coś, że Hermiona się opamięta i nie bd chciała zaopiekować się małą, a ty powiedziałaś jej, że raczej się nie rozczaruje... Ach, czyli jednak jej nie zaadoptuje ? Szkoda :( ... No cóż, mam nadzieję, że się pogodzą...
OdpowiedzUsuńPozdro i życzę weny
/Olcik :*
Też mam nadzieję że jej nie adoptuje! Przez chwilę przeszło mi przez myśl ze to Narcyza ja adoptuje. Rozdział fajny ale pisałaś lepsze ;) Klutnia :(
OdpowiedzUsuńHistoria Lizy wzruszająca, ale moim zdaniem robisz ją przewrażliwioną. Ja rozumiem, że ona ma 12 lat, ale jest ślizgonką. A jakoś nie wyobrażam sobie takich "słabych" ślizgonów, no chyba, że chcą coś osiągnąć. Liz za bardzo przypomina puchonkę. Hermiona ze swoim pomysłem adopcji postąpiła kompletnie nie hermionowato. Popieram tu Draco, a jestem chyba 100, a może nawet 1000, więc team Draco wymiata i w następnym rozdziale Hermiona natychmiastowo idzie przeprosić Smoka ;) A Lizy mogłyby na przykład adoptować Andromeda i Narcyza, we trzy na pewnoby się polubiły, a Liz pomogłaby w opiece nad w opiece nad Tedem ;) No i wszyscy byliby szczęśliwi. Możesz jeszcze wsadzić Lucjusza do Azkabanu i pełnia szczęścia ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~Olciak ;)
Powiem tak, uważam, że z dalszych losów Lizy będziecie zadowoleni, a moje plany, co do niej pokryją się z waszymi oczekiwaniami :) Z charakterem masz racje, choć duży wypływ na to, ma to, co ją spotkało, śmierć matki i siostry, z którą musiała sobie poradzić sama, a potem zdrada ojca na psychice każdego pozostawiłaby jakieś piętno i odebrały siłę. Nie zmienia to jednak faktu, że popracuje nad jej postacią :)
Usuńdzisiaj troszkę smutno ale ja i tak cieszę się że dodałaś rozdział :) rozdział jest super i zawiera w sobie tajemnicę i ciekawy won tek , który przerwałaś więc czekam na kontynuacje dalszej sytuacji :) pozdrawiam i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńJak ja nie nawidze jak oni się kłócą! Blagam niech znow bedzie normalnie!
OdpowiedzUsuńA poza tym jak zawsze cudownie :)
Pozdrawiam
No i znowu kłótnia... Rozdział genialny. Trochę smutny ten rozdział, ale nie samowity.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę.
Świetna historia z Lizy :c
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Miona ma niewyparzoną gębę... Mam nadzieję, że się pogodzą...
/Mei
Szkoda Lizy i Draco ;c
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Hermiona szybko zrobi coś, żeby się pogodzili c;
Pozdrawiam,
Cave ;)
Ojeju, takiego obrotu akcji to się nie spodziewałam ;) Kurcze.. mam nadzieję, że Hermiona i Draco się pogodzą, bo w sumie to wydaje mi się, że w całej tej kłótni to Draco ma racje... no cóż z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :D dużo weny :*
OdpowiedzUsuń~Ania
Rozdział bardzo fajny, choć szkoda, że krótki.
OdpowiedzUsuńHistoria Lizy nie jest za wesoła. Nie dość, że straciła matkę i siostrę to jeszcze ojciec, który kompletnie ją odtrąca. Oby znalazła w sobie siły...
Hmm, decyzja Hermiony jakoś nie bardzo mnie zaskoczyła, choć szczerze mówiąc mam nadzieję, że do tej adopcji nie dojdzie i że Gryfona pogodzi się z Draco. Wydaje mi się, że tutaj Smok ma absolutną rację w kwestii tej adopcji. No ale zobaczymy...
Pozdrawiam ;)
Świetny rozdział! Piszesz wspaniale! Myślałaś może nad pisaniem książki? Bo jeśli nie to radzę ci zacząć. Odniosłabyś wielki sukces
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Ale mam nadzieję, że jej nie zaadoptuje. Jakoś mi to nie pasuje :D Mama Hermiona :D Fajnie, że przynajmniej coś się dzieje. Z niecierpliwością czekam na następny <33
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle jest cudowny. Lizy nie ma łatwego życia, ale jest silna i wiem, że z pomocą Hermiony da rade. Szkoda, ze pokłóciła się o nią z Draco, ale przynajmniej nie jest nudno. Bo chyba bym nie zniosła, gdyby wszystko było słodko jak w bajce, lubię takie zwroty akcji :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Lumos
O nie! Biedulka z tej Lizzy, a jej ojciec to potwór. Pomysł z adopcją Lizzy... Ciekawy ale i tak popieram Draco. Hermiona nie ma nic, nie przyznano by jej opieki do 12 łatki. Stwierdzenie ze Draco jest egoistą było okropne. Przecież on dba o Hermionę bardziej niż o siebie! Mam nadzieję że szybko się pogodzą...
OdpowiedzUsuńRozdiał cudowny!
Świetny a ten ojciec LIzy to kawał świni i tyle
OdpowiedzUsuńTak bardzo kocham <3
OdpowiedzUsuńMam tylko nadzieje, ze Hermiona z Draco sie pogodza, a Lizy nie wyląduje w domu dziecka :(( nie wylądu
Dodasz dxisiaj nnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnbnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnnmnnnj cooooooooooooo. proooooszzzzzreeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeqweyipkfjhggjhikgufiuftgkbdhrlubsdjyfamjbxluoshflibflugsbfluvbdcnfbfithbfkfjfjgjfjffdeddyyjkhjxjdhshfjvjhhktjdhegwtwrqtweryijhhyyeitifkvhkbhbygofgkbvgsffcdcxrttffyfdftwreetuiouyfsdhijfxvbbvxdsfhjiufedydgvhgggjffdgdhxcffhxbbf cbfjvxghdhrtvrvrhhrhgvthtjr
OdpowiedzUsuńHeh... wiedziałam że Hermionka będzie chciała adoptować Lizy, no ,ale prawda że przegieła z tym nieczułym draniem, a co do Lizy to bardzo żal mi małej... Życze weny i pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~Lin
czarjednejkrwi.blogspot.com
O kurcze, niezła historia z tą Lizy. Dobrze, że zdecydowała się opowiedzieć wszystko aurorom, ale co do Hermiony... Draco ma rację - jest głupia. Głupia i nieracjonalna. Żeby adoptować dziecko, trzeba mieć do tego warunki, których ona z pewnością nie posiada. Chciała dobrze, ale zupełnie nie przemyślała swojej decyzji. Jest strasznie w gorącej wodzie kąpana co zupełnie nie pasuje do kanonicznej Hermiony, ale o to już mniejsza :) Wkurzyła mnie trochę tym swoim upartym charakterem i świętym przekonaniem, że zawsze ma rację itp.
OdpowiedzUsuńIdę czytać kolejny :)
Jejuuu, tak szkoda Draco, mam nadzieję , że się pogodzą muszą i że Draco się zgodzi na adopcje małej,
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Tsuki <3
Ale wystrzeliła ! Adoptowanie dziecka to nie przelewki ! Po za tym muszą się pogodzić ! Tylko te 3 kropki mnie martwią .
OdpowiedzUsuń"Przynajmniej" nie "bynajmniej", "łajzom" nie "łajzą", "sprzed" nie "z przed", "zajęło jej nieco więcej czasu" albo "potrwało nieco dłużej", a nie "zajęło jej nieco dłużej", "przed nią" osobno.
OdpowiedzUsuńCóż, jakoś się nie dziwię jego reakcji, też bym się wściekła, a to że Hermiona za dużo powiedziała, to nie spodziewałam się tego po niej..zwłaszcza, że chyba zapomniała, że on się zmienił..cóż..
Pozdrawiam :)